poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozdział XI

Było cudownie! Nigdy nie przypuszczałabym, że będę tak dobrze bawić się z kimś na zakupach. Z siostrą nigdy nie byłam. Z mamą też. Przyjaciółki wolały iść na imprezę więc wychodziło, że na zakupy chodziłam kiedy chciałam zabłysnąć przed Oliverem. Ewentualnie mama przywodziła mi stos markowych ubrań z wyprzedaży.
Feliks opowiadał właśnie kolejny dowcip, gdy w mojej kieszonce od spodni za wibrował telefon. Mężczyzna spojrzał na mnie ukradkiem i przerwał.
- Mama - powiedziałam zaskoczona. - Mam odebrać?
Zaczął się śmiać.
- To twoja mama jeśli ją szanujesz odbierzesz. Dlaczego cie to tak dziwi, że dzwoni?
- Nigdy nie dzwoniła.
Przesunęłam palcem na zielone i przyłożyłam smartfona do ucha. Patrzyłam teraz na rozciągające się pola uprawne i gdzieniegdzie porozrzucane domy. Naprawdę czułam się wspaniale. Oderwana od przynoszących ból myśli. Feliks nawet na chwilę nie dał mi być smutną. Ciągle coś opowiadał albo się śmiał. Był bardzo otwartym człowiekiem i zrobiło mi się wstyd, że odgórnie pozwałam go o najgorsze z możliwych. Był dobrym człowiekiem. Dopiero teraz zaczęłam to doceniać.
Mama : Hej kochanie ( bardzo entuzjastycznie jak to w zwyczaju robią mamy)
Ja : Hej mamo. Dlaczego dzwonisz coś się stało?
Mama: Nie, po prostu stęskniłam się za tobą. Naprawdę brakuje mi ciebie.
Ja: Chętnie wrócę ( spojrzałam na Feliksa prowadzącego auto )
Mama: Kochanie wiesz, że to dla twojego dobra. ( Odwróciłam głowę z powrotem do szyby. Poczułam gniew)
Ja: Mamo o co chodzi? Dobrze wiem, że nie jestem tu dla siebie tylko dla was i bezpieczeństwa. Kto to jest Georg? Oliver zginął bo ktoś go zabił? ( słowa napływały do ust niczym istny potok ) No odpowiedz! ( Ona milczała, a ja ze względu na Feliksa nie pytałam jej o to czy go zna i czy wie o planach córki )
Mama: Georg to ojciec Olivera.
Ja: Nieprawda! Była u niego tyle razy i jego tata ma na imię Dan a nie jakiś Georg.
Mama: Kochanie to nie takie proste. Mama Olivera ożeniła się drugi raz. Georg to wspólnik twojego taty. Widocznie ci co to planowali nie przypuszczali, że Georg z Oliverem powiązany jest tylko alimentowo.
Ja: Ci co to planowali? ( zdębiałam ) Czyli ktoś go zabił? Ktoś zrobił to specjalnie?
Mama: Molly, nie wiem kochanie.
Ja: Kłamiesz! Jak zawsze kłamiesz! Ja nie mam pięciu lat. Dojdę do prawdy zobaczysz.
Mama: Najważniejsze to żebyś ty była teraz bezpieczna ( cicho odparła mama a ja przyciskałam już czerwoną słuchawkę)
Oparłam głowę o rękę.
- Zaraz będziemy mała.
Rodzice Feliksa mieszkali w przytulnym domku. Mieli stadninę koni. Całe otoczenie ogrodzone było pięknym, drewnianym płotem. Obok domu rosła stara jabłonka do której przymocowana była huśtawka. Dom był słonecznego koloru z brązowym dachem. Wejście poprzedzał spory ganek i również drewniane schody. Prawie w każdym oknie stały doniczki z kwiatami. Jakby tego było mało, nieopodal rozciągał się przepiękny ogród z warzywami, owocami i kwiatami. Prawdziwy raj dla motyli i pszczół. Wierzchowce rżały z ogromnej, czerwonej stajni. Stamtąd wyłonił się tata Feliksa. Był bardzo szczupły, lecz niewiarygodnie silny. Na jego silnych rękach były blizny po ranach powstałych podczas zmagania się z końmi. Oczy Jacoba były piękne. Miały w sobie niewiarygodny blask. Zachowywał się z godnością. Po poznaniu tego wspaniałego człowieka przyszła kolej na mamę Feliksa - Evę. Bardzo ciepła i pogodna osoba, która piecze najlepsze drożdżówki na świecie! Możecie nie wierzyć, ale są naprawdę fenomenalne. Gdybym pomieszkała tam przez tydzień zapewne przytyłabym dobre 10 kg. Siedzieliśmy przy stole i prowadziliśmy pogodną rozmowę. Wypytywali mnie o różne rzeczy, ale wiadomo, że każdy tak robi kiedy poznaje nową osobę. Myślałam, że to koniec niespodzianek, kiedy nagle z góry zbiegła Lena. Była nieprawdopodobnie energiczna. Nie wiem czy to zrządzenie losu, ale była siostrą Feliksa w dodatku w tym samym wieku co ja. Nie panoszyła się ani nie wywyższała jak znane mi dziewczyny z miasta. Była ciemną brunetką z cudownym uśmiechem.
- Molly chodź pokaże ci Spartana!
Trzymała mnie za rękę i ciągnęła do wyjścia. Uznałam, że Feliksowi należy się chwila rozmowy sam na sam z rodzicami.
Lena była bardzo zaangażowana w opowiadanie o koniach a ja wyjątkowo w to wsłuchana. Uśmiech nie znikał jej z twarzy i zaczęłam wspaniale się z nią dogadywać. Tak samo jak z Feliksem. Stałam oparta o drzwiczki do Megi i przyglądałam się z zazdrością jak Lena głaszcze i rozumie tego pięknego wierzchowca. Wtem odwróciła się do mnie i pogodnie zaproponowała :
- Pojechałabyś ze mną na przejażdżkę?
Wystraszyłam się.
- Ale ja ... - wstyd mi było to powiedzieć. Zawsze uważałam się za lepszą od ludzi ze wsi, bo paliłam, piłam, wiedziałam co jest cool a tu nagle nigdy nie jeździłam na koniu - Nie potrafię. - spuściłam wzrok.
Lena podeszła do mnie i przytuliła. W pierwszym momencie przeżyła kolejny szok, bo nigdy nikt tak szybko nie zaprzyjaźniał się ze mną. Zazwyczaj zaczynało się od drobnych pożyczek na sklepik szkolny czy odrabianiu prac domowych. Tak właśnie było z moją byłą przyjaciółką.
- Nie przejmuj się. Głowa do góry. Pojedziemy na Spartanie, bo dla niego dwie osoby to jak jedna.



Rozdział X

Kimeny wyszła z domu jeszcze zanim ja zdążyłam wstać. Zostawiła małą, wygniecioną karteczkę: "Wrócę o 17" Wstrząsnęłam ramionami. Jak dla mnie  nie musiała wracać wcale.W zestawie miałam kilka sms`ów i nieodebranych połączeń od Nicka.
On: Już niedługo 15.
On: Kurczę, nie wiem co ubrać. Będę na luźno, więc tobie też tak radzę.
On: Chociaż chciałbym zobaczyć cię w sukience ale jest niepraktyczna.
On: Znowu pójdziemy na coś słodkiego?
On: Halo, Molly! Jesteś ?
On: Czekam już 15 min.
On: Dobra już się nie narzucam. Pa.
On: Mam usunąć twój numer?
On: Widocznie to był błąd.
Poczułam ból jaki mu sprawiłam. Nie miałam pojęcia co napisać. Może zadzwonić? Przecież tego nie planowałam. Nie, nie dzwoń wariatko! Usłyszałam wewnętrzny głos. Tak będzie lepiej. Wrócę niedługo do domu. Muszę, zapomnieć o Nicku. Nagle rozległ się głośny i rytmiczny dzwonek do drzwi. Wstałam poprawiając kosmyki jasnych włosów. Zerknęłam ukradkiem na moje dwie różne skarpetki - jedna w zielone krokodyle a druga w paski. Niepewnie przekręciłam zasuwkę. Nie miałam pojęcia kto mógł pojawić się o tej porze. Przerzutka zwolniła zamek i po lekkim trzasku drzwi były już uchylone. Za nimi stał we własnej osobie Feliks. Był ubrany w czerwoną, kraciastą koszulę i ciemne jeansy. Jego markowe New Balance nie były nawet zabrudzone. Na pewno kupił je kilka dni temu. W końcu nie znam mężczyzny, który tak dbałby o buty. Ten mógł być pierwszy. Feliks wnikliwie przyglądał się mojej osobie. Zdałam sobie sprawę, że jestem w za małej bluzce z napisem " Córeczka tatusia ". Feliks wyprzedził moje słowa:
- Wiem, że nie ma Kim. Przyszedłem do ciebie.
Masą ciała przepchnął się przez drzwi i rozsiadł w salonie jakby nigdy nic. Dalej kontynuował kiedy ja zatrzasnęłam drzwi. No świetnie! Wolałabym być już sama niż z nim. Szkoda, że nie jest Nickiem. Przystanęłam na chwilkę. Naprawdę tak pomyślałam? Nie, to jakiś obłęd. Biorę na to poprawkę: " Szkoda że nie jest Oliverem". Bałam się Feliksa. Nie wiedziałam do czego był zdolny. Wzięłam go na bardzo duży dystans.
- Nie będę owijał w bawełnę. Słuchaj mała, skup się. Nie będę powtarzał. Wcale nie jestem zachwycony faktem, że swój wolny dzień spędzam z jakaś małolatą, która wczoraj popsuła mi imprezę, ale okey. Robię to tylko i wyłącznie ze względu na Kim. Planujemy od dawna krok do przodu. Jednak wcale nie znam jej rodziny a ona moją bardzo dobrze. Nie chcę żebyś zrozumiała mnie źle, ale chciałbym zabrać cię dziś do mojej mamy. Chodzi o to, że Kimeny nic o tym nie wie i chciałbym żeby tak zostało, bo zależy jej chorobliwie na tym żebyśmy mieli dobre stosunki miedzy rodzinne jeśli planujemy ślub.
- Co? - niemal krzyknęłam. - Ślub ?
- I rodzinę. Rozmawiam z tobą jak z poważną osobą więc mam nadzieje, że to docenisz.
- Jak na razie to powiedziałeś mi więcej niż przez cały tydzień potrafiłam usłyszeć od Kim.
Zamyśliłam się. On milczał. Pewnie zastanawiał się czy dobrze robi skoro własna siostra nic mi nie powiedziała o planowanym dziecku i ślubie. Ciekawe czy wiedziała o tym mama i tata.
- Feliks, mogę się tak do ciebie zwracać ?
Potrząsnął głową.
- Czym właściwie się zajmujesz? - Nadal stałam w bezpiecznej odległości.
- Ogólnie jestem takim pośrednikiem. Statystyki firmowe, spadki i podwyżki akcji. Chyba wiesz o co chodzi.
- Ile jesteś z Kim?
- Poznałem ją 3 lata temu, a zaręczyliśmy się 5 miesięcy temu. Chciałbym z nią zamieszkać i właściwie pawie się tu wprowadziłem, tylko...
- Tylko przyjechałam ja - dokończyłam za niego.
- Znam świetny sklep. Po drodze moglibyśmy tam wjechać - spojrzał na mnie i moją śmieszną koszulkę - Zakupy zawsze poprawiają kobiecie humor.
- Dzięki, jesteś naprawdę spoko - przysiadłam na kanapie -Tak naprawdę, to przecież ja nie jestem przeszkodą w przeprowadzce. Nie mam nic do gadania. Nie będę tu długo, nie martw się. Tęsknię za domem. Nie przepadam za Kim tak samo jak za rybą w galarecie. Prawda jest taka, że w tej chwili ty jako obcy człowiek poświęcasz mi więcej czasu i nie wiem czy robisz to z dobroci czy jesteś zboczeńcem a ja twoją przyszła ofiarą.
Zaśmiał się głośno.
- Mo, co ty bierzesz! Kim bardzo dużo mi o tobie opowiadała może dlatego nie czuję jakiś barier pomiędzy nami. Po za tym widzę jak się tu męczysz. Słyszałem co się stało i wiem jak ci trudno. Zawrzyjmy układ. Ty zaufasz mi i spędzisz udany dzień a ja będę usatysfakcjonowany, że pomogłem siostrze mojej przyszłej żony.
W sumie miał trochę racji. Jednak nie chciałam jechać z obcym bez wiedzy kogoś z rodziny. Tyle słyszy się o porwaniach. W dodatku nadal nie do końca wyjaśniło się z wypadkiem i nie wiedziałam czy byłam bezpieczna.
- Okey, ale pod warunkiem, że powiadomisz Kimeny gdzie jedziemy.
- Skoro tak chcesz to już dzwonię.
Wstał i poszedł z telefonem do kuchni. Ja pogrążyłam się ponownie w wspomnieniach. Pamiętam, że kiedy było mi źle albo czegoś się bałam pod moim domem zjawiał się Oliver. Rzucał kamykami o szybę. Zawsze sprawiał mi radość. Kładł się na łóżku obok mnie i troskliwie przytulał. Całował mnie w czubek nosa i tłumaczył, że muszę być zawsze dzielna. Nie wiadomo kiedy go zabraknie i wtedy chciałby mieć pewność, że będę silna. Wtulałam się w niego a on patrzył jak zasypiam. Zrobiło mi się przeraźliwie smutno. Nagle pojawił się Feliks i przejrzał mój ból po czym łagodnie odparł:
- Ei, uśmiechnij się no już! - zrobił najgłupsza z możliwych min na co zareagowałam szczerym uśmiechem.
- Bierz klucze młoda i jedziemy. Kierunek - zakupowe szaleństwo. Ja płacę.

czwartek, 11 czerwca 2015

Rozdział IX

Nie dano mi długo spać, bo już o 6 dobiegły mnie dziwne odgłosy z kuchni. Czułam zapach boczku smażonego na patelni. Gwizdał czajnik. Przez uchylone okno wpadał śpiew ptaków, który mieszał się z rozmową. Taki pakiet otrzymałam w sobotni poranek. Leżałam patrząc w sufit gdy nagle mnie zatkało. Skoro ja jestem tu a Kim w kuchni, to kto z nią rozmawia? Pierwsza myśl : KIMENY jest PSYCHICZNA i rozmawia ze sobą. Żartuję. Po prostu wstałam.
- Też Cię kocham.
Tyle co zdążyłam usłyszeć a obydwie osoby odskoczyły. Kim poprawiła pośpiesznie włosy. Zaczęła czegoś energicznie szukać. Pewnie słów.
- O Molly! Już kochanie wstałaś? - przesłodziła.
- A nie powinnam?
To zakończyło naszą rozmowę i przeniosłam wzrok na drugą osobę a potem z powrotem na  siostrę. Ona w odpowiedzi udała, że jest zaskoczona i nie wie o co mi chodzi. Wydusiłam w końcu z siebie kilka wyrazów:
- A pan to kto?
- Feliks.
Prawie parsknęłam śmiechem. Feliks? Naprawdę? Imię troszeczkę jak faraon. Mężczyzna natomiast miał brodę i przypominał hipisa, ale że była sobota podejrzewałam, że na co dzień chodzi w garniturze. Tu tak jest. Wszystko na odwrót.
- Czy wy? - gestykulowałam rekami.
- Molly, Molly - podeszła do mnie i objęła ramieniem - Feliks to mój narzeczony. Zawiezie nas na urodziny.
- Aha. - odparłam jakby to wszystko było normalne i wcale mnie nie dziwiło.
O 15 zbiegłam po schodach i wpakowałam pośpiesznie w auto. Byłam zmęczona i roztargniona. Ledwo co zdążyłam przejrzeć poranne wiadomości i poszukać czegoś w sprawie wypadku. Nie miałam ochoty na żadne przyjęcia. Jednak czego nie robi się dla siostry. Myślami byłam gdzieś w moim poprzednim, ułożonym życiu.
Brodacz ruszył energicznie niczym mistrz kierownicy. Z przyzwyczajenia włożyłam rękę do tylnej kieszeni po telefon. Cholera! Zostawiałam go na półce.
Przejeżdżając obok parku dostrzegłam pochylonego na ławce Nicka. Wtedy mnie olśniło. Czy ja naprawdę mam taką sklerozę? Jak mogłam go tak wystawić? Nawet nie miałam jak go poinformować, że jednak nie przyjdę. Ubrany był w  białą koszulkę z napisem " Hate Monday". Wyglądał uroczo. Zerkał na zegarek. Zrobiło mi się tak strasznie głupio, że o nim zapomniałam. Położyłam rękę na szybę. Tak bardzo chciałabym siedzieć z nim na ławce a nie jechać na idiotyczne przyjęcie. Naglę moje myśli odbiły się z powrotem w mojej głowie. " Chciałabym siedzieć z nim na ławce.." Zaczęłam sama siebie nienawidzić. Jak mogę być taka pusta? Kocham Olivera, koniec kropka. Brzydzę się sobą. Jeśli mój chłopak nie żyje to zna moje myśli, a ja ewidentnie go zdradzam. To żałosne. Tak bardzo Cię przepraszam mój skarbie. Usiadłam prosto w samochodzie i zmusiłam się do uśmiechu. Dobrze się stało, że jadę a nie patrzę w oczy Nickowi. Sama nie wierzyłam w to co myślałam, ale chciałam, aby tak było.
   Było przeraźliwie głośno. Cały dom Candy to istne ogromne muzeum. Inaczej wyobrażałam sobie to wszystko. Mieszkała jak księżniczka. Zupełnie nie mogłam się odnaleźć. Raz z jednej raz z drugiej strony ktoś na mnie wchodził, popychał, nie zauważał. Naraz ruda idiotka wylała na mnie różowy poncz. Wycofałam się z tej chorej gry i wyruszyłam na poszukiwanie łazienki. Prawie w każdym rogu całowali się ludzie. Jacyś chłopacy urządzili zjazd ze schodów w koszu. Gdyby ojciec wiedział jakie towarzystwo ma Kimeny w życiu nie zostawił by jej w tym mieście sam. Co gorsza nie wiedział nawet o narzeczonym. Ten cały Feliks wydawał mi się jakimś narkomanem. Będę na niego mieć oko. Weszłam do pustego pokoju na poddaszu. Lepsze to niż nic. Zamykając drzwi za sobą moje uszy odetchnęły z ulgą. Hałas jaki nosił się po całym mieszkaniu był tu tłumiony. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Przytulne miejsce. Jedno kremowe łóżko z baldachimem, trzy zdobione krzesła przy szklanym stoliku, półki, szafa i toaletka z ogromnym lustrem i milionami lampek dookoła. Cudownie. Wypatrzyłam sobie chusteczki, aby wyczyścić sukienkę. Były tak wysoko na półce, ze zaczęłam skakać by je dosięgnąć. Na raz strąciłam je ręką i spadły wraz z papierami.
- Ups.
Podniosłam wycinek gazety i zamierzałam odłożyć na miejsce gdy w ostatniej chwili, rzucił mi się charakterystyczny nagłówek. " OSIEMNASTOLATEK ZGINĄŁ "  dalej " Czy to syn Georga?" Kto to jest Georg ? a potem " Jesteśmy pewni, że Mr. Timber chce uchronić córkę, ale przecież przed takim błędem nie da się chronić. Policja z Koweltown interweniuje w tej sprawie." przemieszałam kolejne notatki i zobaczyłam wczorajszą datę. " Narkoman w ciężkim stanie przewieziony z przedmieścia do lokalnego szpitala. Mężczyzna został pobity . Trzy rany cięte. Sprawcy uciekli z miejsca wypadku. Śledztwo w toku". Zakryłam usta ręką i odparłam:
- Dorian.
Drzwi otworzyły się z hukiem.
- Mała wychodź stąd!
Chłopak trzymał rozbawioną dziewczynę na rękach.
- No już! Szybciutko. I nie patrz się tak!
Najserdeczniej w świecie miałam dosyć. Nic już nie rozumiałam. W takim razie wcale nie byłam tu dlatego, żeby zmienić mi środowisko tylko dlatego, aby mnie ukryć. Tylko dlaczego? Czy ktoś zabił Olivera? Nie daruje draniowi! Rana na sercu ponownie się rozdarła. Poczułam ten sam ból kiedy go straciłam. Przenikliwy. Przywykłam do tego, że był to wypadek a nie zbrodnia! Dlaczego nikt mi nic nie mówi? Starałam się opanować emocje. Ludzie bawili się w najlepsze kiedy świat przygniótł mnie nowymi faktami. Złapałam się na tym, ze patrzę na chłopaka opartego o ścianę a on na mnie. Szybko spuściłam wzrok. Nie miałam chęci tu być. Do cholery co ja tu robię? Zaraz zwariuję.
- Kim chcę jechać do domu! - wrzasnęłam kiedy znalazłam ją wśród tłumu.
- Teraz? - zapytała najwyraźniej rozbawiona.
- Tak teraz! - wrzasnęłam przekrzykując muzykę.
- Idę poszukać Feliksa.
Spoważniała i zniknęła wśród kolorowych ubrań pozostawiając przyjaciół. A ten koleś dalej się na mnie gapił. Odwróciłam się plecami. Nie minęła chwila a on ominął mnie i stanął wprost przede mną.
- Ślicznie wyglądasz.
- Dzięki.
- Będziesz długo? - nadal tu stał.
Już chciałam powiedzieć, że zaraz jadę ale przyszedł mi lepszy pomysł na pozbycie się tego chłopaka.
- Przyniósł byś mi piwo ?
- Piwo?
- Tak piwo. Coś w tym dziwnego?
Uśmiechnął się tak samo uroczo jak każdy chłopak, który ma w zamiarze poderwać dziewczynę.
- Tylko się stąd nie ruszaj. Zaraz wrócę.
W odpowiedzi za 3 minuty siedziałam już w aucie słuchając niezadowolenia Kim, a dwie godziny później spałam już w swoim łóżku.



wtorek, 9 czerwca 2015

Rozdział VIII

Kim była szczupła. Miała malutkie oczy i wystające kości policzkowe. Mówiła składniowo, co zresztą wymagała jej praca. Nie wiedziała jednak, że ma do czynienia z najbardziej zawzięta w sobie osobą. Wcale jej nie słuchałam, tylko ściskałam w ręce telefon, który od paru miesięcy milczał. Nie miałam przyjaciół, nie miałam chłopaka a Dorian był wrakiem, który nawet nie podziękował mi za schronienie. W zasadzie gdybym dostała smsa od Olivera cała reszta i tak by się nie liczyła.
- Tak więc widzę, że jesteś zainteresowana. Kupię ci sukienkę, bo wiesz to moi znajomi a twój styl nieco nie pasuje...
- Co? - wróciłam na ziemie, możliwe że trochę za późno.
- No nie przesadzaj, podoba mi się twój styl tylko proszę Cię o jedno wyjście, gdzie nie pasuje..
- Gdzie ja mam iść ?
- Mogłabyś mi chociaż nie przerywać - wstała - Wałkuję już od pół godziny to samo. Do Candy na urodziny. To moja przyjaciółka.- Wyszła nie zamykając drzwi za sobą.
To koszmarne kiedy własna siostra wybiera ci ciasną, poważną sukienkę. W sumie to nie była taka zła. Cała w kolorze łososiowym. Jedyne co przeszkadzało mi w całej kreacji to duży wykrój na biust. Reszta była spoko.
- Idealnie, perfekcyjnie - zachwycała się Kim.
- Żartujesz? 
- Nie, na prawdę prezentujesz się zjawiskowo.
-Zjawiskowe są spadające gwiazdy, albo...
- Do kitu z tobą. Przymierz jeszcze tą.
- Nie no błagam, która to już?
Zrobiłam zmieszaną minę a po zakupach poszłam zbadać otoczenie. Pogoda była słoneczna jednak chłodny wiatr przeszywał moją skórę i czułam, że marznę. Zaczęłam biec truchtem. Mogłam wziąć moją śliwkową bluzę, ale jakże inaczej. Cała ja. Teraz snułam się bez sensu po parku, wyglądając troszeczkę przygłupawie wśród ludzi mających drugą połówkę, obściskujących się na ławkach lub po prostu zawzięcie dyskutujących z przyjaciółmi. Poczułam skurcz w żołądku. Wróciły wspomnienia z Oliverem. Moim ukochanym księciem z bajki. Zwolniłam kroku czując napływ łez. Nadal nie radziłam sobie z bólem straty. Mogło to być spowodowane także wyrzutami do samej siebie. Czasu nie cofnę.
Wtem nastąpił trzask i huk. Moje ciało upadło na ziemię. Łokciem uderzyłam o chłodny asfalt. Zabolało. Szybko podniosłam się z ziemi i strzepałam piasek. Miałam zdartą skórę z rąk i przerażoną minę. Chłopak zrobił krok w tył. Podążył w stronę przewróconej deskorolki. Widocznie była ważniejsza.
- Przepraszam, czasem się zamyślam i ... - przerwał energicznie- czekaj, czekaj! Ja cię skądś kojarzę.
Diametralnie zaczął przypominać mi się wizerunek jego twarzy.
- Ty! - zabrzmiało to jak imię którego nie nosiła moją osoba, z przedłużeniem na " Yyy".
- Ja - ucięłam krótko - Chyba próbowałeś przeprosić. Teraz będę musiała kupić sobie nowe jeansy, bo w tych zrobiła się dziura.
- Nie poznajesz mnie? - Miał minę typu " Kupuję tu codziennie gazety a tu żadnej zniżki?"
- Nie.- chociaż szczerze mówiąc przypominał mi kogoś.
- Uratowałem cię! Zaraz, kiedy to było - zaczął myśleć gorączkowo - Biegłaś rozgoryczona. Prawie wpadłaś tamtego dnia pod auto.
Zaczęło mi coś świtać. Był bohaterem, którego od górnie zjechałam,bo śpieszyłam się do Doriana. Teraz wydawał się przystojniejszy. Kiedy ściskał mi dłoń był w jakieś wytartej koszuli. Pewnie doszedł do wniosku, że chciałam popełnić samobójstwo a jednak dalej żyłam.
- Twoja czapka- zgięłam się żeby podnieść mu full cap i przerwać niezręczną ciszę.
- Dzięki - zarumienił się.
- Nie musiałeś tak na mnie wpadać, dupku.
- A ja Nick, miło mi.
-Okey? Liczysz, że się przedstawię?
- Już to zrobiłaś, dupku.
-Ugh, to nie jest zabawne.
- Troszeczkę jest. Twoje imię jest...
- Skończ! Wygrałeś.
- Więc ?- wyciągnął rękę w moją stronę.
- Molly.
- No i fajnie.
Wtem zaczął przechodzić z nogi na nogę jakby chciał dać mi do zrozumienia, że się śpieszy. Nie po to poznał moje imię, żeby uciec.
- Wiesz może gdzie jest szkoła? - zadałam najgłupsze pytanie świata na zatrzymanie faceta przy sobie. W dodatku był dzień wolny.
- Jasne, mieszkam tu.
- Pokazałbyś mi?- uśmiechnęłam się kusząco. Byłam sama więc nie miałam nic do stracenia. Potrzebowałam kogoś aby rozeznać się w terenie, mieć z kim pogadać i tego typu sprawy. Nigdy nie wiadomo kiedy następnym razem nadarzy się okazja i ktoś na mnie wpadnie, więc próbowałam wykorzystać tą. Bez przyjaciółki z rozdartym sercem i znienawidzoną siostrą w domu nie mogłam budować nowej przyszłości. Nie było łatwo. Udawałam tylko taką wyluzowaną. W środku przy każdym spojrzeniu na Nicka czułam, że zdradzam Olivera. To chore! Wcześniej był tylko mój chłopak i Dorian. Może dlatego Oliv nigdy nie był zazdrosny, a szkoda.
- Molly, tak? Ciężko ci idzie podryw, ale niech będzie - zaczął uśmiechać się pod nosem. - Może pójdziemy na lody?
Cholera! Ostatnie co proponował mi Oliver to lody. Jednak odrzuciłam szybko to wspomnienie. To normalny koleś, który zaprasza zwyczajnie na lody. Nic nadzwyczajnego. Czyżby? Musze nad sobą panować. Zauważył moje pogrążenie w myślach. Teraz uzna mnie za wariatkę.
Ku mojemu zaskoczeniu zdjął w milczeniu bluzę i zarzucił mi na ramiona. Poczułam jego ciepło. Spojrzałam w jego oczy tak zachwycająco zielone. Tak odmienne od błękitu oczu mojego chłopaka. W myślach przekazałam mu "Dziękuję" a on przesłał "Proszę". Ruszyliśmy przed siebie.
Idąc na kompromis znaleźliśmy się w kawiarence. Była niewielka, sprawiająca wrażenie bardzo delikatnej, jakby z innego wieku. Krzesła były metalowe a na nich położone zostały poduszki z po wyszywanymi kwiatami. Z żółtego baldachimu zwisały na białych grubych sznurkach doniczki z pelargoniami. Całość stanowiła idealne miejsce, które pozwalało oderwać się od rzeczywistości.
Odsunął mi krzesło a następnie udał się po nasze kawy. Siedziałam z łokciami podpartymi na stoliku i przyglądałam się Nickowi. Dobrze zbudowany. Przystojny i szarmancki. Naglę nasze spojrzenia się spotkały. Szybko odwróciłam wzrok. Byłam zdezorientowana. Dlaczego on tak na mnie działa?
- Wiesz, że jesteś mi winna przysługę? Obliczając ratunek, bluzę i kawę wychodzi dosyć spora sumka.
- Hola, hola pędziwiatrze! Odejmij sobie dzisiejsze potrącenie i moje dziurawe spodnie.
Naraz zaczęłam dogłębniej badać przetarcie na kolanie. Pojawiła się krew i zaczęło szczypać. Nie wiem dlaczego wcześniej niczego nie poczułam. Wtem Nick wstał i przykucnął przy mnie a następnie położył dłoń na moim kolanie i zaczął je badać. Jego dotyk sprawił, że przeszły mnie dreszcze.
- Nic poważnego, ale należy przemyć wodą.
Przysiad z powrotem do swojej kawy i uśmiechnął się.
- W takim razie jedna drobna przysługa - kontynuował
- No słucham cię - odparłam żartobliwie. Zaczęłam bawić się łyżeczką i wzięłam dużego łyka kawy.
- Numer telefonu.
W ten sekundzie parsknęłam a cały napój z ust wystrzelił w jego kierunku tak, że wyglądał fatalnie. Zakryłam ręką buzię i zaczęłam głośno się śmiać. Nick stał z rękami w górze i obdarzył mnie takim samym, głośnym śmiechem. Ludzie zaczęli bacznie się przyglądać a kelnerka desperacko szukała serwetek do posprzątania bałaganu.
- Wariatka! Więc tak się bawisz ?
Zgiął się i rzucił we mnie eklerem. Ja w odpowiedzi rzuciłam kolejnym ciastkiem z naszej tacy. Zaczęła się istna słodka wojna. Biegałam pomiędzy stolikami cała w budyniu a za mną kawowy potwór wraz z pączkami z marmoladą , które po minucie wylądowały na moich włosach. Śmialiśmy się wniebogłosy i przewracaliśmy stoliki. Jakaś kobieta zaczęła krzyczeć na co mężczyzna w garniturze nie wytrzymał i wyprosił nas z lokalu.
Wcale nie było nam wstyd. Jeszcze po drodze śmialiśmy się z całej sytuacji, upaćkani jedzeniem.
- Mmm, zacnie smakujesz milordzie - śmiałam się zlizując krem z palca Nicka.
- Arcyksiężno przesadziłaś z cukrem.
- Nie słodźmy już sobie. Nadal jesteś dupkiem.
- Raz królewna a raz wiedźma. Lubie takie.
- Zamknij się - dźgnęłam go łokciem w żebra.
Zaczęła budować się pomiędzy nami jakaś więź zaufania co wzbudziło we mnie pewien strach ale przy Nicku wszystko było możliwe i pragnęłam go próbować dalej i dalej. Jedyną barierą była miłość która nie wygasła do Olivera. Wszystko co robiłam odczuwałam jako zdradę. Nie chciałam zdradzać Nickowi moich prawdziwych odczuć, aby mnie nie zostawił, bo był aktualnie jedyną osobą która przynosiła mi radość chodź tego jednego dnia. Kiedy byłam już pod moim domem szepnęłam:
- Numer na serwetce w twojej kieszeni. Nie wiem czy robię rozsądnie, ale czasem taki dupek jak ty potrzebuje rady wiedźmy.
Godzinę później kiedy kładłam się spać mój telefon zawibrował. Tak długo czekałam na to uczucie. Pierwsza myśl? Oliver kochanie, żyjesz? Jednak po otworzeniu wiadomości zrozumiałam, że to nie on. Nie wywołało to u mnie rozczarowania, co bardzo mnie zdziwiło. Byłam wręcz zadowolona, z sms`a od Nicka.
On: Jutro powtórka ?
Ja: Okey. Zaskocz mnie:)
On: Nie ma sprawy. Tym razem bez jedzenia.
Ja: o 15 w parku
On: Do jutra :)




[+/-]

Rozdział XI

[+/-]

Rozdział X

[+/-]

Rozdział IX

[+/-]

Rozdział VIII

Elegant Rose - Move