wtorek, 9 czerwca 2015

Rozdział VIII

Kim była szczupła. Miała malutkie oczy i wystające kości policzkowe. Mówiła składniowo, co zresztą wymagała jej praca. Nie wiedziała jednak, że ma do czynienia z najbardziej zawzięta w sobie osobą. Wcale jej nie słuchałam, tylko ściskałam w ręce telefon, który od paru miesięcy milczał. Nie miałam przyjaciół, nie miałam chłopaka a Dorian był wrakiem, który nawet nie podziękował mi za schronienie. W zasadzie gdybym dostała smsa od Olivera cała reszta i tak by się nie liczyła.
- Tak więc widzę, że jesteś zainteresowana. Kupię ci sukienkę, bo wiesz to moi znajomi a twój styl nieco nie pasuje...
- Co? - wróciłam na ziemie, możliwe że trochę za późno.
- No nie przesadzaj, podoba mi się twój styl tylko proszę Cię o jedno wyjście, gdzie nie pasuje..
- Gdzie ja mam iść ?
- Mogłabyś mi chociaż nie przerywać - wstała - Wałkuję już od pół godziny to samo. Do Candy na urodziny. To moja przyjaciółka.- Wyszła nie zamykając drzwi za sobą.
To koszmarne kiedy własna siostra wybiera ci ciasną, poważną sukienkę. W sumie to nie była taka zła. Cała w kolorze łososiowym. Jedyne co przeszkadzało mi w całej kreacji to duży wykrój na biust. Reszta była spoko.
- Idealnie, perfekcyjnie - zachwycała się Kim.
- Żartujesz? 
- Nie, na prawdę prezentujesz się zjawiskowo.
-Zjawiskowe są spadające gwiazdy, albo...
- Do kitu z tobą. Przymierz jeszcze tą.
- Nie no błagam, która to już?
Zrobiłam zmieszaną minę a po zakupach poszłam zbadać otoczenie. Pogoda była słoneczna jednak chłodny wiatr przeszywał moją skórę i czułam, że marznę. Zaczęłam biec truchtem. Mogłam wziąć moją śliwkową bluzę, ale jakże inaczej. Cała ja. Teraz snułam się bez sensu po parku, wyglądając troszeczkę przygłupawie wśród ludzi mających drugą połówkę, obściskujących się na ławkach lub po prostu zawzięcie dyskutujących z przyjaciółmi. Poczułam skurcz w żołądku. Wróciły wspomnienia z Oliverem. Moim ukochanym księciem z bajki. Zwolniłam kroku czując napływ łez. Nadal nie radziłam sobie z bólem straty. Mogło to być spowodowane także wyrzutami do samej siebie. Czasu nie cofnę.
Wtem nastąpił trzask i huk. Moje ciało upadło na ziemię. Łokciem uderzyłam o chłodny asfalt. Zabolało. Szybko podniosłam się z ziemi i strzepałam piasek. Miałam zdartą skórę z rąk i przerażoną minę. Chłopak zrobił krok w tył. Podążył w stronę przewróconej deskorolki. Widocznie była ważniejsza.
- Przepraszam, czasem się zamyślam i ... - przerwał energicznie- czekaj, czekaj! Ja cię skądś kojarzę.
Diametralnie zaczął przypominać mi się wizerunek jego twarzy.
- Ty! - zabrzmiało to jak imię którego nie nosiła moją osoba, z przedłużeniem na " Yyy".
- Ja - ucięłam krótko - Chyba próbowałeś przeprosić. Teraz będę musiała kupić sobie nowe jeansy, bo w tych zrobiła się dziura.
- Nie poznajesz mnie? - Miał minę typu " Kupuję tu codziennie gazety a tu żadnej zniżki?"
- Nie.- chociaż szczerze mówiąc przypominał mi kogoś.
- Uratowałem cię! Zaraz, kiedy to było - zaczął myśleć gorączkowo - Biegłaś rozgoryczona. Prawie wpadłaś tamtego dnia pod auto.
Zaczęło mi coś świtać. Był bohaterem, którego od górnie zjechałam,bo śpieszyłam się do Doriana. Teraz wydawał się przystojniejszy. Kiedy ściskał mi dłoń był w jakieś wytartej koszuli. Pewnie doszedł do wniosku, że chciałam popełnić samobójstwo a jednak dalej żyłam.
- Twoja czapka- zgięłam się żeby podnieść mu full cap i przerwać niezręczną ciszę.
- Dzięki - zarumienił się.
- Nie musiałeś tak na mnie wpadać, dupku.
- A ja Nick, miło mi.
-Okey? Liczysz, że się przedstawię?
- Już to zrobiłaś, dupku.
-Ugh, to nie jest zabawne.
- Troszeczkę jest. Twoje imię jest...
- Skończ! Wygrałeś.
- Więc ?- wyciągnął rękę w moją stronę.
- Molly.
- No i fajnie.
Wtem zaczął przechodzić z nogi na nogę jakby chciał dać mi do zrozumienia, że się śpieszy. Nie po to poznał moje imię, żeby uciec.
- Wiesz może gdzie jest szkoła? - zadałam najgłupsze pytanie świata na zatrzymanie faceta przy sobie. W dodatku był dzień wolny.
- Jasne, mieszkam tu.
- Pokazałbyś mi?- uśmiechnęłam się kusząco. Byłam sama więc nie miałam nic do stracenia. Potrzebowałam kogoś aby rozeznać się w terenie, mieć z kim pogadać i tego typu sprawy. Nigdy nie wiadomo kiedy następnym razem nadarzy się okazja i ktoś na mnie wpadnie, więc próbowałam wykorzystać tą. Bez przyjaciółki z rozdartym sercem i znienawidzoną siostrą w domu nie mogłam budować nowej przyszłości. Nie było łatwo. Udawałam tylko taką wyluzowaną. W środku przy każdym spojrzeniu na Nicka czułam, że zdradzam Olivera. To chore! Wcześniej był tylko mój chłopak i Dorian. Może dlatego Oliv nigdy nie był zazdrosny, a szkoda.
- Molly, tak? Ciężko ci idzie podryw, ale niech będzie - zaczął uśmiechać się pod nosem. - Może pójdziemy na lody?
Cholera! Ostatnie co proponował mi Oliver to lody. Jednak odrzuciłam szybko to wspomnienie. To normalny koleś, który zaprasza zwyczajnie na lody. Nic nadzwyczajnego. Czyżby? Musze nad sobą panować. Zauważył moje pogrążenie w myślach. Teraz uzna mnie za wariatkę.
Ku mojemu zaskoczeniu zdjął w milczeniu bluzę i zarzucił mi na ramiona. Poczułam jego ciepło. Spojrzałam w jego oczy tak zachwycająco zielone. Tak odmienne od błękitu oczu mojego chłopaka. W myślach przekazałam mu "Dziękuję" a on przesłał "Proszę". Ruszyliśmy przed siebie.
Idąc na kompromis znaleźliśmy się w kawiarence. Była niewielka, sprawiająca wrażenie bardzo delikatnej, jakby z innego wieku. Krzesła były metalowe a na nich położone zostały poduszki z po wyszywanymi kwiatami. Z żółtego baldachimu zwisały na białych grubych sznurkach doniczki z pelargoniami. Całość stanowiła idealne miejsce, które pozwalało oderwać się od rzeczywistości.
Odsunął mi krzesło a następnie udał się po nasze kawy. Siedziałam z łokciami podpartymi na stoliku i przyglądałam się Nickowi. Dobrze zbudowany. Przystojny i szarmancki. Naglę nasze spojrzenia się spotkały. Szybko odwróciłam wzrok. Byłam zdezorientowana. Dlaczego on tak na mnie działa?
- Wiesz, że jesteś mi winna przysługę? Obliczając ratunek, bluzę i kawę wychodzi dosyć spora sumka.
- Hola, hola pędziwiatrze! Odejmij sobie dzisiejsze potrącenie i moje dziurawe spodnie.
Naraz zaczęłam dogłębniej badać przetarcie na kolanie. Pojawiła się krew i zaczęło szczypać. Nie wiem dlaczego wcześniej niczego nie poczułam. Wtem Nick wstał i przykucnął przy mnie a następnie położył dłoń na moim kolanie i zaczął je badać. Jego dotyk sprawił, że przeszły mnie dreszcze.
- Nic poważnego, ale należy przemyć wodą.
Przysiad z powrotem do swojej kawy i uśmiechnął się.
- W takim razie jedna drobna przysługa - kontynuował
- No słucham cię - odparłam żartobliwie. Zaczęłam bawić się łyżeczką i wzięłam dużego łyka kawy.
- Numer telefonu.
W ten sekundzie parsknęłam a cały napój z ust wystrzelił w jego kierunku tak, że wyglądał fatalnie. Zakryłam ręką buzię i zaczęłam głośno się śmiać. Nick stał z rękami w górze i obdarzył mnie takim samym, głośnym śmiechem. Ludzie zaczęli bacznie się przyglądać a kelnerka desperacko szukała serwetek do posprzątania bałaganu.
- Wariatka! Więc tak się bawisz ?
Zgiął się i rzucił we mnie eklerem. Ja w odpowiedzi rzuciłam kolejnym ciastkiem z naszej tacy. Zaczęła się istna słodka wojna. Biegałam pomiędzy stolikami cała w budyniu a za mną kawowy potwór wraz z pączkami z marmoladą , które po minucie wylądowały na moich włosach. Śmialiśmy się wniebogłosy i przewracaliśmy stoliki. Jakaś kobieta zaczęła krzyczeć na co mężczyzna w garniturze nie wytrzymał i wyprosił nas z lokalu.
Wcale nie było nam wstyd. Jeszcze po drodze śmialiśmy się z całej sytuacji, upaćkani jedzeniem.
- Mmm, zacnie smakujesz milordzie - śmiałam się zlizując krem z palca Nicka.
- Arcyksiężno przesadziłaś z cukrem.
- Nie słodźmy już sobie. Nadal jesteś dupkiem.
- Raz królewna a raz wiedźma. Lubie takie.
- Zamknij się - dźgnęłam go łokciem w żebra.
Zaczęła budować się pomiędzy nami jakaś więź zaufania co wzbudziło we mnie pewien strach ale przy Nicku wszystko było możliwe i pragnęłam go próbować dalej i dalej. Jedyną barierą była miłość która nie wygasła do Olivera. Wszystko co robiłam odczuwałam jako zdradę. Nie chciałam zdradzać Nickowi moich prawdziwych odczuć, aby mnie nie zostawił, bo był aktualnie jedyną osobą która przynosiła mi radość chodź tego jednego dnia. Kiedy byłam już pod moim domem szepnęłam:
- Numer na serwetce w twojej kieszeni. Nie wiem czy robię rozsądnie, ale czasem taki dupek jak ty potrzebuje rady wiedźmy.
Godzinę później kiedy kładłam się spać mój telefon zawibrował. Tak długo czekałam na to uczucie. Pierwsza myśl? Oliver kochanie, żyjesz? Jednak po otworzeniu wiadomości zrozumiałam, że to nie on. Nie wywołało to u mnie rozczarowania, co bardzo mnie zdziwiło. Byłam wręcz zadowolona, z sms`a od Nicka.
On: Jutro powtórka ?
Ja: Okey. Zaskocz mnie:)
On: Nie ma sprawy. Tym razem bez jedzenia.
Ja: o 15 w parku
On: Do jutra :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział VIII

| |

Kim była szczupła. Miała malutkie oczy i wystające kości policzkowe. Mówiła składniowo, co zresztą wymagała jej praca. Nie wiedziała jednak, że ma do czynienia z najbardziej zawzięta w sobie osobą. Wcale jej nie słuchałam, tylko ściskałam w ręce telefon, który od paru miesięcy milczał. Nie miałam przyjaciół, nie miałam chłopaka a Dorian był wrakiem, który nawet nie podziękował mi za schronienie. W zasadzie gdybym dostała smsa od Olivera cała reszta i tak by się nie liczyła.
- Tak więc widzę, że jesteś zainteresowana. Kupię ci sukienkę, bo wiesz to moi znajomi a twój styl nieco nie pasuje...
- Co? - wróciłam na ziemie, możliwe że trochę za późno.
- No nie przesadzaj, podoba mi się twój styl tylko proszę Cię o jedno wyjście, gdzie nie pasuje..
- Gdzie ja mam iść ?
- Mogłabyś mi chociaż nie przerywać - wstała - Wałkuję już od pół godziny to samo. Do Candy na urodziny. To moja przyjaciółka.- Wyszła nie zamykając drzwi za sobą.
To koszmarne kiedy własna siostra wybiera ci ciasną, poważną sukienkę. W sumie to nie była taka zła. Cała w kolorze łososiowym. Jedyne co przeszkadzało mi w całej kreacji to duży wykrój na biust. Reszta była spoko.
- Idealnie, perfekcyjnie - zachwycała się Kim.
- Żartujesz? 
- Nie, na prawdę prezentujesz się zjawiskowo.
-Zjawiskowe są spadające gwiazdy, albo...
- Do kitu z tobą. Przymierz jeszcze tą.
- Nie no błagam, która to już?
Zrobiłam zmieszaną minę a po zakupach poszłam zbadać otoczenie. Pogoda była słoneczna jednak chłodny wiatr przeszywał moją skórę i czułam, że marznę. Zaczęłam biec truchtem. Mogłam wziąć moją śliwkową bluzę, ale jakże inaczej. Cała ja. Teraz snułam się bez sensu po parku, wyglądając troszeczkę przygłupawie wśród ludzi mających drugą połówkę, obściskujących się na ławkach lub po prostu zawzięcie dyskutujących z przyjaciółmi. Poczułam skurcz w żołądku. Wróciły wspomnienia z Oliverem. Moim ukochanym księciem z bajki. Zwolniłam kroku czując napływ łez. Nadal nie radziłam sobie z bólem straty. Mogło to być spowodowane także wyrzutami do samej siebie. Czasu nie cofnę.
Wtem nastąpił trzask i huk. Moje ciało upadło na ziemię. Łokciem uderzyłam o chłodny asfalt. Zabolało. Szybko podniosłam się z ziemi i strzepałam piasek. Miałam zdartą skórę z rąk i przerażoną minę. Chłopak zrobił krok w tył. Podążył w stronę przewróconej deskorolki. Widocznie była ważniejsza.
- Przepraszam, czasem się zamyślam i ... - przerwał energicznie- czekaj, czekaj! Ja cię skądś kojarzę.
Diametralnie zaczął przypominać mi się wizerunek jego twarzy.
- Ty! - zabrzmiało to jak imię którego nie nosiła moją osoba, z przedłużeniem na " Yyy".
- Ja - ucięłam krótko - Chyba próbowałeś przeprosić. Teraz będę musiała kupić sobie nowe jeansy, bo w tych zrobiła się dziura.
- Nie poznajesz mnie? - Miał minę typu " Kupuję tu codziennie gazety a tu żadnej zniżki?"
- Nie.- chociaż szczerze mówiąc przypominał mi kogoś.
- Uratowałem cię! Zaraz, kiedy to było - zaczął myśleć gorączkowo - Biegłaś rozgoryczona. Prawie wpadłaś tamtego dnia pod auto.
Zaczęło mi coś świtać. Był bohaterem, którego od górnie zjechałam,bo śpieszyłam się do Doriana. Teraz wydawał się przystojniejszy. Kiedy ściskał mi dłoń był w jakieś wytartej koszuli. Pewnie doszedł do wniosku, że chciałam popełnić samobójstwo a jednak dalej żyłam.
- Twoja czapka- zgięłam się żeby podnieść mu full cap i przerwać niezręczną ciszę.
- Dzięki - zarumienił się.
- Nie musiałeś tak na mnie wpadać, dupku.
- A ja Nick, miło mi.
-Okey? Liczysz, że się przedstawię?
- Już to zrobiłaś, dupku.
-Ugh, to nie jest zabawne.
- Troszeczkę jest. Twoje imię jest...
- Skończ! Wygrałeś.
- Więc ?- wyciągnął rękę w moją stronę.
- Molly.
- No i fajnie.
Wtem zaczął przechodzić z nogi na nogę jakby chciał dać mi do zrozumienia, że się śpieszy. Nie po to poznał moje imię, żeby uciec.
- Wiesz może gdzie jest szkoła? - zadałam najgłupsze pytanie świata na zatrzymanie faceta przy sobie. W dodatku był dzień wolny.
- Jasne, mieszkam tu.
- Pokazałbyś mi?- uśmiechnęłam się kusząco. Byłam sama więc nie miałam nic do stracenia. Potrzebowałam kogoś aby rozeznać się w terenie, mieć z kim pogadać i tego typu sprawy. Nigdy nie wiadomo kiedy następnym razem nadarzy się okazja i ktoś na mnie wpadnie, więc próbowałam wykorzystać tą. Bez przyjaciółki z rozdartym sercem i znienawidzoną siostrą w domu nie mogłam budować nowej przyszłości. Nie było łatwo. Udawałam tylko taką wyluzowaną. W środku przy każdym spojrzeniu na Nicka czułam, że zdradzam Olivera. To chore! Wcześniej był tylko mój chłopak i Dorian. Może dlatego Oliv nigdy nie był zazdrosny, a szkoda.
- Molly, tak? Ciężko ci idzie podryw, ale niech będzie - zaczął uśmiechać się pod nosem. - Może pójdziemy na lody?
Cholera! Ostatnie co proponował mi Oliver to lody. Jednak odrzuciłam szybko to wspomnienie. To normalny koleś, który zaprasza zwyczajnie na lody. Nic nadzwyczajnego. Czyżby? Musze nad sobą panować. Zauważył moje pogrążenie w myślach. Teraz uzna mnie za wariatkę.
Ku mojemu zaskoczeniu zdjął w milczeniu bluzę i zarzucił mi na ramiona. Poczułam jego ciepło. Spojrzałam w jego oczy tak zachwycająco zielone. Tak odmienne od błękitu oczu mojego chłopaka. W myślach przekazałam mu "Dziękuję" a on przesłał "Proszę". Ruszyliśmy przed siebie.
Idąc na kompromis znaleźliśmy się w kawiarence. Była niewielka, sprawiająca wrażenie bardzo delikatnej, jakby z innego wieku. Krzesła były metalowe a na nich położone zostały poduszki z po wyszywanymi kwiatami. Z żółtego baldachimu zwisały na białych grubych sznurkach doniczki z pelargoniami. Całość stanowiła idealne miejsce, które pozwalało oderwać się od rzeczywistości.
Odsunął mi krzesło a następnie udał się po nasze kawy. Siedziałam z łokciami podpartymi na stoliku i przyglądałam się Nickowi. Dobrze zbudowany. Przystojny i szarmancki. Naglę nasze spojrzenia się spotkały. Szybko odwróciłam wzrok. Byłam zdezorientowana. Dlaczego on tak na mnie działa?
- Wiesz, że jesteś mi winna przysługę? Obliczając ratunek, bluzę i kawę wychodzi dosyć spora sumka.
- Hola, hola pędziwiatrze! Odejmij sobie dzisiejsze potrącenie i moje dziurawe spodnie.
Naraz zaczęłam dogłębniej badać przetarcie na kolanie. Pojawiła się krew i zaczęło szczypać. Nie wiem dlaczego wcześniej niczego nie poczułam. Wtem Nick wstał i przykucnął przy mnie a następnie położył dłoń na moim kolanie i zaczął je badać. Jego dotyk sprawił, że przeszły mnie dreszcze.
- Nic poważnego, ale należy przemyć wodą.
Przysiad z powrotem do swojej kawy i uśmiechnął się.
- W takim razie jedna drobna przysługa - kontynuował
- No słucham cię - odparłam żartobliwie. Zaczęłam bawić się łyżeczką i wzięłam dużego łyka kawy.
- Numer telefonu.
W ten sekundzie parsknęłam a cały napój z ust wystrzelił w jego kierunku tak, że wyglądał fatalnie. Zakryłam ręką buzię i zaczęłam głośno się śmiać. Nick stał z rękami w górze i obdarzył mnie takim samym, głośnym śmiechem. Ludzie zaczęli bacznie się przyglądać a kelnerka desperacko szukała serwetek do posprzątania bałaganu.
- Wariatka! Więc tak się bawisz ?
Zgiął się i rzucił we mnie eklerem. Ja w odpowiedzi rzuciłam kolejnym ciastkiem z naszej tacy. Zaczęła się istna słodka wojna. Biegałam pomiędzy stolikami cała w budyniu a za mną kawowy potwór wraz z pączkami z marmoladą , które po minucie wylądowały na moich włosach. Śmialiśmy się wniebogłosy i przewracaliśmy stoliki. Jakaś kobieta zaczęła krzyczeć na co mężczyzna w garniturze nie wytrzymał i wyprosił nas z lokalu.
Wcale nie było nam wstyd. Jeszcze po drodze śmialiśmy się z całej sytuacji, upaćkani jedzeniem.
- Mmm, zacnie smakujesz milordzie - śmiałam się zlizując krem z palca Nicka.
- Arcyksiężno przesadziłaś z cukrem.
- Nie słodźmy już sobie. Nadal jesteś dupkiem.
- Raz królewna a raz wiedźma. Lubie takie.
- Zamknij się - dźgnęłam go łokciem w żebra.
Zaczęła budować się pomiędzy nami jakaś więź zaufania co wzbudziło we mnie pewien strach ale przy Nicku wszystko było możliwe i pragnęłam go próbować dalej i dalej. Jedyną barierą była miłość która nie wygasła do Olivera. Wszystko co robiłam odczuwałam jako zdradę. Nie chciałam zdradzać Nickowi moich prawdziwych odczuć, aby mnie nie zostawił, bo był aktualnie jedyną osobą która przynosiła mi radość chodź tego jednego dnia. Kiedy byłam już pod moim domem szepnęłam:
- Numer na serwetce w twojej kieszeni. Nie wiem czy robię rozsądnie, ale czasem taki dupek jak ty potrzebuje rady wiedźmy.
Godzinę później kiedy kładłam się spać mój telefon zawibrował. Tak długo czekałam na to uczucie. Pierwsza myśl? Oliver kochanie, żyjesz? Jednak po otworzeniu wiadomości zrozumiałam, że to nie on. Nie wywołało to u mnie rozczarowania, co bardzo mnie zdziwiło. Byłam wręcz zadowolona, z sms`a od Nicka.
On: Jutro powtórka ?
Ja: Okey. Zaskocz mnie:)
On: Nie ma sprawy. Tym razem bez jedzenia.
Ja: o 15 w parku
On: Do jutra :)




0 komentarze :

Prześlij komentarz

.

Elegant Rose - Move