poniedziałek, 14 grudnia 2015

Rozdział XXV

Plum, plum... kropelki spadały z dachu. Natychmiast odzyskałam świadomość i spojrzałam na twarz kobiety. Rysy jej twarzy były nie wyraźne. Wyglądała na czterdziestkę z roztrzepanymi włosami. Znajdowałyśmy się nadal w tym samym budynku.
- Pffja..aja - wymamrotała coś niezrozumiałego.
- Wystraszyła mnie pani - podniosłam się z zimnej podłogi. Mokre ręce wytarłam w spodnie.
- Wystraszyć to ja cie dopiero wystraszę.
Swobodność jej głosu przerażała. Następnie okazała mi chytry uśmiech. Zaczęłam po ciemku szukać telefonu.
- Szukasz tego?
Kobieta nie była głupia. Trzymała w ręku moją własność. Raptem wsunęła go do kieszeni i wyjęła papierosa.
- Chcesz?
- Nie - trzymałam się na dystans. - Ale telefon z chęcią.
Zaśmiała się tak okropnie i tak koszmarnie, że przechodziły dreszcze.
- Kochaniutka, ja bym skorzystała. To może być ostatnia chwila w twoim życiu - udawała sarkastycznie zatroskaną. - Mi zabraniali tego przez 5 lat. Pięć cholernych lat zmarnowanych w szpitalu. 
Potem wydała z siebie kolejne niezrozumiałe wyrazy poprzeplatane ze śmiechem. Zdobyłam się na odwagę i zapytałam.
- Co chcesz mi zrobić? Przecież ja nawet nie wiem  kim ty jesteś.
- Ale ja wiem!- krzyknęła, a echo niosło się długim ostatnim wyrazem.
Ekspresowo rzuciłam się do wyjścia. Całkiem łatwo poszło.
- Hola Hola! Jak mój syn mógł być z taką nieudacznicą.
Kolejny wybuch śmiechu świra.
- Zareglowałam drzwi tak dobrze jak nigdy. Naprawdę myślałaś, że uciekniesz? Jesteś rozkoszna. I taka mała uwaga. Na podłodze rozlana jest benzyna. Cukiereczku - zaciągnęła w płuca dym nikotyny - spłoniesz razem ze mną. Tylko wypalę go troszeczkę. Ah, nawet nie wiesz jak mi go brakowało. Pięć lat.
Przełknęłam ślinę. Miałam do czynienia z nieobliczalną osobą.
- Jak to syn? To pomyłka przysięgam.
- Nie Molly - uśmiechnęła się z drugiego końca sali. - Oliver był dobrym chłopakiem.
Przekonałam się, że równie szybko jak wybuchy śmiechu ma skłonności do rozpaczy. Zaczęła jęczeć i rzucać starymi, połamanymi krzesłami.
- On jeden mnie odwiedzał. Jedyny!
 To wspomnienie nie było tak odległe. Oliver nigdy nie opowiadał mi o matce. Tyle, że jedzie do szpitala, bo jest bardzo chora. Ale to ona? Dlaczego chce zrobić mi krzywdę? To nie miało sensu.
-Wybacz mi, ale nie mam wyjścia.
- Nic mu nie zrobiłam przysięgam.
Mignięcie papierosa lecącego na ziemię. Samozapłon kobiety a potem rozprzestrzeniający się w szybkim czasie ogień.
- Pomocy!! Niech mi ktoś pomoże!- darłam gardło.
Drzwi były obwiązane łańcuchami. Zrobiło się gorąco. Biegłam po schodach. Drewniane rusztowania zaczęły się zawalać. Jedna po drugiej jak domek z kart. Kasłałam. Dym gryzł mnie w gardle.
- Pomocy!!
Zapadłam się w sobie i przeskoczyłam nad płonącym stołem. Temperatura wzrastała niczym w gorącym garze. Duchota i płomienie. Gdzie teraz iść. Nieprzewidzianie poczułam zawalający się grunt pod nogami. Skoczyłam najszybciej jak się dało. Stara metalowa szafka która kiedyś służyła jako magazyn na dokumenty przewróciła się wprost na mnie. Ból był okropny. Przenikał do szpiku kości.
- Pomocy - wyszeptałam. - Niech mi ktoś pomoże.
Wtem rozległo się głośne:
- Molly?
- Jestem tu!
Szafka zaczęła płonąć. Poczułam palącą się stopę.
Chłopak napiął mięśnie i przechylił rozgrzany mebel na drugą stronę. Wziął mnie w ramiona. Wybiegł najszybciej jak mógł na zewnątrz. Byliśmy czarni i wykończeni. Przełknęłam cierpką ślinę.
- Nick
- Cii, już po wszystkim- obejmował mnie całym sobą w blasku palącego się magazynu.
Po kilku minutach pojawiła się po kolei policja i straż. To był koniec. Zakończył się mój koszmar.
Mimo tak ogromnego bólu obrażenia nie były spore. Zadawałam sobie sprawę, że gdyby nie Nick dawno płonęłabym pod ciężarem szafki. Otrzymałam ciepły koc w oczekiwaniu na pogotowie. Siedziałam obok prawdziwego bohatera. Jeff obszedł teren i otrzymał pierwsze dane od gaszących budynek strażaków. Wtedy właśnie podjechała karetka.
- Mo, czy wiesz kto spłoną w środku? Znaleziono..
- Tak wiem - zrobiłam mały odstęp i powoli odpowiedziałam- Mama Olivera. 
Na taki obrót sprawy Nick aż zesztywniał. Spojrzał wystraszony w moje oczy.
- Będę ci dziękować do końca życia - wyszeptałam.


Trzy dni później wypisano nas ze szpitala. Fakty które wyszły na jaw nie szokowały po tym co przeżyłam. Otóż Kimeny w sekretariacie zeznała, że w dzień który potencjalnie przyszedł do mnie Oliver i wyszłam z nim ostatni raz z domu, ona przyjechała do rodziców. Teraz na spokojnie tłumaczyła to samo mi ze łzami w oczach.
- Byłam tam. Poprzedniego tygodnia zabrałam z twojego pokoju włos do badania. Jakież było moje zdziwienie kiedy wynik wyszedł pozytywny po tym jak za pierwszym razem na papierach wyraźnie zostało napisane, że nie jesteśmy siostrami. Z oby dwoma wynikami pojechałam do rodziców. Widziałam jak odchodzisz z Oliverem. Było mi to, przyznam na rękę, bo mogłam wydrzeć się ile chciałam na rodziców. Byli zszokowani, że po tylu latach doszłam prawdy. Proponowali mi wiele, ale nic mnie nie przekonywało. Żadne rzeczy tego świata nie mogły zrekompensować takiej krzywdy. Porzucona na śmietniku zostałam adoptowana przez Dana, twojego tatę. Ubiegali się bardzo długo o prawa nade mną, ponieważ od dłuższego czasu starali się o dziecko i nic nie wskazywało, że będą mieć własne. Na mocy sądu padł wyrok na prawdziwą matkę. Została skazana na więzienie. Wyparła się mnie jak śmiecia, ale to nie koniec. Skoro jeden wynik był pozytywny musiał być ktoś kto jednak był ze mną spokrewniony. To właśnie Oliver. Tylko on mógł nocować u ciebie. Wpadłam w szał i wybiegłam z domu. Rodzice bardzo się przejęli, bo zależało im na naszych dobrych stosunkach. Kiedy wsiadałam do auta zostawionego kawałek za domem, wróciłaś ty. Biłam się z myślami czy z nim nie porozmawiać. Zrobiłam to. Udawałam przez nim, że zepsuło mi się auto i czy nie podwiózł by mnie kilka miejscowości dalej. Był dobrym chłopakiem. Widziałam jak po drodze kupował ci czekoladki oraz z jakim szczęściem wypowiadał twoje imię. No i pękłam. Zapytałam o mamę. Na początku milczał, ale ja nie dałam za wygraną. Strasznie się wtedy wkurzył. Jednak kiedy postawiłam go przed faktem dokonanym kazał mi wysiąść. Z piskiem opon zatrzymał samochód i krzyczał, żebym nie niszczyła waszego szczęścia. Odkryłam też wtedy, że jedzie do zakładu psychiatrycznego. Rzecz jasna do matki. Właśnie wtedy to się stało. Poszarpaliśmy się trochę. Stąd wezwanie policji i podejrzenia, ale ja go nie zabiłam. Ruszył zbyt szybko. Nie wyrobił zakrętu. Spanikowałam i uciekłam. Zapewniam cię, że rodzice nic nie wiedzieli. Oprócz tego, że uratowali mnie z rąk najgorszej matki na świecie. Nie doszukuj się motywów w niej, bo po prostu była niezrównoważona. Może chciała zemsty, a może kierowało w niej podejrzenie, że tylko ty jedyna możesz bez strachu dojść do prawdy. Na koniec chciałabym prosić cię, żebyś o mnie nie zapominała.
Odetchnęłam ciężko. Nie miałam jej nic do powiedzenia. Potrzebowałyśmy czasu. Cieszyło mnie, że w końcu wszystko zostało wyjaśnione do końca. Byłam bezpieczna. Mój koszmar się skończył.
Następnego dnia przez całe popołudnie zwierzałam się Lenie. Najpiękniejsze uczucie gdy masz przy sobie osobę, której możesz polegać bezgranicznie. Korzystając z okazji, że bardzo szybko się ściemniło powiadomiłam mamę, że chciałabym zostać na noc u Nicka, bo bez sensu byłaby kolejna nocna jazda do domu. Szybko znalazłam się w jego ramionach. Leżeliśmy i oglądaliśmy film. Ostatnie wydarzenia bardzo nas do siebie zbliżyły. Nadal jednak byliśmy pod wpływem większości tych negatywnych wspomnień. W pewnym momencie kiedy mieliśmy kłaść się spać, on pochylił się nade mną. Zaskakująco szybko nastąpiły kolejne ruchy. Jego wargi musnęły moje. Poczułam się niczym wolny ptak. O takim zwrocie akcji nawet nie marzyłam. Ku mojemu zaskoczeniu wszystkie blizny przeszłości zaczęły mniej dokuczać. Liczył się teraz on.
Tej nocy stoczyłam ostateczną bitwę z własnymi lękami. Nawiedził mnie koszmar. Monotonnie wciąż to samo. Biegnę tracąc siły. Upadam i krzyczę. Osoba za mną jest blisko. Wydaje znajomy wybuch śmiechu. Tym razem się nie poddaje. Wiem, że tam gdzie kończą się drzewa, zaczyna się łąka a na niej czeka Nick. Wpadam w jego ramiona. Jestem dumna, że po raz pierwszy przebiegłam ten dystans, że się nie poddałam. Odwracam się by zobaczyć drugą osobę. Po wszystkich przeżyciach już się nie bałam. Stawałam twarzą w twarz z koszmarem. Jakież było moje zdziwienie gdy goniącą mnie osobą okazał się Oliver.
- Molly? Ei, jestem tu spokojnie.
Wtuliłam się bardziej w niego. Poświęcił dla mnie mecz. Nie wyobrażam sobie co mogłoby się wydarzyć gdyby nie on.
- Spokojnie - gładził moją rękę.- Jestem tu.- szepnął - I będę zawsze.
 





Rozdział XXIV

Jak to możliwe? Dlaczego wcześniej się nie domyśliłam? Zdjęcie rodziców na jej półce z tym budzącym podejrzenie podpisem. Tylko czy to na pewno ona nie pasuje? Czy może to ja jestem nie w tej rodzinie co powinnam? Kochałam mamę i tatę. Do oczu napłynęły gorące łzy. Dygotałam na rozbrzmiewające w mojej głowie słowa. Nie chcę ich stracić. Przecież, to nie może mieć takiego zakończenia. Moje życie to jedna wielka seria złych przypadków i kłamstw. Nigdy więcej. Ukryłam twarz w dłoniach. Rozpuszczone włosy zwisały bezwładnie, gdy przykucnęłam. Deszcz bębnił o szyby i dach. Ostatnia osoba wyszła z domu i mama zamknęła drzwi. Czułam wymieniające się spojrzenia rodziców. Tylko czy moich? Na tą odpowiedź nie musiałam długo czekać. Ojciec podszedł bliżej i objął mnie ramieniem. Ciepło jakie poczułam odrobinę mnie uspokoiło. Nie miałam sił na nic. Chciałam, aby ten dzień dobiegł końca.
- Jeśli myślisz...jeśli się zastanawiasz - szeptał. - Jesteś naszą córką i zawsze będziesz.
Podniosłam głowę i spojrzałam na stojącą w wejściu do pokoju mamę. Przykrywała ręką usta a łzy świeciły się na jej policzkach.
- Wybaczcie, ale chcę wyjść.- zdobyłam się na najbardziej obojętny ton jaki było mnie stać.
Wybiegłam z domu trzaskając drzwiami. Natychmiast poczułam zimny deszcz. Ubranie kleiło się do ciała. Łzy mieszały z pogodą. Wydałam z siebie dźwięk rozpaczy. Nie, nie proszę to nie jest prawda. Myślałam, że jestem na wszystko gotowa, ale jednak nie. Gwałtownie wpadłam na osobę idącą naprzeciwko.
- Feliks? Co ty tu...
- Molly? Wszystko gra?- złapał mnie za ramiona.
- Nie, przecież wiesz. Dlaczego głupio pytasz? Lubicie robić ze mnie idiotkę prawda?
- Dowiedziałem się wczoraj przysięgam. Kiedy pokłóciłem się z Kimeny. W zasadzie, to wiesz co? - zwolnił uścisk i złapał się jedną ręką za głowę. - Ona wcale nie jest w ciąży. Skłamała. Wyniki nie były od ginekologa tylko z badań testów DNA.
- Przepraszam, ale chcę zostać sama - przyśpieszyłam rzucając za siebie ostatnie słowa- Jeśli możesz to uspokój mamę, bo nie zniosę kolejnej utraty. Niech dba o serce!
Minęły dwie godziny zanim doszłam do siebie i przestałam płakać. Najbardziej bałam się tego, że prawda o zabójstwie będzie jeszcze okropniejsza niż myślałam. Stary magazyn wspaniale nadawał się na ukrycie. Było ciemno i zimno. Ukryłam ręce w przemoczonej bluzie i wtedy naszła mnie ochota na rozmowę z Nickiem. Wybrałam numer.
-Hej, miałem właśnie dzwonić. Jak urodziny? Bo ja zaraz wchodzę na drugą połowę meczu. Powiem ci, bosko! Nie żebym się chwalił, ale chyba to wygramy. Mecz rozgrywa się niedaleko więc jak skończę to do ciebie wpadnę. 
-To dobrze.
- Czuję w twoim głosie nutę smutku. Coś się stało? Płakałaś?
- Nawet nie wiesz jakbym chciała żeby ten dzień się skończył.
Usłyszałam trzask rozdeptywanego szkła.
- Ktoś jest z tobą?
- Nie, właśnie nie.
- Molly? Wyszłaś po za dom sama? Ogłupiałaś! - wyobraziłam sobie jak wstaje z ławki i chwyta się z niedowierzania za głowę.
Tym razem kroki były głośniejsze. Niewątpliwie ktoś tu był.
- Boje się- wyszeptałam.
-Gdzie jesteś? Słyszysz?
Już tylko ściana dzieliła mnie od drugiej obecnej tu osoby. Wstrzymałam oddech. Po za tym, mało co było można dostrzec w mroku. Zbladłam. Chciałam dowodów? Proszę, bardzo. Kimeny była na komisariacie, więc kto jest obok?
- Stare ruiny magazynów - szeptałam najciszej jak tylko mogłam.
- Zwariowałaś do reszty. Hallo? Słyszysz mnie? Bardzo się martwię.
- Boję się, bardzo się boję. On tu jest.
- Kto?
- Ktoś. Może Dorian, nie wiem.
-Kto?
Upuściłam telefon. Echo obiło się po budynku. Nagły przenikliwy huk. Trzask. Krzyknęłam najgłośniej jak się dało i straciłam przytomność.
-Molly?! Słyszysz? Halo?



niedziela, 13 grudnia 2015

Rozdział XXIII

Syrena radiowozu stawała się coraz głośniejsza. Migające światła przyciągnęły uwagę sąsiadów. Niektórzy ludzie powychodzili z domów, albo wyglądali przez okno. Policjanci wyszli z samochodu i otworzyli furdkę mojego domu. Co jest grane? Zarzuciłam kaptur bluzy na głowę i przebiegłam kilka metrów. Deszcz nieustannie padał. Prześlizgnęłam się przez belki schodów i prześcignęłam komisarzy na schodach. Stanęłam przed nimi.
- Dzień dobry, Jeff - mieszkałam tu całe dzieciństwo i dobrze znałam lokalnych przedstawicieli komendy. - Zapewniam cię, że wszystko jest w porządku a jeśli sąsiedzi skarżą się na hałasy, to ja zaraz...
- Spokojnie- położył rękę na moim ramieniu a następnie ominął mnie sięgając w stronę dzwonka.
Czym prędzej go zatrzymałam i spojrzałam błagalne:
- Naprawdę musimy ją denerwować? 
Policjant odwrócił się do drugiego i wymienił spojrzeniem.
- Tak.
Tym razem dzwonek rozległ się po mieszkaniu. Minęło kilka chwil i w drzwiach stanęła rozbawiona mama. W pierwszym odruchu pogodnie przywitała Jeffa. Wraz z każdą minutą jej wzrok stawał się podejrzliwszy a uśmiech znikał z twarzy. Wychyliła się spoglądając zza ogromnego policjanta.
- Jeff, dlaczego włączyłeś światła w radiowozie.
- To nie będzie miła wizyta Natalio. 
- O boże. Czyżby wiadomo coś..- jej głos się załamał - coś w tej sprawie?
- Tak. Czy zastaliśmy Kimeny?
- Kim? Przecież, ona nie ma z tym nic wspólnego to nonsens!
- Chcielibyśmy ją przesłuchać..
Wślizgnęłam się do domu. Impreza przycichła. Gdzie ona jest? Dygotałam ze złości. Jak grom z jasnego nieba przebiegłam po całym mieszkaniu. Była. Stała z sałatką i rozmawiała z tatą. Wpadłam na nią i agresywnie popchnęłam.
- Zabiłaś Olivera?!
- Co ty robisz! Uspokój się!
- No zabiłaś czy nie?
- Dziewczyny- tata starał się mnie przytrzymać.
- Grasz kochaną siostrę a kim jesteś naprawdę?
- Dość! - ojciec krzyknął na całe pomieszczenie. Większość znajomych która nas obserwowała zamieniła się w całość. Nie było nikogo kto robiłby coś innego niż patrzenie na bójkę sióstr.
- Ty szmato!
- Molly!
-Widzisz tam stoi policja. No ile jeszcze będziesz kłamać, ile? To dziecko to też pic na wodę?
- Zamknij się nic nie rozumiesz!
- Pani pójdzie z nami. 
- No po cholerę to ukrywałaś.
- Molly, przecież ona jedzie tylko na przesłuchanie!
- Nie obchodzi mnie to. Na pewno mają jakieś dowody, że brała w tym udział. Prawda? - zwróciłam się do Jeffa.
Zapadła cisza. Kim trzymana za ręce drugiego policjanta, zacisnęła szczęki. Jeff spoglądał na mamę, która spuściła wzrok na podłogę. Większość gości zaczęła się ulatniać. Wychodzili zażenowani. Natomiast sąsiedzi zdawali się stać tuż pod naszym oknem byleby tylko jak najwięcej usłyszeć.
- Ktoś mi odpowie?
Rozejrzałam  się po pomieszczeniu. Głucha cisza.Wyglądało na to, że każdy wiedział trochę tylko ja byłam tą głupią. Jeff kiwnął głową do współpracownika. Zaczął wyprowadzać Kim na zewnątrz. Byli już na werandzie gdy nagle siostra mocno się zaparła. Odwróciła twarz w moją stronę. Spojrzała po wszystkich, którzy zostali. Policjant pchnął ją do przodu jednak ona była na tyle silna, że nadal stali w miejscu.
- Niby tacy odważni - zakpiła. - Nie chcecie jej powiedzieć to ja powiem.
Jej duże oczy ze spokojem wpatrzone były w moje pełne obaw. Tak bardzo bałam się, że usłyszę to czego nie chcę. Prawda zazwyczaj boli. Jednak na to nie byłam totalnie przygotowana.
- Kochana Mo, my nie jesteśmy siostrami. 



piątek, 11 grudnia 2015

Rozdział XXII

Drogę przejechałyśmy w milczeniu. Podziwiałam kolory nieba słuchając ulubionych piosenek ze starego odtwarzacza. Im bliżej domu, tym więcej wspomnień z dzieciństwa przychodziło mi do głowy. Wspólne miejsca spędzania czasu z Oliverem. Dziwiło mnie, że Kim nigdy nie miała ochoty naprawić naszych stosunków. Może ja również nie paliłam się do tego bardzo mocno, ale przynajmniej czasem starałam się ją zrozumieć. Byłam młodszą siostrą, którą porzuciła ta starsza.
Samochód zatrzymał się na podjeździe. Dźwięk skrzypiących kamyczków pod butami wprawił mnie w domowy klimat. Drzwi domu nadal przyciągały wzrok swoją bogato zdobioną klamką. W rogu stanęła mama z zarumienionymi policzkami od ciepła kuchenki. Poczułam smakowity zapach kurczaka ze zasmarzanymi ziemniakami. Na stole stał już pstrąg w migdałach a w piekarniku dostrzegłam ulubiony sernik. Wszystko przypominało mi o tych najlepszych chwilach w domu. Uściskałam mamę bardzo mocno i wręczyłam małą, czerwoną paczuszkę. Kim udawałam niezwykle rozradowaną. Sztuczność jej emocji przyprawiała mnie o mdłości. Przez dwie godziny jazdy nie odezwała się ani słowem a po wyjściu z auta  uśmiechała się do mnie i nawiązywała krótkimi " siostra" gdy miałam pomóc jej w wypakowywaniu zakupów z bagażnika.
- Mamo ile tym razem zaprosiłaś gości?
- Nie mniej, nie więcej. Moje przyjaciółki i kilka koleżanek z pracy.
Pokręciłam głową. Mama należała do bardzo towarzyskich kobiet. Podczas pobytu w wielu szpitalach poznała wartościowe osoby, z którymi utrzymuje kontakt. Zapytałam o jej samopoczucie i ostatnie wyniki. Były w porządku. Tata uściskał mnie w locie, gdyż musiał pojechać po trzy ciotki bez których urodziny mamy nie mogły się obejść. Miałam godzinę do rozpoczęcia imprezy. Wtedy naszła mnie ochota na spacer po okolicy. Oczywiście z mamą. Zresztą nie puściłaby mnie samej.
- Pamiętam jak byłaś taka malutka. Twoje narodziny były prawdziwym cudem. 
- Mamoo
- No dobrze, już dobrze - pogładziła ręką moją głowę.
- Z Kimeny wszystko w porządku? Chodzi taka zamyślona.
O nie! Pomocy! Kłamać?
- Nic jej nie jest. Ma dla ciebie i taty wspaniałą wiadomość, ale wszystko w swoim czasie.
Nagle po drugiej stronie ulicy dostrzegłam chłopaka. Dorian przystanął kiedy nasze spojrzenia się spotkały. Był zdziwiony, ale zaraz potem jego oczy zaczęły pałać gniewem. Obserwował jak wraz z mamą wchodzimy w zakręt i podążamy do domu. Następnie energicznie ruszył i zniknął gdzieś zza wystawami sklepów.
- Wszystkiego Najlepszego! 
Impreza zaczęła się powoli rozkręcać. Otworzono szampana. Mama wyglądała na zadowoloną jednak ukradkiem spoglądała na Kim.Odłożyłam orążadę na stolik i przemknęłam obok stosu prezentów. Zaczepiłam siostrę i szepnęłam jej na ucho:
- Mama wysuwa jakieś podejrzenia. Weź się w garść! Kiedy powiesz jej o tym, że będzie babcią?
Nagle ona zaczęła krztusić się kawałkiem ciasta. Poklepałam ją po plecach a kiedy przełknęła pochyliła się żeby odpowiedzieć.
- Zwariowałaś do reszty? Powiedz, że nic jej nie mówiłaś. 
- Wspomniałam coś o tym, że masz dla niej wspaniała wiadomość.
- Jak ja cie ...Yhh- warknęła.
- Molly jak ty wyrosłaś - przerwała nam rozmowę Caroline, przyjaciółka mamy - Musiałam naprawę dawno cię nie widzieć.
Kimeny zniknęła gdzieś w zakamarkach domu. Nie rozumiem dlaczego ona tak reaguje. Wyjęłam z kieszeni telefon i odczytałam dwa smsy od Nicka i jednego od Leny.
Nick: " Baw się dobrze, Mo :* "
" Wchodzę na boisko. Trzymaj kciuki "
Lena: " Feliks jest jakiś dziwny. Chodzi nabuzowany i nie można z nim porozmawiać. Pięć minut temu wsiadł w auto i odjechał "
Spojrzałam na godzinę wysłanej wiadomości:15:45 . Wyglądało na to, że jakąś godzinę temu Feliks opuścił dom. Jeśli jechał właśnie tu, byłby za godzinę. Miałam jednak cichą nadzieję, że się tu nie pojawi. W dodatku wystraszyło mnie określenie " dziwny i nabuzowany". Poczułam się słabo. Na dworze zaczęło padać jednak altanka z tyłu domu była idealnym miejscem na wyciszenie. Wymknęłam się tylnymi drzwiami. Chwilowy odpoczynek od muzyki i rozmów dobrze mi zrobi. Usiadłam na ławce i wyciągnęłam dłonie. Krople deszczu uderzały o moją skórę. Z domu dobiegały odgłosy dobrej zabawy. Nie byłam świadoma co się za chwile wydarzy. Ten dzień miał inne zakończenie mimo tak wielu starań o jego idealizm. Wtedy usłyszałam wycie radiowozów policyjnych.




poniedziałek, 7 grudnia 2015

Rozdział XXI

-Hej
-Hej. Dzwonie,bo..
-Nie musisz się tłumaczyć.
-Nie musisz mi przerywać. Jesteś w pobliżu?
-Wracam z treningu, za jakieś 5 minut będę  mijał twój dom. Mam wpaść?
-Jeśli chcesz, to tak.
-Chcę o ile mogę wejść drzwiami.
-Z tym będzie problem. Nie chcę żeby Kim cię widziała. Ostatnio bardzo dziwnie się zachowuje.
-Czyli okno? Sam nie wierzę, że to zrobię.
-To do zobaczenia.
Rozłączyłam się. Telefon powędrował na puch poduszek. Najszybciej jak mogłam wybiegłam z łóżka i podeszłam do toaletki. Tusz, błyszczyk i puder poszły w ruch. Drodzy panowie, tu rada dla was. Nie widziałeś nigdy dziewczyny bez makijażu? Wystarczy, że niezapowiedzianie wejdziesz do jej domu wiedząc, że jest w nim cały dzień i nic nie robi. Nie miałam w zwyczaju chodzić pomalowana, kiedy nigdzie się nie ruszałam. Sprzątnęłam ze stolika resztki ciastek i chipsów. Zamknęłam laptopa a stertę porozrzucanych ubrań wepchnęłam do szafy. Zmieniłam bluzkę i nagle usłyszałam pukanie ze strony okna. Był naprawdę szybki. Zastanawiałam się jak długo tam już siedział i ile widział. W końcu to ja go zaprosiłam i poprosiłam o wchodzenie właśnie tędy. Otworzyłam i odsunęłam beżową doniczkę z kwiatami. Szybkim susem wskoczył na panele. Następnie rzucił ciężką, czarno-czerwoną torbę w róg pokoju i usiadł na sofie.
- Ładna bluzka.
Zarumieniłam się.
- Chciałam cię przeprosić za wystawienie w parku i najście wczoraj - otworzyłam słodkie ciasteczka.
Ich zapach rozszedł się po całym pokoju.
- Powinnam już dawno, ale wymuszałeś to trochę.
Rzeczywiście nie żartowałam z obietnicą siostrze. Wszystko miało być dobrze, więc tak właśnie będzie. Co jest gorsze od oszukiwania mamy? Oszukiwanie kłamstwem. Starałam się chociaż małą część swojego życia ustawić we właściwym torze. Miałam tylko nadzieje, że Kim pogodzi się z Feliksem. Nie wyobrażam sobie jutra i pytania mamy " A gdzie jest twój narzeczony?" Na co ona skłamie, a ja będę musiała tego słuchać i popierać.
- Przeprosiny przyjęte - uśmiechnął się - Jednak warto było się wspinać do ciebie.
Rozsiadłam się obok niego. Nie czułam skrępowania. Włączyłam telewizję i zaczęliśmy ponownie swobodną rozmowę. Śmieliśmy się z idiotycznych strojów pogodynek i reporterek. Różowa landryna zarządziła, że jutro będzie cudowne słońce. Później rozmowa przeszła na Lenę i Toma. Ja konfrontowałam jego spostrzeżenia z moją wiedzą o jej odczuciach. Pozwoliłam sobie na to, tylko dlatego, że wydawało się iż Nick i Lena lubili się już wcześniej. Nurtowało mnie to pytanie więc w końcu postanowiłam o to zapytać.
- Lena była kiedyś u ciebie w domu? Świetnie znała drogę na twoje podwórko.
- Odpowiem ci na to jeśli ty też mi na coś odpowiesz.
- Niech będzie - położyłam głowę na jego kolana.
- Była u mnie kilka razy chyba dlatego, że jej koleżanka była we mnie bardzo zakochana.
- Znam ją?
- Tak, teraz chodzi ze zwycięzcą. Jeśli jutro wygram mecz o wejście do finałów a przy okazji mój przyjaciel go przegra, to wróci do mnie. 
- Nie przeszkadza ci to? Musi być wredną i bez mózgową kobietą - Nick wybuchnął śmiechem.
- Kiedyś taka nie była - westchnął - zresztą, muszę mieć z kim pozować do gazet.
Tym razem to ja zaczęłam się śmiać. Nie chciałabym być dziewczyną na pokaz. Nigdy! Przez rok pozuje się z jednym a w następnym z drugim. Nie mi dane jest to oceniać.
- Dlaczego się tu przeprowadziłaś i z jakiego powodu musiałem ratować cię na ulicy?
No tak, pamiętał wciąż to zdarzenie. Mój najgorszy dzień, a zarazem może najlepszy? Straciłam Olivera i poznałam Nicka.
- Przyjechałam tu, bo musiałam. Natomiast wtedy ohh. To będzie długa historia.
- Lubie długie historie i lubię kiedy ty mówisz.
Opowiedziałam mu dokładnie jak to było. Od zdarzenia z Amber, pierwszej zdrady. Przez pogodzenie, wypadek, traumę, Doriana i przyjazd do New Ground.
-Ło, naprawdę dużo przeszłaś.
-Patrząc na to z drugiej strony, nigdy nie poznałabym ciebie i Leny. Zostaniesz na noc? Boję się, że znowu będzie śnić mi się ten koszmar. 
-Pewnie. O której wyjeżdzasz?
- O 12, mamy przez sobą dwu godzinną trasę. Jesteś naprawę najlepszym przyjacielem, jakiego można sobie wymarzyć. Przystojny, wysportowany, inteligentny. Oczywiście nie tak wspaniałym kompanem jak Lena.
-Eii!
Rzucił się na mnie i zaczął łaskotać.
-Droczenie z ludźmi to moje ulubione zajęcie. 
-Naprawdę? To nie przestanę cię łaskotać!
- Haha, przestań. Już nie mogę oddychać, ze śmiechu!
Mijały godziny. Postanowiliśmy obejrzeć jeszcze jeden film. Akcja rozgrywała się w Nowym Jorku. Masy wypolerowanych samochodów ociekających bogactwem oraz zwykłe żółte taksóweczki. Rabusie chcieli wysadzić w powietrze pół miasta tylko dlatego, że policja przeszkodziła im w rozbrojeniu sejfu. Leżałam na nim wygodnie a on zjadał ciastka. Tak czy siak jutro na meczu spali wszystkie te kalorie. Wyłączyłam napisy końcowe i uchyliłam okno. Była trzecia w nocy. Delikatnie położyłam głowę na jego klatce piersiowej. Słyszałam bicie serca koszykarza.
- Nie wyobrażam sobie jak Adel zostawi Marcela i wróci pozować przy tobie -szepnęłam z zazdrości.
- Nie przejmuj się tym. Nadal będę twoim najlepszym przyjacielem, który będzie pilnował, aby twoje koszmary nie budziły cię w nocy. Dobranoc.
-Dobranoc i powodzenia jutro - zdawałam sobie strawę, że kiedy rano otworzę oczy, jego już nie będzie.



niedziela, 6 grudnia 2015

Rozdział XX

Wraz z wschodem słońca podjechałam przed niewielki dom mojej siostry. Zapłaciłam za taksówkę i obmacałam kieszenie w poszukiwaniu zapasowych kluczy do mieszkania. Zabrzęczały i ścisnęłam je mocno w dłoni. Powietrze było rześkie w porównaniu z duszną nocą. Pies sąsiadów nieustannie szczekał. Na początku wnikliwie się nad tym zastanawiałam, ale teraz było to rutyną. Otworzyłam furtkę i wślizgnęłam się na wykostkowany chodnik. Wbiegając po schodach na ganek poczułam wzrok na plecach. Miałam na wyciągnięcie ręki klamkę. Jej metaliczny połysk iskrzył się w słońcu. Nie nacisnęłam jej. Powoli zaczęłam się obracać i rozglądać. Z naprzeciwka bacznie obserwowała mnie sąsiadka. Była niska, ubrana w kurtkę z wyprzedaży i długą spódnicę. Kobieta wyglądała na podeszły wiek i miała bladą twarz oraz mocno podkreślone brwi i oczy. Przeszły mnie dreszcze. Jej kamienna twarz oraz skupiony wzrok przerażały. Wydawałoby się jakby wiedziała coś więcej niż ja sama mogłabym przypuszczać. W końcu prowadziła "sieć plotek" na tym osiedlu.
- Nie! - zza drzwi słychać było krzyki.
- Jak mogłaś? Co ci strzeliło do głowy? - weszłam do środka i zdjęłam buty.
- Ty nie wiesz jak to jest kiedy dowiadujesz się tego po tylu latach!
- To cie nie usprawiedliwia!
Czułam się niezręcznie. Nie byłam dotąd świadkiem kłótni Feliksa z Kimeny.
- Wiesz co? Jesteś pusta! Ona ci tego nie wybaczy!
Wychyliłam głowę zza ściany i zobaczyłam Kim siedzącą przy stole. Cała jej twarz zalała się łzami i przybrała czerwony kolor. Rękami trzymała się za głowę i przyjmowała oskarżenia Feliksa.
- I ja również, tego nie wybaczę - zauważył mnie - Właśnie miałem wychodzić.
Minął stół z Kim, przeszedł przez salon z wężem, ominął mnie i trzasnął drzwiami. Zapadła cisza. Biłam się z myślami. Podejść do niej? Może nadszedł czas zakopać topór wojenny. Podgryzłam dolną wargę i zaczęłam bawić się końcówkami włosów. W końcu odsunęłam krzesło. Przysiadłam przy załamanej siostrze. Role się odwróciły.
- Przecież macie mieć dziecko, będziecie rodziną. Warto się kłócić? - zaczęłam.
- Halo, ziemia do Kim?
Szlochała przecierając co chwilę oczy.
- Ułoży się zobaczysz. On bardzo cię kocha.
Widocznie nie miała chęci na rozmowę. Po raz kolejny poczułam się nieswojo. Odchrząknęłam i wstałam. Podłoga zatrzeszczała. Miałam iść już do swojego pokoju kiedy nagle zauważyłam gazetę. Nagłówek głosił " WIEMY KTO ZAMORDOWAŁ ..."
- Nie czytaj!- wrzasnęła Kim.
Odskoczyłam na jej nagłą reakcję.
- Daj zobaczyć, przecież ..
- Nie, bo
- Bo?
- Mama ma jutro urodziny. Możesz coś dla mnie zrobić?
Była blisko. Ścisnęła mój nadgarstek, jak gdyby bała się, że ucieknę.
- Nie roztrząsaj swoich brudów do jutra, to ja też wezmę się za siebie. Musimy pokazać, że BARDZO DOBRZE sobie radzimy. Ty i ja. Rozumiesz?
Byłam zbita z tropu. Nasza mama chorowała na serce i starałyśmy się nie przesadzać, ale szczerze mówiąc ja w ostatnim czasie ciągle sprawiałam jej problemy.
- Dobrze - ręka zaczęła mi sinieć - W urodziny będę grać fantastyczną siostrę i córkę z podkreśleniem na FANTASTYCZNĄ - rzuciłam sarkastycznie i tym razem żwawo wskoczyłam na schody - Szkoda tylko, że tak nie może być naprawdę.
Wysłałam krótkiego sms`a : " Pokłóceni. Zbadasz co się stało? Od niej nic nie wyciągnęłam "
Lena:" Jasne :) "
Późnym wieczorem zadzwoniła mama. Rozmawiałyśmy pół godziny. Przy okazji przeprosiłam za ostatnią kłótnię. Nie czułam się najlepiej. Przerzucałam telefon z jednej do drugiej ręki, licząc mijające sekundy. Naraz odpisała Lena:
" Dziwna sprawa. Nic nie mówi :\ "
Molly : " Jutro jadę do mamy"
Lena: " Nick o ciebie pytał :)"
Molly: " Daj spokój. Jak z Tomem ?"
Lena: " Zadzwoń do niego! Z Tomem spk. Miałaś pomóc w zepsuciu ich związku, ale już nie musisz. Sam ją rzucił "
Molly: " Bo to plastik. Ciesze się:) "
Lena: " Dzwoń, buziaki :* "
Nalałam soku do szklanki i upiłam łyka. Nie mam nic do stracenia, żeby do niego napisać. Mieszka niedaleko. W sumie to jego też powinnam przeprosić. Wybrałam numer i odłożyłam telefon na stoliku. Nie powinnam. Jest zły. Dotknęłam zielonej słuchawki. Lina zaczęła łączyć. Serce przyspieszyło jak na pierwszej randce z Oliverem. Wgramoliłam się na łóżko i wygodnie rozsiadłam. Odebrał.


niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział XIX

Prawdziwa przyjaźń? Nie zna granic. Unosi człowieka niczym skrzydła, nad codziennymi problemami. Po czym poznać prawdziwą przyjaciółkę? Ja odnalazłam ją o drugiej w nocy w dziewczynie, którą równie dobrze nigdy mogłam nie poznać. Wykupiłyśmy bilety na ostatnią tej nocy linię do New Ground. Czy to nie paradoks, że kilka godzin temu wyjechałam stamtąd do Leny? Nie mogę nic na to poradzić, że Nick mieszkał na moim osiedlu. W dodatku łączył nas park mrocznych tajemnic.
 Nick mieszkał w przytulnym domu na końcu ulicy. Ogrodzony był niewielkim drewnianym płotem, który śmierdział nowo nałożoną farbą. W ogrodzie stała wiekowa huśtawka. Wyglądała imponująco, gdyż zielone pnącze pozawijało się wokół jej drążków. Znajdowało się tam jeszcze kilka drzew i niewielki ogródek z warzywami. Lena była wspaniałym nocnym przewodnikiem. Znała drogę na tyle dobrze, że poczułam ukłucie zazdrości. Nie znałam jej życia sprzed naszego spotkania. Mogła umawiać się z różnymi chłopakami.
- Tam jest jego pokój - wydusiła z siebie wskazując na uchylone okno - Tylko bądź ostrożna, okey?
Spojrzałam na nią i lekko się uśmiechnęłam.
- Będę, nie martw się. W razie czego zagwiżdżę.
Uniosłam głowę w górę. Okno nie było wysoko. Czułam determinację. Jeszcze kilka tygodni temu pokonałabym ten dystans jednym susem. Teraz byłam niczym połamana laleczka barbie.
- Wchodzę - szepnęłam.
Mocno zaparłam się o gałąź jabłonki. Następnie podciągnęłam rękami i cały ciężar ciała przeniosłam na parapet. Złapałam równowagę. Uniosłam kciuk w górę na znak, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i wsunęłam się do pogrążonego w mroku pokoju. Po omacku badałam teren dłonią. Lampa? Zeszyty? Jakaś półka, coś mokrego, przedmiot o dziwnym kształcie. Uroki nocy mogą z codziennych rzeczy wytworzyć niewyobrażalne atrybuty. Momentalnie zahaczyłam o szklany słój, który zbił się z okropnym trzaskiem. Drobne szkiełka porozsypywały się po podłodze. Piorunująco do moich uszu doszedł dźwięk wystraszonego chłopaka wyskakującego z łóżka.
- Co jest do cholery! - Zajęczał pod wpływem wbijającego się w jego stopy szkła. Na szczęście dał radę dość do kontaktu i zapalić światło.
- Molly? - przetarł z niedowierzaniem oczy.
Zamurowało mnie. Totalnie. Jakie on miał CIAŁO. Stał w samych bordowo-czarnych spodenkach. Mięśnie jego klatki piersiowej były napięte. Bicepsy nadawały ramionom ogromnej siły. Wszystkie T-shirty, które nosił na co dzień wydały mi się zbędne. Skrywały bowiem jego naturalne piękno. Zresztą nie powinnam być tak bardzo zdziwiona. Trenował, gdyż był kapitanem drużyny.
- Molly? - powtórzył tym razem z większą troską w głosie.
- Ja... - wpatrywałam się w niego jak w obrazek.
- Wszystko w porządku?
Wyjął z szafy bluzkę i zamaszystym ruchem zmiótł nią leżące pomiędzy nami kaleczące odpadki. Następnie ruszył w moją stronę.
- W zasadzie to nie jest. Wszystko przejawia się przeciwko mnie - rozkleiłam się.
Nawet się nie zawahał tylko podszedł i objął mnie w ramiona. Czułam ciepłe od snu ciało, każdy ruch mięśni. Zamknęłam oczy. Wyobraziłam sobie jak Oliver w taki sam sposób zawsze był przy mnie.
- Chciałam z tobą porozmawiać - wydukałam kiedy Nick wypuścił mnie ze swoich objęć. Założyłam kosmyki włosów za uszy.
- Nick, dobrze wiesz, że nie nawiedzałabym cię o tak później porze gdybym nie miała powodu.
Uśmiechnął się z przekąsem.
- Ani razu mnie nie odwiedziłaś więc nie wiem.
- Walę prosto z mostu. Uratowałeś mnie tamtej nocy prawda?- spojrzałam głęboko w jego zielone oczy.
- I tak, i nie - przeczesał ręką włosy i przysiadł na roku łóżka.
- To znaczy?
- No, niby cię uratowałem.
- Ale?- ciągnęłam go za język.
- Nie będe przypisywał sobie zasług, których nie dokonałem. Proste.
- Nie musisz być taki skromny - przysiadłam obok niego.
- Molly nie rozumiesz - oburzył się - Ja tylko zadzwoniłem po karetkę. Kiedy dobiegłem tylko leżałaś. Nie wiesz ile razy w szpitalu przeklinałem siebie, że nawet na sekundę cię nie zatrzymałem.
Zbladłam, ale chciałam wiedzieć więcej.
- Widziałeś kogoś?
- Słyszałem twoje krzyki. Potem były stłumione. Zawróciłem. Kiedy pozostała mi już ostatnia prosta w ciemności dostrzegłem jakiegoś gostka. Wyglądał na pięćdziesiątkę maks. Chociaż ciężko mi stwierdzić, bo z bliska go nie widziałem.
- To on mi to zrobił?
- Nie! On zaatakował od tyłu tego, który wymierzał ci ciosy. Szarpali się i krzyczeli. Zanim podbiegłem zniknęli w ciemności.
- To był drugi mężczyzna?
- Nie wiem Mo. Byłem tak przerażony, że nie myślałem logicznie - przerwał - wyglądałaś okropnie. 
- Dzięki - szturchnęłam go w bok.
- Skrywasz coś przede mną prawda?
Poczułam ucisk w żołądku. Owszem o wielu sprawach mu nie powiedziałam. Spędziliśmy jeden cudowny dzień w kawiarni. Po za tym kim ja dla niego byłam? Dziewczyną, która wystawiła go już na drugim spotkaniu.
- To znaczy co? - chciałam brzmieć naturalnie.
- Coś cię gryzie. Masz kogoś z kim masz problem? A może coś w domu?
Czytał ze mnie jak z otwartej księgi. W zasadzie czułam sie przy nim dobrze. Stawał się pewno rodzaju przyjacielem.
- Jest kilka spraw, o których ci nie powiedziałam, ale nie znam cie zbyt dobrze by powierzyć moje sekrety.
Wstałam gotowa wyjść ponownie przez okno. Lena wiernie czekała.
- Także to by było na tyle. Dziękuję ci za wszystko.
- I po prostu wyjdziesz tak?
- No, tak.
- To przynajmniej wykorzystaj drzwi a nie okna - był oburzony.
- Jesteś zazdrosny czy co?
- Wyjdź już okey. Myślałem, że przyszłaś porozmawiać o czymś innym.
- Niby o czym?
- Daj mi spokój. 
Wywróciłam oczami i podążyłam w stronę drzwi.
- Mogłaś przynajmniej wyjaśnić dlaczego mnie wystawiałaś tamtego dnia - zatrzymały mnie jego słowa.
- Na litość boską, Nick! Straciłam kogoś i jest mi ciężko okey? Kochałam go nad życie.
- Wiesz co ci powiem. Nigdy nie będziesz szczęśliwa. Szukasz twarzy a nie serca, i nigdy go nie znajdziesz - te słowa zabolały. Przebiły moje serce na wylot. Były jednak prawdziwe, gdyż w każdym przejawie miłości czy chociażby życzliwości widziałam Olivera. Następnie stratował to uczucie, bo żadna otaczająca mnie osoba nie była moim ukochanym.



wtorek, 24 listopada 2015

Rozdział XVIII

Wstałam o świcie. Słońce rozkosznie przedzierało się przez małe, błękitne obłoczki. Odpaliłam laptopa i po raz setny odświeżyłam stronę aktualnych wiadomości z Lonas Canser, mojego rodzinnego miasta. Żadnych nowych wniosków w sprawie. Przetarłam posklejane od snu oczy. Gdzie jesteś zabójco? To pytanie ciągle mnie nurtowało. Miałam zwolnienie ze szkoły, jednak aby posunąć poszukiwania do przodu musiałam się tam wybrać i pogadać z Leną. Wysunęłam gołe stopy spod kołdry i ruszyłam powolnie ku drzwiom. Czas na ciepłą herbatkę. Ona zawsze mnie uspokaja i wprawia w lepsze samopoczucie. Schody skrzypiały, chodź na moje oko były nowe. Cisza panowała w całym domu. Widocznie Kim i Feliks pojechali załatwiać formalności. Ślub miał odbyć się za miesiąc. Mimo ogłoszenia tej wieści dopiero wczoraj, całe New Ground już o tym huczało. Przystanęłam żeby popatrzeć jak tuż przed domem dwie starsze kobiety energicznie gestykulują. Wyglądało to komicznie. Nie zdziwiłabym się, gdyby prowadziły dochodzenie w sprawie, jaką suknię kupi Kim. Miejscowość nie była duża, więc na polter przyjdą wszyscy, a na pewno zdecydowana większość. Wstawiłam wodę na gazówkę i przeszłam do salonu. Powoli przyzwyczaiłam się do zapachu róż, który tu panował. Włączyłam telewizję. Nudy. Powtórki programów i kilka reportaży na śniadanie.
Na regale dostrzegłam zdjęcia małej Kim. Beztrosko bawiła się na placu zabawa. Obok widniał wizerunek rodziców. Zdjęłam go z półki i przetarłam palcem. Był cały zakurzony. Nagle na odwrocie dostrzegłam dziwny podpis. Pismo było niechlujne i trudno rozczytywało się wyrazy. Napisane zostało " Obyśmy byli Ci prawdziwą rodziną". Zmarszczyłam brwi i odłożyłam fotografię. Może moja siostra miała coś więcej do ukrycia niż sądziłam. Byłam od zawsze osobą ciekawską, więc zaczęłam przeszukiwać salon. W barku znalazłam nieruszany alkohol. Regały pełne książek również nie kryły nic nadzwyczajnego. Lilith patrzyła na mnie swoimi gadzimi oczami. Była wstrętna. Opracowałam plan poruszania się po salonie by unikać bliskiego kontaktu z jej terrarium. Po zagotowaniu się wody pokusiło mnie aby spojrzeć ponownie przez okno. Sąsiadki nadal tam stały. Tym razem bardziej zdenerwowane i bliskie kłótni. Uśmiechnęłam się pod nosem. Upiłam łyk herbaty i nagle dostrzegłam wystający róg kartki przy terrarium bestii. Czemu nie wpadłam na to szybciej. Oczywiste było, że boję się Lilith więc najbezpieczniejsza kryjówka na wszelkie dokumenty to miejsce właśnie przy niej. Zaczynałam rozumieć tą filozofię. Wąż był lepszy niż pies w odstraszaniu nieproszonych gości. Kim to jednak ma głowę. Usiadłam na sofie pogrążając się w myślach jak bezpiecznie do tego podejść. Gdybym zrobiła wyminięcie przy stoliku to dałabym radę wejść na szafkę i wyciągnąć dłoń. Odłożyłam filiżankę i ruszyłam w stronę zagadki. Z każdym krokiem byłam coraz bliżej węża. Tylko spokojnie. To małe, niewinne zwierzątko nic mi nie zrobi. Już prawie sięgam. Jeszcze milimetr. Pociągnęłam lekko róg i wycofałam się z niekomfortowej pozycji. Lilith zasyczała. Przeszedł mnie dreszcz i wtedy właśnie dobiegł mnie odgłos odkluczanego domu. Kim i Feliks weszli do domu. Stanęłam jak wryta. W rękach trzymałam białą kopertę. Do licha! Moja siostra rzuciła mi złowieszcze spojrzenie a jej twarz nabrała groźny wyraz.
- Co do diabła ty wyprawiasz? - żwawym krokiem zbliżyła się do mojej osoby, spoglądając na kopertę.
Nim się spostrzegłam, już wyrywała mi ją z ręki. Dostrzegłam dane kliniki.
- Puść - chamsko odepchnęła mnie ręką i ukryła papier w ramionach. Następnie odwróciła się w stronę drzwi. Feliks stał oszołomiony.
- Po co robiłaś badanie? - miałam dość tajemnic.
Kimeny osłupiała i zatrzymała się w połowie drogi. Jej narzeczony starał się oddawać dokładnie taki sam pytający wyraz twarzy jak ja. Kim zgrzytnęła zębami i z powrotem odwróciła głowę w moją stronę.
- Będę mieć dziecko- przecedziła przez zęby. Nie chcę żebyście pomyśleli, że nienawidziłam jej tak bardzo, aby nie wierzyć w tą wersję, ale wydało mi się dziwne w jaki sposób to wyraziła. Cała drżała ze złości, jakby miała za chwilkę wybuchnąć i rozszarpać mnie na strzępy. Z tego co byłam uświadomiona to taka wiadomość wywołuje wiele radości w kobiecie, która ma zamiar zakładać rodzinę.
- Kochanie, czemu nic nie mówiłaś?- do rozmowy włączył się Feliks.
- To miała być niespodzianka - Kim zmieniła ton głosu na łagodniejszy.
Przetransportowałam się do pokoju i wysłałam sms do Leny. Chciałam podzielić się z nią nowymi faktami. Unikając Kim poprosiłam brata mojej przyjaciółki o podwózkę do szkoły. Kończyły się lekcję i ubłagam go o zostanie u Leny na noc. Zgodził się w moim mniemaniu dlatego, że chciał porozmawiać sam na sam z Kim.
W Rooster School rozbrzmiał ostatni dzwonek. Z klas wysypały się tłumy ludzi. Przyjaciółka przywitała mnie serdecznym uściskiem. Przysiadłyśmy na schodach.
- Powinnaś odpoczywać cwaniaro. Jak zobaczy cię matematyczka to możesz się nie pozbierać.
- Spokojnie, najwyżej wezmę korki u Toma.
Śmiech Leny był tym za czym tęskniłam w cichym pokoju.
- Kim oznajmiła, że jest w ciąży - bawiłam się breloczkiem.
- Co?? - omal nie wrzasnęła i grupka nastolatków zaczęła się nam przyglądać.
- To co słyszysz. Nadal nie wydaje ci się to dziwne?
- Molly, a ty znowu swoje. Przepraszam jeśli cię urażę, ale pogódź się z tym, że Oliver nie żyje i nie jest potwierdzone, że ktoś go zabił.
Przewróciłam oczami. Czy tak trudno było pojąć moją strategię?
- No okey. Pytał może o mnie Nick?
- Dlaczego miałby pytać?
- Bo mnie uratował.
Lena znów wybuchła śmiechem.
- Co ty bierzesz? Skąd przyszło ci na myśl, że to właśnie on wybawił cię z tego piekła?
- Przecież odwiedzał mnie w szpitalu. Pamiętam, że stał przy moim łóżku.
- Według mnie to nie on - spoważniała.
Zaczęłam gorączkowo zastanawiać się czy Lena również nie ma przede mną  jakiegoś sekretu. Na przystanek podjechał nasz autobus i ruszyłyśmy szybko w jego stronę. Przeceniłam swoje siły. Lena odruchowo pociągnęła mnie za ramię i wciągnęła w ostatniej minucie do autokaru.
- Naprawdę ostro oberwałaś. Zazwyczaj nie mogłam cię dogonić.
- No, co ty nie powiesz - odparłam zdyszana i wykończona.
Resztę dnia spędziłyśmy przy koniach. Odprężało mnie wszystko co było z nimi związane. Mama Leny upiekła najcudowniejszą szarlotkę, której zapach roznosił się po całym domu. Objedzone z ogromnymi brzuchami położyłyśmy się do łóżka. Było ciepło i przytulnie, dlatego szybko zmorzył mnie sen. Ta noc nie miała być jednak spokojna. Koszmar powrócił. Ponownie przedzierałam się przez las. Mój oddech stawał się coraz płytszy. Serce łomotało rozpalone z wycieńczenia. Tym razem byłam bliżej wydostania się z pułapki. Jeszcze kilka drzew i będę na łące. Zza pleców dochodziły mnie trzaski gałęzi. Był coraz bliżej. Śmiał się z mojej niemocy. Łapczywie chwytałam powietrze. Niespodziewanie przewróciłam się o wystający z ziemi korzeń. Oczy zalały się łzami. Twarz pobladła. Ostatni raz podniosłam głowę do góry. Do łąki pozostały mi cztery kroki. Byłam tak blisko. Znienacka wyłoniła się charakterystyczna sylwetka. 
- Oliver?- wyszeptałam. - Pomóż mi. 
- Musisz dać radę sama. 
Wbrew oczekiwaniom to nie był mój ukochany.
- Jeszcze troszeczkę. Wierzę, że ci się uda - wyciągnął dłoń w moją stronę.
To był Nick. 
- Mo? Mo? - przerażona Lena trzęsła moim ciałem. - To tylko zły sen, słyszysz?
Byłam rozpalona. Na czole pojawiły się kropelki potu. Poprosiłam o wodę i oparłam się o ścianę. Czułam, że elementy układanki powoli zaczynają przypominać pewien obraz. Jeśli chciałam poznać jego wyraz musiałam szukać puzzli. Teraz wiedziałam gdzie znajduje się kolejny element.
- Lena zrobiłabyś coś dla mnie? Proszę, pomóż mi - zaczęłam nieśmiało. - Musimy spotkać się z Nickiem. 
- Oszalałaś? Jest druga w nocy!
- Musimy. Od tego zależy moje życie.



piątek, 20 listopada 2015

Rozdział XVII

Kłamstwo za kłamstwem. Wymyśliłam na poczekaniu, że nie pamiętam niczego oprócz opuszczenia domu i przechadzce po parku. Miałam wiele wątpliwości. Najgorsze było to, że nie byłam pewna czy ktoś dzięki komu trafiłam do szpitala już składał zeznania. Kto to był? Nick? W końcu panowie w mundurach zapisali kilka zdań i opuścili salę. Odetchnęłam z ulgą. Przez ten cały czas starałam się, aby  nie odczytali ze mnie żadnych emocji. Nie wyglądali przekonani moją wersją, bo wychodząc jeden z nich odwrócił się do mnie i odparł:
- Gdybyś sobie cokolwiek przypomniała, wiesz gdzie nas szukać -po krótkim namyśle - Chcemy pomóc.
Tak, na pewno. Pomyślałam w duchu. Nie miałam zamiaru o tym opowiadać. W zasadzie byłam tak obalała, że nie miałam ochoty wcale o tym myśleć. To był mój koszmar. Moja największa zagadka.
- Kochanie - zaczęła łagodnie mama, kiedy razem jechałyśmy do domu Kimeny jej autem. - Powiesz mi co naprawdę się stało?
- Było ciemno. Tyle pamiętam. - W pierwszym zdaniu nie skłamałam.
- Żadnych szczegółów? Naprawdę nic?
- Nie naciskaj mamo, okey?
- Wiesz, że cie kocham.
Zapadła chwila milczenia. Nie byłam pewna jej słów. Nie czułam tak ogromnego związania z rodziną, które czułam kiedyś. To było jak mydlana bańka, jak świat fikcji.
- Powiedziałaś to, żeby przekonać samą siebie, że tak jest? -starałam się, aby nie zadrżał mi głos.
Prowadziła samochód, ale w tym momencie odwróciła  głowę, żeby na mnie spojrzeć.
- To jest szczera prawda. Kocham cię, bo jesteś moim dzieckiem. Tak jak Kim.
- Niedoczekanie - wywróciłam oczami.- A ojciec? Dlaczego go tu nie ma? Dlaczego woli pracę? Jakim cudem ma więcej tematów z Kimeny niż ze mną? Ciągle powtarzasz, że mnie kochasz, ale dodajesz natychmiast do tego Kimeny. Nie jestem nią! - wpadłam w furię - Ona jest zawsze lepsza, doskonalsza a co najważniejsze nie ma problemów. Wiesz co ci powiem? Możesz być zdziwiona, ale nie wiesz wszystkiego o niej.
- Molly! Co ty bredzisz!? Jesteś moją córką czy ci się to podoba czy nie! Naprawdę tak trudno jest odpowiedzieć " Ja ciebie też kocham, mamo"? Kiedy miałaś pięć lat...
- Zamknij się! Nie chce tego słuchać! 
- Nie tym tonem!
- Nie będziesz zmuszała mnie do niczego. Zostawiliście mnie. Wyrzuciliście z domu jak zbędny balast.
- Wszystko było dla twojego dobra. Nie będę z tobą dyskutować.

Kim powitała radośnie mamę i pomogła mi wejść do pokoju. Czułam chlor mieszający się z zapachem kwiatów doniczkowych. Byłam zła, że pokłóciłam się z mamą. Nie mogłam jej jednak odpuścić tego, że mimo wszystko tkwię tu po uszy. Z drugiej strony przynajmniej wie co mnie boli. Gwizdek czajnika oznajmiał, że mama zostanie u nas do rana. W pokoju czułam się bezpieczna, chodź na dobrą sprawę nie wiedziałam, czy naprawdę jestem. Nie znałam zabójcy ani racjonalnego powodu. Otworzyłam okno i wpuściłam rześką bryzę. Wiatr poruszał firankami. Powietrze lekko muskało moją posiniaczoną  twarz. Było już po południu. Telefon wyświetlał jedną wiadomość od Leny:
"Spodziewaj się mnie dziś. Całuski"
 Obolała położyłam się na łóżko i wyciągnęłam laptopa. Przejrzałam najnowsze wiadomości, pogodę w najbliższym czasie, nowinki internetowo blogowe oraz życie celebrytek. Z dołu dobiegała pogodna rozmowa. Co chwilkę Kim albo mama wybuchały śmiechem. Za chiny ludowe nie mogłam przypomnieć sobie jak to było, kiedy Kim mieszkała z nami. Wydawało mi się, że od zawsze była po za domem. Nie miałyśmy wspólnego zdjęcia, oprócz jednego w wieku, kiedy miałam 3 latka. Wyszłam tam troszeczkę przerażona.
Nagle do drzwi zadzwonił dzwonek. W kilka minut goście wpakowali się do domu. Słyszałam Lenę, Feliksa i tatę. Cóż za zgranie w czasie! Przyjaciółka szybko przywitała się ze wszystkimi i wielkim susem wparowała do pokoju. Była pełna energii.
- Mo, nie uwierzysz! - krzyczała od progu.
- Co jest? Wyglądasz jakbyś zjadła pięć czekolad i nie wiesz jak poradzić sobie z energią. - zakpiłam.
- Omg, nie uwierzysz naprawdę - kręciła się w kółko.
- Halo? Tu ziemia. Odbiór - śledziłam jej ruchy wzrokiem.- Zamkniesz drzwi? Ja ledwie co tu weszłam. Uwierz, że czuję się jak rozjechana żaba na autostradzie.
- On jest cuuuudddooownnyy! - przeciągnęła i przesłodziła ten wyraz do tego stopnia, że brało mnie na wymioty.
- Kto?
- Tom! - prawie to wykrzyczała.- Byłam dziś u niego. Uczyliśmy się "matmy" - jeśli otworzyli chociaż podręcznik, można by uznać to za sukces.
- Całowaliście się? - ułożyłam się wygodniej na łóżku.
- Nie! Ale, jego usta.. ah - położyła się obok mnie.
- Przytuliłaś go chociaż?
- Trzy razy. Rozumiesz? Trzy razy w ciągu dwóch godzin. Jutro spotykamy się w "Delli". Zaprosił mnie na kawę - trzęsła się z emocji - To już za kilka godzin.
Chciałam dodać coś w stylu " Nie ciesz się na zapas. To nic takiego", ale pomyślałam jak ją tym zranię.
- Wyglądasz okropnie - szepnęła. Jej głowa leżała przy mojej.- Chcesz o tym pogadać?
Nie drgnęłam. Czułam, że wszystko mnie przerasta. Lena na pewno by mnie nie pobiła. Spojrzałam na jej delikatne ręce. Nie, to nie była ona. Zresztą jaki by miała powód? Nie znała nawet Olivera.
- Nie wiem kto mnie uratował. Wtedy w parku widziałam Nicka, ale się nie odezwał. Odszedł na tyle, że prawie znikł. Wtedy zaczął się koszmar - ręce zaczęły mi drgać. Poczułam chłód mieszający się z ulgą, że mogę z kimś o tym porozmawiać.- Powiedział " Nie węsz". Najgorsze jest to, że był tak silny. Z takiego opisu mógł to być mężczyzna. Po głosie brzmiało to jak kobieta. Sama nie wiem do czego się ustosunkować.
- Chodź tu kochana- objęła moje drżące ciało i zaczęła głaskać po włosach.
- Nic nie rozumiem Lena. Miałam być tu bezpieczna. On tu jest i wie o mnie. Nigdy nie należałam do żadnej sekty. Czego on chce?
- Naprawdę nie wiem, ale dojdziemy do prawdy.
- Nie możesz tego nikomu powiedzieć - wyrwałam się z jej objęć - Obiecaj.
- Obiecuje. 
Położyłam się na jej kolana a ona dalej bawiła się moimi włosami. Nie miałam sił.
- Kto przychodzi ci pierwszy na myśl? - przerwała chwilowe milczenie.
- Wszyscy.
Nagle do pokoju wszedł Feliks. Miał pogodną twarz i szeroki, piękny uśmiech. Położył palec na usta i machnął do nas ręką.
- O co ci chodzi? - zapytała jego siostra.
- Chodźcie.
Zeszłyśmy z nim po schodach. Lena podtrzymywała mnie z jednej a on z drugiej strony. W prawdzie mogłam sama chodzić jednak czułam, że w każdej chwili mogę stracić równowagę. Siostra posłała mi krótkie spojrzenie.
- Mamo, tato - oczy Kim błyszczały z radości - korzystając z okazji, że poznaliście już Feliksa chcę oficjalnie ogłosić - tu brodacz objął ją w pasie i dokończył zdanie - Za dwa miesiące chcemy się pobrać.
Dobrze, że siedziałam, bo naprawdę nie spodziewałam się, że Kimeny kiedykolwiek wyda się z jej słodką miłością. Mama i tata wyglądali na bardzo zdziwionych a za razem szczęśliwych.
- Będziemy rodziną - oznajmiła stojąca przy mnie Lena.
Bez wyrazu przyglądałyśmy się jak cała reszta płacze ze szczęścia, przytula się i tym podobne sprawy. Ponownie czułam się odtrącona.
- Myślisz, że zrobiła to specjalnie? - zapytałam cicho przyjaciółkę.
- Ale co?
- Nie widzisz tego - nasze spojrzenia powędrowały na sylwetkę szczupłej i seksownej Kim. - Odwraca uwagę rodziców ode mnie. 
- Przesadzasz - prychnęła.
Lecz ja wcale tak nie uważałam. Siostra mimo, że był to jej dom nie przyszła po nas tylko wysłała Feliksa. Może zasadniczo on sam po nas przyszedł. Czułam, że nie chciała abym tu była. Nasze spojrzenia się spotkały. Z rozbawionej Kim zszedł na chwilę uśmiech i przeszył mnie jej lodowaty wzrok. Następnie przytuliła się jak gdyby na pokaz do Feliksa. Musiałam być ostrożna. Każdy mógł być zabójcą.


czwartek, 29 października 2015

Rozdział XVI

Po bezlitosnym katowaniu zabrakło mi sił na krzyk. Cicho łkałam i plułam krwią. On w końcu przestał. Stał obok mnie. Widziałam tylko zakrwawione, czarne buty. Były od tej pory rzeczą, której nienawidziłam. Jęcząc i wijąc się na wszystkie strony zastanawiałam się jak to jest bić drugą osobę bez opamiętania? Jak czuje się człowiek, który przygląda się własnemu dziełu chamskiej przemocy? On nadal stał. Może odpoczywał, a może czerpał satysfakcję z mojego położenia. Wbiłam lodowatą rękę w ziemię. Powoli z przepełniającego mnie bólu, zbierałam pył pod paznokciami. Nie czułam nóg. Brzuch był tak skatowany, iż nie mogłam nawet go dotknąć. Czułam, że to koniec. On nadal trzymał ten cholerny pręt. Wtem usłyszałam czyjś bieg. Echo niosło ze sobą stukotanie pary butów na chodniku. Wątpiłam w jakąkolwiek pomoc. W końcu zabójcy często mają swoich współpracowników. Jeden bije a drugi pozbywa się ciała. Czułam, że stosunkowo małej postury osoba, która stała tuż obok, nie dała by rady ciągnąć mnie gdzieś dalej. Zresztą udowodniła to przed chwilą. Była bardziej zmęczona samym ciągnięciem ciała niż zadawaniem ran. Tak kończy się każde życie. Prędzej czy później, gorzej lub lepiej. W gronie rodzinnym lub samotnie w szpitalu. Ewentualnie jak ja - zamordowana na chodniku. Dygotałam. Brudną ręką przetarłam twarz. Miałam piasek na wargach. Zostałam po raz ostatni kopnięta, ostrym ciosem w brzuch po czym zakręciło mi się w głowie, powieki ciężko opadły na dół i ...

Jest takie miejsce gromadzące ludzi wielu historii. Jedni cierpią od dziecka, inni nabyli to wraz z wiekiem, a u jeszcze innych zrządzenie losu zagwarantowało zburzenie harmonii ich życia. Krzyki są objawem ran, podobnie jak milczenie. Jak więc to rozróżnić? Ludzie wiary wydobywają z siebie głos, chcą oznajmiać próbę chęci życia. Bardzo często nie zgadzają się z faktem dokonanym i nabierając dystansu szukają wyjścia. Nielicznym się udaję. Większość po okresie pewnego czasu, staje się istnieniem milczącym. Weźmy na przykład takiego ślimaka. Może budzić zdziwienie, ale niech już będzie. Gdy idziesz i nie zauważasz, zgniatasz mu muszelkę. Nawet się nie obejrzysz, tylko po kolejnych trupach idziesz dalej. Jest mniejszy, wolniejszy a co najważniejsze milczy i w twoim wyobrażeniu nie zrobi ci najmniejszej krzywdy. Tak samo gdy rozdepczesz go całkowicie. Zabijesz. Czy słyszałeś kiedyś krzyk ślimaka? Milczy. To samo dzieje się z drugą grupą ludzi. I jeśli teoretycznie nikogo nie zabiłeś to praktycznie robisz to codziennie. Każdego dnia depczesz samotne ślimaki.
Chciałbyś wiedzieć jakie jest niebo? Czy znajdziesz tam wszystkich, których kochasz? I tak, i nie, bo kiedy ty kochasz pana\ panią X, ktoś inny może go nienawidzić. Czy więc będzie on w twoim niebie, czy piekle swojego wroga? Nie odpowiem ci na to. Nie byłam w niebie. Pierwszy, nowy oddech poprzez poranione gardło jest podobny do tego przy narodzinach. Nie byłeś tego świadomy, jednak się stało. Wszyscy inni cieszą się nim bardziej niż ty sam. Pielęgniarki uwijały się przy mnie niczym mrówki. Szeregi lekarzy operowało moje ciało. Jestem im wdzięczna. Chodź z drugiej strony byłam bliżej Olivera. Kiedy otworzyłam oczy i spojrzałam na biel sufitu, było cicho. Zegar nadal wybijał ten sam rytm. Była trzecia w nocy. Nie mam pojęcia jakiego dnia. Kimeny i cała reszta pewnie poszła odpocząć. Mam jednak poczucie, że za kilka minut przyjdzie ktoś do mojej warty. Pamiętam jak sama czekałam na przebudzenie babci. Kupowałam gorącą czekoladę w automacie i wyglądałam przez szybkę czy może już mogę z nią porozmawiać. Nagle coś zaszumiało przy drzwiach. Zamknęłam oczy. Ktoś wszedł do pokoju. Przystaną przy stoliku i coś położył. Starał się być cicho, aby mnie nie obudzić. Przysiadł przy mnie i czułam teraz każdy jego oddech. To nie było podobne ani do Kim, ani do Leny, tym bardziej do rodziców i Feliksa. Byłam lekko zszokowana tym faktem. Mimo wielkiej chęci ujawnienia, nadal pozostałam w spoczynku. Czekałam na rozwój sytuacji.
- Dlaczego wtedy nie stanąłem. - wyszeptał do siebie.
Jego ręka delikatnie gładziła moją. Miał ciepłe palce.
- Nawet nie wiesz ile znaczysz. Nie umieraj. Walcz.
Jego słowa płynęły niczym melodia. Pochylił się nad łóżkiem i czekał. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego. Wyglądał na wykończonego. Nie wiem ile poświęcił mi czasu ani co widział. Biłam się z myślami czy zacząć rozmowę, czy raczej nadal słuchać jego monologu.
- Przepraszam - było bezgłośne i ledwie słyszalne.
Nagle ocknął się i wraz z odsunięciem, zabrał też swoją rękę z mojej. Był zmieszany i nie dowierzał zaistniałej sytuacji. Swoimi ciemnymi oczami wpatrywał się we mnie. Było ciemno jednak wyraźnie widziałam rysujący się na jego twarzy delikatny uśmiech.
- Hej,Nick.
- Hej, Mo.
Szeptaliśmy.
- Odpocznij, już wychodzę. Nawet nie wiesz jak się cieszę. Kurczę, najchętniej to bym cię uściskał z tej radości.
Odpowiedziałam uśmiechem.

O poranku zjawiły się wszystkie znane mi twarze. Zadawali mnóstwo pytań nawzajem się karcąc. Podstawowe pytanie brzmiało " Co się stało, kochanie? Jak do tego doszło?". Błądziłam wzrokiem po każdym z nich. Mama wyglądała jakby nie spała przez miesiąc, tata nie zaszczycił mnie swoją dzisiejszą obecnością, bo był w pracy. Kim oskarżała mnie o bałagan w pokoju oraz, że narobiłam jej nie lada zmartwienie. Nicka nigdzie nie było. Natomiast Lena stała przy ramie łóżka i tylko się do mnie uśmiechała. Odwzajemniłam to. Była jak prawdziwa przyjaciółka, która wiedziała, że nie odpowiem na żadne pytanie, bo nie mam na to sił. Tylko w niej znalazłam spokój choć dobrze wiedziałam, że strasznie się o mnie martwiła. Szanowałam przy tym całą resztę. Moją głowę zaprzątał jednak istotny fakt - jak przedstawie zeznania policji. Oczywiste było, że nie będę donosić. Gdybym opowiedziała im o zdarzeniu, wszczęto by śledztwo. Rozzłościłabym tym krzywdziciela i kto wie czy następnym razem miałabym tyle szczęścia i się obudziła. Strasznie się tego bałam. Musiałam być silna. Zabójca Olivera jest na wolności i ma mnie na celowniku. Zadręczało mnie też pytanie " Kto mnie uratował?". Może Nick, a może ktoś inny. Nie byłam też pewna innych rzeczy i faktów. Powoli układałam je sobie w głowie. Przypomniało mi się ostrzeżenie. To był błąd. Największy nieudany przekręt w tej całej paranoi. Swoim głosem ujawniał zbyt wiele. Był wysoki i słodki jak krew, którą się zachwycał. Nie mogłam przypomnieć sobie dokładnie do kogo należał. Jednego byłam pewna. Tą osobą była KOBIETA.


wtorek, 27 października 2015

Rozdział XV

Rzuciłam się do biegu. Szybciej, szybciej! Serce łomotało jak nigdy. Z trudem próbowałam łapać powietrze w zmęczone płuca. Biegnij! Szybciej! Ciało dygotało z przerażenia. Nogi same się plątały, ale wiedziałam, że jeśli upadnę będzie po mnie. Biegnij! Omijałam drzewa najszybciej jak potrafiłam. Gałęzie niższych partii lasu porozrywały mi ciało. Czułam spływającą krew z kolan oraz prawego łokcia. Do czoła lepiły się włosy. Pot spływał po policzkach mieszając się z brudem. Szybciej! Byłam na skraju siły. Modliłam się, żeby stamtąd uciec. Własny oddech zaczął zagłuszać myśli. Zwolniłam i wtedy usłyszałam, że jest blisko. Tropi mnie. Czuł mój strach. Zaraz stanę się jego ofiarą. 
Przebudziłam się! Objęłam rękami własne ciało. Wszystko jest okey to tylko kolejny koszmar. Muszę się uspokoić. Gdzie ja jestem? Panika nadal brała nade mną górę. Tylko spokojnie. Jestem u Kimeny w pokoju. Nogi?! Odkryłam szybko białą kołdrę. Palcami przesunęłam po skórze, która dygotała z emocji. Nie ma ran. Ustami wypuściłam dużo powietrza, jednak nadal nie był to regularny oddech. Co się ze mną dzieje? Od kilku dni nieustannie mnie to nęka. Przychodzi w nocy i zmusza do opuszczenia łóżka. Postanowiłam wziąć zimny prysznic. Krople delikatnie muskały moje ciało. Czy to sprawa z Oliverem nie daje mi spokoju? Jak domek z kart runęło dotychczasowe życie. Nie pozostało mi nic prócz strachu i niepewności. Nie mogłam budować nowej przyszłości kiedy fundamenty zostały zburzone. Drżącymi rękoma gładziłam włosy. Szum wody mnie uspokajał. Był jak lek na nieprzespane noce. Odchyliłam głowę wprost na strumień, dając możliwość totalnego odprężenia. Rodzice byli jak martwe kamienie. Wiedziałam, że gdzieś są, ale nie byli ze mną. Wyglądało to jak pozbycie się uporczywego problemu. Nigdy nie spełniałam ich wymagań. Zawsze złotym dzieckiem była Kim i to na niej pokładali nadzieję. Ale czy kiedy trud wychowawczy ich pokonał, pomyśleli - Kim da jej rade. To błąd. Kimeny nawet ze mną nie rozmawia. Byłam wykończona. Psychika dawała mi odczucia, że zostałam porzucona i odtrącona. Chciałam być jednak silna. Tu i teraz! Pokaże im, że potrafię. Pokażę, że żyję. Jestem.

- Pewnie, że znalazłam rozwiązanie - oznajmiłam na wpół przytomna.
- Nie wyglądasz dziś najlepiej.
- Źle spałam. Nic mi nie jest.
- Okey, to jaki jest twój plan?
- Po pierwsze poznanie go. Po drugie eliminacja konkurencji poprzez dobrą plotkę i ostatnie najważniejsze ( tu wkroczysz ty) rola pocieszycielki, która wspiera go zbliżając się i inne pierdoły. Oczywiście przygotujemy cię do tego. To plan A. Na razie tyle jest ci potrzebne.
- Trochę to nie w porządku.
- Świat jest nie fair, Lena. Chcesz mieć równe szanse? Czy cały czas żyć w cieniu i marzyć? W końcu to do niego należy, czy ulegnie twojemu wdziękowi, czy wybaczy i wróci z powrotem do niej.
- Nie ma czego wybaczać.
- Oj no - wzburzyłam się - dobrze wiesz o co mi chodzi. Przedstawimy to tak realistycznie, że sama ona uwierzy, że zrobiła coś, czego właściwie nie zrobiła.
- To głupie.
- No i bomba. To plan A! Prosty, skuteczny i głupi.
Ziewnęłam. Byłyśmy blisko wejścia do szkoły. Budynek straszył jak zawsze zimnymi murami i ogrodzonymi oknami. Poranek był bardzo rześki. Przez chmury zaczęło przedzierać się słońce, natomiast powietrze przepełnione było poranną bryzą. Zaczęły formować się pierwsze, zawiłe korki aut a miasto budziło się do życia zapraszając chociażby na darmową kawę do McDonald's.
- Słyszałaś? - przerażona odwróciłam się za siebie.
- Nie. Co?
- Nie słyszałaś? Tam w krzakach. - wskazałam dłonią.
Lena podeszła do mnie bliżej i razem wpatrywałyśmy się we wskazany przeze mnie punkt. Ludzie nas mijali pogrążeni w rozmowie.
- Myślisz, że... - zaczęła, ale nie dokończyła.
- Nie wiem. Czasem wydaje mi się, że ktoś jest zawsze krok za moim krokiem.
Odwróciła się aby popatrzeć na mnie. Trudno mi stwierdzić czy jej wzrok przepełniony był strachem czy raczej politowaniem. Czasem zachowywałam się jak straszna panikara.
- Lub jesteś przewrażliwiona. To mogła być zwykła wiewiórka. Co jak co, ale daj sobie na luz. Jesteś ze mną. Okey? - Chwyciła moją rękę -Chodźmy już, bo się spóźnimy.
Na trzeciej przerwie schodząc po schodach minęłam go. Szara bluza wspaniale na nim leżała. Nosił markowe buty a w dłoni trzymał iphona, przeglądając energicznie posty. Przynajmniej tak mi się wydawało. Był mega męski. Nie dziwię się wszystkim typiarą w szkole, że za nim szalały. Wydawał się być zamknięty, słuchał muzyki i szedł przed siebie. Nawet na mnie nie spojrzał. Zabrakło mi odwagi by zapytać Nicka co u niego. Albo chociażby, przeprosić. W końcu nadal tego nie zrobiłam. Czułam się skończona, jednak wierzyłam, że jakiegoś dnia los złączy nasze drogi i znowu bez pohamowań będę mogła rzucać w niego ciastkami.
- Po co mi te książki? Mam wyjść na kujonkę? Uzna mnie za wariatkę!
- Ucisz się w końcu Lena! - warknęłam i wyjrzałam zza zakrętu.- Nadchodzi!
- Co? Jak? Mo, ja nie.. ee, yy Molly?
- Uspokój się i skup! 
- Yy, bo, ten tego... Molly, ja nie..
Zaczęłam cicho chichotać.
- Jaką ty masz tremę dziewczyno! Widać, że to co robimy jest tego warte. Nie schrzań tego. Powodzenia! - ostatnie słowo wyszeptałam. Tom szedł sam. Nawet nie był świadomy kto za chwilę na niego wpadnie. Już! Skończyłam odliczać w myślach i pchnęłam Lenę wprost na niego. Nie chciałam być w to mieszana, ale dobrze wiedziałam, że ona by nigdy sama na niego nie wpadła. Potrzebowała mojej małej ingerencji. Energicznie wsunęłam się pomiędzy niebieskie szafki. Dalej Lena! Rozmawiaj z nim. Kibicowałam, zaciskając kciuki z podekscytowania.
- Nic ci nie jest? - zapytał on.
- Nie nic - słyszałam jak przeklina mnie w duchu, bo jednak runęła ostro na ziemię.
- Daj rękę pomogę ci wstać - miał słodki głos.
- Ja, ehh - Lena proszę nie jąkaj się! Błagam na litość boską. Przedstaw się, cokolwiek. Byłam jak jej wewnętrzny głos. Miałam nadzieję, że go słyszy chociaż teoretycznie jest to niemożliwe. - Jestem Lena. Strasznie cię przepraszam.
- Nie szkodzi - mimo iż go nie widziałam, czułam jak się do niej uśmiecha. - Tom. Chodź pewnie mnie znasz, bo co jakiś czas mówisz mi coś na dzień dobry. Jesteś miła tylko skryta. Przynajmniej tak mi się wydaje.
- Bo ja.. - Lena nie palnij tylko " Bo ja się w tobie podkochuje". To byłby najgorszy scenariusz. Od razu chłopak byłby niedostępny. - rzeczywiście znam cię, ale nie chcę się narzucać. - Bingo Lena! Jesteś wielka.
- Co ty nie powiesz. Taka ładna a na dodatek skromna. - słyszałam jak wykonują pewne ruchy, więc na pewno zbierali porozrzucane książki. Nastąpiła chwila milczenia. To nie mogło się tak skończyć chodź na pierwszą rozmowę było całkiem, całkiem.
- W zasadzie nie radzę sobie z matematyką. - Zuch dziewczyna! Punkt dla Leny.
- Naprawdę? To może wpadniesz do mnie wytłumaczę ci ile potrafię - był naprawdę uprzejmy. Emocje aż rozsadzały mnie od środka.
- Gdzie masz teraz lekcje? Odprowadzę cię w ramach rekompensaty siniaków, które widzę na twoim łokciu.
- Oh, to naprawdę nic. Nawet nie poczułam. Naprawdę nie boli. 
Słyszałam już tylko rozmywającą się rozmowę. Oddalali się. Pełny sukces! Jedyne czego byłam przerażona to mocy uścisk kochanej przyjaciółki, dziękującej za najlepszą rozmowę pod słońcem z chłopakiem marzeń. Tak bardzo byłam dumna z obrotu sprawy. Cicho wydostałam się ze szczeliny, w której byłam ukryta. Dlaczego mnie nikt nie popchnie, chociażby na śmierć, abym wpadła tam na Olivera. Wiem, że to czarny scenariusz. Omijałam całującą się parę przy oknie. Nie widzieli po za sobą świata. To bolało. Cholernie! Najgorsze było to, że prędzej czy później musiałam się z tym pogodzić.
Lena całe popołudnie przegadała jakie to Tom ma piękne oczy, uśmiech, włosy i ogólnie jaki to jest przecudowny. Piszczała i skakała na przemian. Nie potrafiła usiedzieć w jednym miejscu. Co chwilę poprawiała włosy i nakładała błyszczyk. To było jak choroba zwana miłością. Byłam naprawdę szczęśliwa z jej dobrego samopoczucia. Po powrocie do domu zastałam Kimeny. Była ubrana w beżowy sweter i brązowe rurki, które podkreślały jej pośladki. Jakby nie patrzeć, była atrakcyjna.
- Rozmawiałam z mamą. - wchodziłam po schodach, aby mnie nie zauważyła. - I nie snuj się jak pies po domu. Mówiła, że bardzo cię kocha. Masz też pozdrowienia od taty. Podobno niedługo twój koszmar się skończy, bo rozpatrują tą niewyjaśnioną sprawę. ( Jakim cudem mogą coś robić, skoro nawet nie wiedzą kto z kim i dlaczego? Jestem pewna, że czekają aż upłynie pewien czas by ogłosić światu, że wszystko jest pod kontrolą, bo skoro przestępcy się nie ujawniają a poszlak brak, to po prostu nie istnieją.) Z drugiej strony nie rozumiem dlaczego jesteś taka buntownicza. Skończysz tu szkołę i najwyżej wrócisz do domu. Ja w twoim wieku ( O nie! Stop! Czy wy też nie znosicie kiedy ktoś porównuje was do siebie sprzed x lat?)
- To wszystko z ogłoszeń parafialnych? - zakpiłam.
- Tak - przeciągnęła słowo i wyjrzała zza zlewu na mnie. - Nie wyglądasz dobrze. Coś się wydarzyło?
O, nie! Ona jest ostatnią osobą, której chciałabym zwierzać się z koszmarów i pierwszą, która pod słowem "coś" powinna widzieć moje położenie i zrujnowany świat.
- Nic. Jest świetnie - wymusiłam uśmiech. - Będziesz dziś do końca dnia w domu?
- Tak, zrobię ci kolację. 
- Nie trzeba. Wychodzę do parku. Wrócę późno.
- Od kiedy chodzisz do parku? Ostatnio tylko siedzisz w swoim pokoju.
- Od dziś.
- Tylko wróć przed pierwszą. 
- Nie jesteś moją matką, ale jeśli cię to satysfakcjonuje to wrócę. - zatrzasnęłam drzwi.
Włóczyłam się godzinami po osiedlu. Słońce zaczęło znikać za horyzontem. Temperatura spadła i odczuwałam zimno na policzkach. Park był oświetlony. Stosunkowo dużo ludzi przechadzało się z psem, spacerowało pod rękę i rozmawiało. Gimbusy urządziły sobie palarnie za ogromnym dębem. Oby się tym podusili. Nienawidziłam papierosów i chwała bogu, że nie uzależniłam się od nich. Jarałam i piłam tylko w stadium załamania. Bezcelowe chodzenie bardzo męczyło. Zaczęły mnie nawiedzać kolejne wspomnienia z Oliverem. Nadal nie potrafiłam sobie z nimi radzić. Nie byłam odporna. Nagle w świetle jarzeniowej lampy zauważyłam znany zarys człowieka. Przystanęłam i wnikliwie szukałam "opisu" do "obrazka". Zmrużyłam oczy i pochyliłam się do przodu. Nick? To jakiś żart. W miarę tego jak jego odległość przybliżała się do mojego ciała, traciłam oddech. Tętno w moich żyłach było podwyższone. Stałam wmurowana w ziemię i nie potrafiłam wykonać najmniejszego ruchu. Krzyczałam w środku " Tylko nie on! Nie teraz!". Była jednak jeszcze mała cząstka mnie, która marzyła by zamienić z nim kilka zdań w świetle urodziwego księżyca. W odległości pięciu metrów rozpoznał mnie i zwolnił. Patrzył prosto w oczy a jego twarz nawet nie drgnęła. Widziałam złość i urazę, że stoję na jego drodze. Powoli mnie omijał niczym wbity w ziemię kołek. Nie zerwał jednak kontaktu wzrokowego. Przebijał mnie na wylot. Szedł prostu, sztywnie, wręcz nienaturalnie. Był już o krok. Nadal nie zwalniał. Szedł swoim tempem. Ostatnia sekunda i był już za moimi plecami. Spuściłam wzrok. To koniec. Nie potrafię. Było mi tak strasznie smutno i pusto w środku. Właśnie przestrzelił moje serce, które rozlało się na kostkach chodnika. W myśl tego, że umieram i mam prawo do ostatniego słowa wykrztusiłam:
- Przepraszam- było jednak zbyt ciche. Odwróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni. - Przepraszam.
Szedł niewzruszony. Wiedziałam, że słyszał. Było cicho. Świerszcze ucięły sobie koncert w trawie.
- Przepraszam, nie słyszysz?! - brzmiało to jak rozpaczliwe wycie. Było próbą zatrzymania.
Oddalał się z sekundy na sekundę. Powoli traciłam go z oczu. Spuściłam głowę. Nie zawsze to czego chcemy, dostajemy. Starałam się o jego uwagę, ale on pozostawił mnie bez cienia wątpliwości. Obserwowałam czubki butów. Były przybrudzone. Nagle poczułam ból. Metalowy lub drewniany pręt uderzył w moją głowę. Momentalnie straciłam równowagę. Zaczęłam panikować. Szczęściem było iż nie straciłam świadomości. Zaczęłam drzeć się o pomoc. Krzyczałam najsilniej jak się dało, a mój krzywdziciel okładał mnie coraz silniej tym co miał w ręce. Schowałam głowę między kolana i broniłam się rękoma. Terror cielesny zdawał się nie mieć końca. Zacisnęłam zęby i powieki. Błagam, niech ktoś mi pomoże. Jęczałam z bólu. Niech ktoś mnie usłyszy! Wtem on chwycił mnie za włosy i przeciągnął kilka metrów. Było to jeszcze gorsze od samego bicia. Wierzgałam się, a swoim piskiem zagłuszałam jego czyny. Przydusił mnie lodowatą ręką i wyszeptał do ucha:
- Nie węsz, suko!



wtorek, 20 października 2015

Rozdział XIV

Po lekcjach Lena odprowadziła mnie na przystanek ( jak zresztą robi zawsze). Nie odezwała się słowem, burczała coś pod nosem lub przytakiwała. Huk klaksonów samochodowych, gruchające gołębie, gwizdy na stacjach kolejowych. Ah, pełną piersią czuć smak miasta. Gwar ludzi, którzy są ale ich nie ma. Możesz iść wtopiony w tłum, pogrążony w swoich myślach, samotny jak palec. Chyba tą cechę najbardziej lubię w zatłoczonych centrach. Brak uwagi na jednostkę. Na wsi każdy wie, o każdym więcej niż on sam o sobie. Komunikacja jest tak wspaniała, że jeśli spóźnisz się na autobus 2 minuty to za około 5 minut masz kolejny, bądź udajesz się na tramwaj, pociąg, taksówkę, cokolwiek. Świat nie wali się na głowę. Mijałyśmy H&M z ogromnym czerwonym napisem oraz Starbucks`a gdzie jak zawsze uśmiechnięte kelnerki serwowały najlepszą kawę. Za kilka minut miałam autobus na znienawidzone miejsce na ziemi będące osiedlem, które było bogatą, pustą, zaciszną dzielnicą. Nie należało ani do miasta, ani do wsi. To coś pomiędzy, gdzie do wszystkiego daleko. Na domiar złego Kim miała wolne więc czekała na mnie w domu. 
Gryzła mnie sprawa z Leną. Nadal szła od niechcenia, bo obiecała Feliksowi, że przez pierwszy miesiąc będzie dotrzymywać mi towarzystwa i odprowadzać. Broniłam się przed tym, bo czy może być większy absurd, aby zmuszać kogoś do pewnych postaw? Owszem przez pierwsze kilka dni Lena i ja miałyśmy tyle tematów, że czasem ciężko było się z nią rozstawać. Wiedziałam jednak, że nadejdzie taki dzień jak dziś. Nie wyrażała chęci rozmowy, wręcz chciała się ode mnie uwolnić. 
- Daj spokój Lena - zaczęłam - przecież nie chcę się kłócić.
- Tak, jasne - zbyła mnie.
- Ej no!- stanęłam z nią twarzą w twarz i spojrzałam prosto w oczy - Przepraszam, okey?
Mrugała powiekami byleby urwać kontakt wzrokowy. Nie poruszała się jednak ani w przód ani w tył. Była tak blisko, że z łatwością mogłam ją objąć. Nie zrobiłam tego. Czekałam na jej krok. Nagle jej ciało drgnęło, jakby odzyskała świadomość. Zrobiła mały krok w przód, rozłożyła ręce i .. nie przytuliła tylko wskazywała na coś palcem. 
- Twój autobus.
Odwróciłam się nie po to aby upewnić się czy to prawda, lecz dlatego żeby nie widziała mojej sfrustrowanej miny. ŻAŁOSNE! Krzyczałam w środku. Ja próbuję wyciągnąć pierwsza dłoń a ona? Bezradność. Totalna bezradność. W dodatku przez taką błahostkę? To oznacza, że bardzo zależy jej na tym chłopaku. I nagle nadzieja wróciła. Co leczy najbardziej rany w sercu? Co ucieszy każdą skrycie zakochaną siedemnastolatkę?  Wiara i dobry plan na poderwanie Tom`a! Bingo!
- Hej! - krzyknęłam wchodząc do pojazdu - Chcesz Tom`a ? Pomogę Ci! Mam plan. 
Drzwi autokaru zamknęły się a ja przez szybę widziałam jej skromny uśmiech. Odwróciła się i pomaszerowała w swoją stronę.Czy naprawdę byłam tak nieprzyzwoicie ładna, że uważała mnie za " guru mody"? Wciąż słyszałam jej słowa " i myślisz, że nie widzę jak te wszystkie suki na ciebie patrzą tylko po to żebyś dołączyła do ich grupy?". A czy ona nie widzi jak bardzo potrzebuję prawdziwej przyjaciółki? Jak bardzo potrzebuję prawdziwej Leny? Skoro jestem taka super to przekonam się czy inni też tak myślą a przy okazji zbliżę ją do Toma. Jechałam godzinę więc miałam sporo czasu na dopracowanie dwóch a nawet trzech wariantów PODRYWU TOMA BRALEYA. Zamierzałam przedstawić je już jutro Lenie. Pozostało mi jeszcze sporo czasu. Wyjęłam słuchawki i pogrążyłam się we wspomnieniach.
" - Nie lubię kiedy spędzasz więcej części dnia z Amber niż ze mną.
- Kochany, przecież dobrze wiesz, że to nieuniknione. Przyjaźnimy się a w dodatku jesteśmy razem w klasie.
Odwrócił głowę w stronę szyby.
- A ja jestem tylko chłoptasiem, z którym jeździsz razem pociągiem.
- To nie miało tak zabrzmieć. Jesteś ważny!
- Jak cholera! Wiesz co - tym razem jego oczy pałały gniewem - pójdę pieszo! 
Wstał i zabrał torbę. Szybkim ruchem znalazł się przy drzwiach. Zatkało mnie. Wiem, że ostatnio go zaniedbałam, ale chyba nie aż tak bardzo. Pociąg zatrzymywał się dwie stacje przed domem. Spojrzałam jeszcze raz na niego. Myślałam, że żartuje, ale wyglądało na to, że podjął poważną decyzję. Wysiada. Co? Jak? Nie miałam chwili na namysł. Pochwyciłam plecak i wybiegłam za nim przeciskając się przez tłum. Znikł mi z oczu. Padało a ja nie miałam kurtki. Stałam obracając się na wszystkie strony. Szukałam go rozpaczliwie wzrokiem. Minęła minuta a ja nadal żywiłam nadzieję, że go znajdę. Gdzie jest Oliver? Kotku? Moje ubrania przemokły doszczętnie. Mokre kosmyki włosów lepiły się do ciała. Poczułam ciepłe zły spływające po policzku. Przecież nie chciałam. Kocham go, dlaczego się tak zdenerwował. 
- Już bardziej mokra nie będziesz - oznajmił głos zza moich pleców.
Odwróciłam się i stając na palcach przytuliłam go mocno. 
- Nie rób tak więcej proszę. 
- Myślałem, że nie wysiądziesz. 
- Kocham cie! Jak mogłeś tak pomyśleć. Nigdy cię nie zostawię. 
Zdjął kurtkę i otulił mnie nią. 
- Nigdy nie masz czasu. A czy teraz go masz?
Podniosłam wzrok, żeby patrzeć mu w oczy.
- Tak mam.
Pocałował mnie delikatnie. To było najpiękniejsze uczucie. Nasze mokre ciała przyklejone do siebie na przystanku. Później zabrał mnie do sklepu po suche rzeczy, a następnie zjedliśmy kolację w restauracji. Wróciliśmy innym pociągiem."
Czułam jakby ktoś mnie obserwował. Ściszyłam muzykę. Autobus był prawie pusty. Odwróciłam się i przyjrzałam podróżującym. Jeszcze pięć minut i jestem w domu. Pocieszałam sama siebie. Zmieniłam pozycję, ale nadal czułam kogoś wzrok na swoich plecach. Może to przewrażliwienie. Podobno u Kim jestem bezpieczna. Podobno.




wtorek, 13 października 2015

Rozdział XIII

Pierwszy tydzień w nowej szkole był do przeżycia. Lena wprowadziła mnie we wszelakie tajniki mrocznego programu nauczania w Rooster Elementary School. Wiedziałam dobrze, że siwy gościu w okrągłych okularach to profesor Mejerso, który jest nieugięty i żadne zwolnienia czy tłumaczenia, go nie obchodzą. U niego to większość uczniów Rooster rozpaczliwie błaga o przepuszczenie do kolejnej klasy. Natomiast profesor Mucha to szczupła i wysportowana kobieta, która nie wiadomo czemu uczy biologii. Większość uważa, że kierowała się znaczeniem nazwiska przez co popadła w paranoję i teraz męczy wszystkich słynnym " Musca domestica". Za każde chociażby maleńkie nawiązanie do tego owada, zadaje referaty. Można śmiało powiedzieć, że Rooster School ma muchę w małym paluszku, jakkolwiek to by dziwnie nie brzmiało. Mr. Krzyżowski to mistrz w usypianiu. Spokojnie na tą lekcję można przynieść poduszkę i policzyć owce czy tam kaczki, co tylko się chce. Okropnie przynudza. Słowo daję! Sprawdzone info, gdyż to pierwszą lekcję miałam z nim. Przy jego sali stoją dwa automaty, co wcale mnie nie dziwi. Zaspani uczniowie kupują kawę aby dotrwać do końca jego wykładów.
Rooster E.S. jak to szkoła publiczna jest ogromna. Ma 4 piętra, parter i nawiedzoną piwnicę z szatniami. Budowana w starym stylu, porośnięta winoroślem. Tylko hala do ćwiczeń wydaje się być wytworem XXI wieku. Ogromne okna zakończone są bogatymi zdobieniami, które ubarwiają cały, ceglany budynek. Główne wejście charakteryzuje się ogromnymi, drewnianymi drzwiami. Strzegą je dwa szkaradne gargulce wykonane z marmuru. Może właśnie ze względu na nie, większość tej społeczności wchodzi bocznymi wejściami do szkoły. Mnie również przerażają te demoniczne stwory z otwartymi pyskami, gotowymi zjeść na miejscu ( ewentualnie na wynos ) i długimi, szpiczastymi skrzydłami przytwierdzonymi do łap. Przechodząc do samych uczniów to : Napakowani kolesie, lalusie za 5 zł, nerdy oraz kujony do kwadratu, nudziarze powtarzający swoje kawały po raz setny, puste ździry, tapeciary i szaraczki. Podsumowując wszystko co powinno być aby wkurzać, wyprowadzać z równowagi i pomagać w ściąganiu z klasówek. Lena należała bardziej do mieszanki normalnego człowieka, kujona podzielonego przez 5 ( dobrze wiedziałam, że uczy się, bo musi i ściąga od lepszych również z tego samego powodu ) plus niezłej laski. Wynik jest prosty. Brak chłopaka, co sama potwierdziła. Żaden facet nie interesuje się porządną dziewczyną. Ich kręcą wariatki i idiotki. Oczywiście są wyjątki.
- To Osi, a za nią Marta. Oo - westchnęła Lena na widok piegowatego chłopaka - Hej Tom!
Kąciki jego ust wygięły się w uroczy uśmiech, jednak nie odpowiedział. Przez minutę popatrzył na mnie, nim całkowicie się minęliśmy.
- Ta w niebieskim swetrze do Loter - po chwili dodała - straszna jędza. 
Szłyśmy przez hol wypełniony masą ludzi. Wiedziałam, że jeśli zapamiętam chociaż 10% imion, które tak sumiennie przedstawia mi moja nowa towarzyszka, będzie to niezwłoczny sukces.
- Kazio to finalista wszystkich olimpiad matematycznych - kontynuowała - O, a ta w zielonej bluzie to Red. Red!- krzyknęła w jej stronę, a ta spokojnie odmachała po czym wróciła do rozmowy ze swoją koleżanką.
- Derek nie lubi Sema więc często się biją. Zresztą tak samo jak Jessi i Viola - zaśmiała się pod nosem. Byłam przekonana, że to co mówiła na pewno było w pewien sposób zabawne, ponieważ znała tych ludzi. Dla mnie to tylko imiona. - Osobiście kibicuję Violi- przystanęła i ścisnęła wargi. Jej wzrok wbity był w wcześniej przedstawianym chłopaku. Kilka metrów od nas namiętnie całował dziewczynę ubraną w okropną sukienkę. Co jak co, ale ja bym się tak nie ubrała. Po za tym miała tyle makijażu, że na zajęcia plastyczne będę wiedziała skąd brać farbę. Wystarczyło by troszeczkę z niej zetrzeć, aby namalować obraz. Lena tym czasem robiła maślane oczy do ignorującego ją totalnie mięśniaka.
- To Tom, tak? - wyrwałam ją z zamyśleń.
- Taa
- Ei, rozpływasz się jak czekoladka, dziewczyno! - szturchnęłam ją w ramię - A ta obok niego?
- I tak nie mam szans - spuściła głowę - Ahh
- No kto to?
- Jessi.
Wszystko nabrało sensu. To oczywiste, że kibicuje Violi skoro Jessi to jej rywalka. Wróg twojego wroga to twój przyjaciel. Z końca korytarza dobiegały wiwaty i piski. Tłum otaczał kilkoro uczniów. Zarys jednej z sylwetek wydał się mi znajomy. Nie mogłam jednak zbyt długo się zastanawiać, bo znikł mi z oczu. Przodujący brunet przyciskał do swojego ramienia ładną dziewczynę, natomiast cała otaczająca go reszta krzyczała " Mistrz jest jeden! Mistrz jest jeden! ". Nagle Lena ocknęła się z zauroczenia i gorączkowo zaczęła tłumaczyć co jest grane. Była moją wikipedią po Rooster School.
- Marcel to koszykarz. Naprawdę świetny! W dodatku takie z niego ciasteczko szkolne - do niego Lena również robiła słodkie oczka kiedy przechodził, jednak nie miały takiego błysku co przy Tomie.
- Okazujesz mu zawsze takie zainteresowanie? - oburzyłam się - Tylko dlatego, że jest jak go nazwałaś " cisteczkiem" ? Dziewczyno chodzi ci o popularność czy miłość? 
- Mo, o co ci chodzi? Każda dziewczyna tak robi. Tobie on się nie podoba? Spokojnie mogłabyś go mieć. Zresztą każdego - zmierzyła mnie wzrokiem - Bo jesteś... - urwała.
- Bo jestem co? 
- Bo jesteś ładna, okey? Zadowolona? Ja jestem szarą myszką i myślisz, że nie widzę jak te wszystkie suki na ciebie patrzą tylko po to żebyś dołączyła do ich grupy? 
- Przesadzasz, okey? Daj spokój z tym i nie odchodź od tematu. Zależy ci na Tomie, to po jaką cholerę zarywasz do każdego przystojnego i popularnego? Wcale się nie dziwię, że twój ideał chodzi z Jessi skoro ty pokazujesz na około, że każdy chłopak z sfery plus jest mile widziany w twoim łóżku.
- Wielkie dzięki!- miała czerwone ze złości policzki - Mało o mnie wiesz, a ja o tobie. Marcel to ideał Rooster, podobnie jak jego najlepszy kumpel - Nick. A ta pusta lala co z nim idzie to Adel. Dla ścisłości. Do usług - mówiła to z wielkim poirytowaniem - A i ciekawostka. Była z Nickiem, ale go rzuciła gdy tylko przegrał mecz o wejście do półfinałów. Ludzie robili zakłady o to czy serio z nim będzie czy nie, i czy Nick będzie dalej przyjaźnił się z Marcelem. 
- A przypadkiem oni nie są razem w drużynie? 
- Nie są. To kapitanowie dwóch różnych reprezentacji. Nietrudno się domyśleć, że skoro Nick wtedy przegrał to Marcel zgarnął i wygraną, i dziewczynę.  Chłopaki mają podobno zasadę " Na zawodach- wrogowie, w życiu prywatnym- przyjaciele".
Imię " Nick" ożywiło mnie na tyle, że miałam chęć zasypać urażoną Lenę kolejnymi pytaniami.
- Chodź, bo się spóźnimy - pociągnęła mnie, gdy patrzyłam na oddalającego się Marcela z Adel.




piątek, 31 lipca 2015

Rozdział XII


Lena była wspaniałym jeźdźcem a Spartan idealnym koniem. Czułam jak jest wysportowana trzymając się jej z tyłu, aby nie spaść z konia. Co chwilę wybuchałyśmy śmiechem spowodowanym moim pokracznym i niewyjaśnionym reagowaniem na ruchy zwierzęcia. W drodze powrotnej poprosiłam ją o spacer gdyż to miejsce było niezwykłe. Cisza, która nie była tylko głuchą ciszą. Zapach świeżo koszonej trawy, śpiew ptaków, bzykanie owadów. Gdzieś nieopodal spokojnego strumyka, konik polny uciął sobie fenomenalny koncert. Natomiast echem odbijały się kumkania żab w niewidocznym stawie. Gdybym pobyła tu dłużej na pewno byłabym zorientowana gdzie widmo-staw było ukryte.
-  Ile o mnie wiesz? – zapytałam niepewnie, mając w świadomości, że na pewno trochę wie.
- Tyle ile mi powiedziano. Same ogólniki. To tylko zarys twojej osoby a ja czekam aż wypełnisz go kolorami, abym miała pełen obraz.
- A jak mi idzie?
- Całkiem kolorowo – obdarowała mnie uśmiechem
- Wiem też że jutro się spotkamy.
- Jak ? Przecież ty mieszkasz tu a ja…
- To jest wioska. Tu nie ma szkoły, więc codziennie dojeżdżam autobusem. Feliks zdradził mi, że możliwe iż będziemy razem w klasie.
- Cudownie! – jeszcze nigdy nie cieszyłam się tak bardzo, że będę z kimś w klasie.
Lena nauczyła mnie jak czesać i karmić konie. Potem zagrała mi na gitarze własną piosenkę. Byłam zdziwiona, że żaden sponsor jeszcze jej nie promuje. Przez cały czas słuchałam taniego szajsu a to co ona stworzyła było pełne jej serca. Było to tworzone z pasją i uczuciami. Zgłodniałyśmy więc pojawiłyśmy się w końcu w domu. Chwyciłam za siatki pełne ubrań, które kupił mi Feliks i napotkałam spuszczony wzrok Leny. Następnie spojrzałam na wchłoniętego rozmową jej brata i rodziców. Chyba rozumiałam o co chodziło.
- Nigdy nic ci nie kupił? – zapytałam, kładąc rękę na jej ciepłym ramieniu.
Pokręciła przecząco głową. Nawet nie zdawana sobie sprawy jak bardzo ją rozumiem. Kim również nigdy nie była ze mną na zakupach. Udawała świetną siostrę, którą wcale nie była. Tu jedynie Lena i Feliks mieli świetny kontakt czego im zazdrościłam.
- Chodźmy do ciebie do pokoju. Jestem pewna, że coś dla ciebie znajdziemy.
- Naprawdę nie musisz.
- Ale chcę. Myślę, że ta błękitna bluzka w stokrotki będzie pasować jak ulał. Natomiast czarne jeansy i złotymi nitami podkreślą twoją talię. Zaufaj mi, teraz ja wykażę się moimi zdolnościami modowymi.
Na jej twarzy pojawiły się rumieńce. Spojrzałyśmy sobie w oczy. Trwało to sekundę, ale właśnie wtedy poczułam w niej oparcie. Ona dała mi kawałek siebie a teraz ja jej daję w jakiś sposób coś ode mnie. Na tym chyba właśnie polega przyjaźń. Taka prawdziwa przyjaźń. Taka, której nigdy nie doświadczyłam a myślałam, że znam już wszystkie uczucia.Obawiałam się jedynie, że Lena stanie się powodem który będzie mnie trzymał w tej okolicy. Byłoby okropne wybierać pomiędzy nią a domem. Odrzuciłam szybko tą myśl aby nie martwić się na zapas.
Po wspaniałym paradowaniu po pokoju i udawaniu modelek wzięło nas na zwierzenia. Leżałyśmy na łóżku chichocząc z opowiadanych przeżyć. Moje włosy zlewały się z jej. 
- Jeśli Feliks ożeni się z Kimeny będziemy rodziną. 
- Na 100% się pobiorą, bo on ciągle o niej mówi. A ty masz już kogoś na oku?
Poczułam ukłucie w żołądku. Zakręciło mi się w głowie. Kolejne wspomnienie zaczęło atakować moje serce.
"Było piękne popołudnie. Słońce ogrzewało nasze twarze. Leżałam na Oliverze a on bawił się moimi lokami. Wszystko zaplanował. Wyrwał mnie z domu na piknik na plaży. Co chwilę wymienialiśmy buziaki. Naglę zadał mi nieoczekiwane pytanie:
- Ile chciałabyś mieć dzieci?
Podparłam się na łokciach, bardzo zdziwiona. Spojrzałam na niego.
- Co to za pytanie, kotek?
- Normalne.
Patrzał teraz na ocean. Szum fal od zawsze go inspirował. 
- Chciałbym mieć cię za żonę.- przeniósł wzrok na mnie - Jesteś idealna.
Westchnęłam, ponownie kładąc głowę na nim. Spokojnym ruchem odszukałam jego ręki i wsunęłam palce w jego dłoń.
- Będziemy mieć dom nad morzem, dzieci, fabrykę czekolady i naszą miłość na całą wieczność - odparłam
- A co jeśli któregoś z nas zabraknie do realizacji tych marzeń? Nigdy nie będziemy szczęśliwi. 
Przechyliłam się aby na niego spojrzeć. Wyglądał jakby nie mówił do mnie, ale wypowiadał własne myśli na głos.
- Wtedy nigdy nie będziemy szczęśliwi. 
Zamyśliłam się rozważając jego słowa. Nigdy go nie stracę tego jestem pewna. Jest mój i tylko mój.
- Mo - przerwał ciszę.
- Co?
- Czy ty.. o nie! - grał doskonale przejętego. 
- Co? - powtórzyłam podnosząc się z siadu.
- Przytyłaś! - szybkim ruchem wstał i zaczął chichotać, gdyż zdawała sobie sprawę jak bardzo mnie to drażni. - O nie, już nie jesteś taka idealna. Nie mogę się z tobą ożenić. Moje życie legło w gruzach - odgrywał scenę rozpaczy nie mogąc powstrzymać się od przebiegłego uśmieszku. - Co ja teraz biedy zrobię na tym świecie. - Padł na kolana.
- Ja ci dam! - Ożywiałam się i zaczęłam gonić go po plaży. 
Kilka minut później złapał mnie i zarzucił na ramię. Był tak silny i wysportowany, że z łatwością wrzucił mnie do wody. Chwilę trwało chlapanie aż wreszcie przysunął mnie do siebie i delikatnie pocałował. 
- Kocham cię i nic nigdy tego nie zmieni. "
-Molly? - wyrwała mnie z zamyślenia. - Wszystko ok?
- Nie, Lena.- westchnęłam czując pustkę. Bolało wszystko co przypominało o niezagojonych ranach. Dawno jednak nikomu się nie żaliłam i czułam, że muszę w końcu to komuś powierzyć.
- Mój skarb umarł. Miesiąc temu miał wypadek.- zawahałam się - niewykluczone, że ktoś go zabił. 
 Lena była wspaniałą powierniczką. Słuchała nie zadając pytań. Opowiedziałam jej kilka momentów z życia przed wypadkiem, o zdradzie z Amber, o Dorianie, o życiu po wypadku. Nie pominęłam nawet tego jak bardzo drażniła mnie własna siostra oraz za kogo wzięłam w pierwszej kolejności Feliksa. Zostało tylko jedno. Tak wspaniale było się pozbyć tego co leżało na sercu. Lena bardzo dobrze mnie rozumiała i postanowiłam, że dokończę wszystko.
- Jest jeszcze coś.- przyznałam.- Chodzi o takiego..- zawiesił mi się głos.
- Chłopaka? - zachęciła dalej Lena.
- Tak - przyznałam po dłuższym milczeniu.
- Ciężko mi to przychodzi, ale naprawdę zrobił na mnie wrażenie. Ma na imię Nick i jest stąd. Tyle, że kiedy o nim mówię, albo chociażby o nim myślę czuję jak tracę Olivera. To tak jakbym zadawała mu ból. Czy jest coś ze mną nie tak?
- O nie kochana, po prostu to jeszcze za szybko abyś dała komuś się pokochać.
- Boję się też, że kiedy pogodzę się z ostateczną utratą moich marzeń a rana w sercu zacznie się goić zostanę sama - spuściłam wzrok i zalałam się łzami. - To takie niesprawiedliwe.
- Na pewno sobie kogoś znajdziesz! Jesteś śliczna!
- Tak tylko czy będę potrafiła kogoś ponownie pokochać?
Nic tym razem nie odpowiedziała. Jak prawdziwa przyjaciółka przysunęłam się bliżej i mocno przytuliła dając mi czas na dojście do siebie. Po raz pierwszy w życiu poczułam, że komuś na mnie zależy, że ktoś mnie rozumie.

[+/-]

Rozdział XXV

[+/-]

Rozdział XXIV

[+/-]

Rozdział XXIII

[+/-]

Rozdział XXII

[+/-]

Rozdział XXI

[+/-]

Rozdział XX

[+/-]

Rozdział XIX

[+/-]

Rozdział XVIII

[+/-]

Rozdział XVII

[+/-]

Rozdział XVI

[+/-]

Rozdział XV

[+/-]

Rozdział XIV

[+/-]

Rozdział XIII

[+/-]

Rozdział XII

Elegant Rose - Move