wtorek, 24 listopada 2015

Rozdział XVIII

Wstałam o świcie. Słońce rozkosznie przedzierało się przez małe, błękitne obłoczki. Odpaliłam laptopa i po raz setny odświeżyłam stronę aktualnych wiadomości z Lonas Canser, mojego rodzinnego miasta. Żadnych nowych wniosków w sprawie. Przetarłam posklejane od snu oczy. Gdzie jesteś zabójco? To pytanie ciągle mnie nurtowało. Miałam zwolnienie ze szkoły, jednak aby posunąć poszukiwania do przodu musiałam się tam wybrać i pogadać z Leną. Wysunęłam gołe stopy spod kołdry i ruszyłam powolnie ku drzwiom. Czas na ciepłą herbatkę. Ona zawsze mnie uspokaja i wprawia w lepsze samopoczucie. Schody skrzypiały, chodź na moje oko były nowe. Cisza panowała w całym domu. Widocznie Kim i Feliks pojechali załatwiać formalności. Ślub miał odbyć się za miesiąc. Mimo ogłoszenia tej wieści dopiero wczoraj, całe New Ground już o tym huczało. Przystanęłam żeby popatrzeć jak tuż przed domem dwie starsze kobiety energicznie gestykulują. Wyglądało to komicznie. Nie zdziwiłabym się, gdyby prowadziły dochodzenie w sprawie, jaką suknię kupi Kim. Miejscowość nie była duża, więc na polter przyjdą wszyscy, a na pewno zdecydowana większość. Wstawiłam wodę na gazówkę i przeszłam do salonu. Powoli przyzwyczaiłam się do zapachu róż, który tu panował. Włączyłam telewizję. Nudy. Powtórki programów i kilka reportaży na śniadanie.
Na regale dostrzegłam zdjęcia małej Kim. Beztrosko bawiła się na placu zabawa. Obok widniał wizerunek rodziców. Zdjęłam go z półki i przetarłam palcem. Był cały zakurzony. Nagle na odwrocie dostrzegłam dziwny podpis. Pismo było niechlujne i trudno rozczytywało się wyrazy. Napisane zostało " Obyśmy byli Ci prawdziwą rodziną". Zmarszczyłam brwi i odłożyłam fotografię. Może moja siostra miała coś więcej do ukrycia niż sądziłam. Byłam od zawsze osobą ciekawską, więc zaczęłam przeszukiwać salon. W barku znalazłam nieruszany alkohol. Regały pełne książek również nie kryły nic nadzwyczajnego. Lilith patrzyła na mnie swoimi gadzimi oczami. Była wstrętna. Opracowałam plan poruszania się po salonie by unikać bliskiego kontaktu z jej terrarium. Po zagotowaniu się wody pokusiło mnie aby spojrzeć ponownie przez okno. Sąsiadki nadal tam stały. Tym razem bardziej zdenerwowane i bliskie kłótni. Uśmiechnęłam się pod nosem. Upiłam łyk herbaty i nagle dostrzegłam wystający róg kartki przy terrarium bestii. Czemu nie wpadłam na to szybciej. Oczywiste było, że boję się Lilith więc najbezpieczniejsza kryjówka na wszelkie dokumenty to miejsce właśnie przy niej. Zaczynałam rozumieć tą filozofię. Wąż był lepszy niż pies w odstraszaniu nieproszonych gości. Kim to jednak ma głowę. Usiadłam na sofie pogrążając się w myślach jak bezpiecznie do tego podejść. Gdybym zrobiła wyminięcie przy stoliku to dałabym radę wejść na szafkę i wyciągnąć dłoń. Odłożyłam filiżankę i ruszyłam w stronę zagadki. Z każdym krokiem byłam coraz bliżej węża. Tylko spokojnie. To małe, niewinne zwierzątko nic mi nie zrobi. Już prawie sięgam. Jeszcze milimetr. Pociągnęłam lekko róg i wycofałam się z niekomfortowej pozycji. Lilith zasyczała. Przeszedł mnie dreszcz i wtedy właśnie dobiegł mnie odgłos odkluczanego domu. Kim i Feliks weszli do domu. Stanęłam jak wryta. W rękach trzymałam białą kopertę. Do licha! Moja siostra rzuciła mi złowieszcze spojrzenie a jej twarz nabrała groźny wyraz.
- Co do diabła ty wyprawiasz? - żwawym krokiem zbliżyła się do mojej osoby, spoglądając na kopertę.
Nim się spostrzegłam, już wyrywała mi ją z ręki. Dostrzegłam dane kliniki.
- Puść - chamsko odepchnęła mnie ręką i ukryła papier w ramionach. Następnie odwróciła się w stronę drzwi. Feliks stał oszołomiony.
- Po co robiłaś badanie? - miałam dość tajemnic.
Kimeny osłupiała i zatrzymała się w połowie drogi. Jej narzeczony starał się oddawać dokładnie taki sam pytający wyraz twarzy jak ja. Kim zgrzytnęła zębami i z powrotem odwróciła głowę w moją stronę.
- Będę mieć dziecko- przecedziła przez zęby. Nie chcę żebyście pomyśleli, że nienawidziłam jej tak bardzo, aby nie wierzyć w tą wersję, ale wydało mi się dziwne w jaki sposób to wyraziła. Cała drżała ze złości, jakby miała za chwilkę wybuchnąć i rozszarpać mnie na strzępy. Z tego co byłam uświadomiona to taka wiadomość wywołuje wiele radości w kobiecie, która ma zamiar zakładać rodzinę.
- Kochanie, czemu nic nie mówiłaś?- do rozmowy włączył się Feliks.
- To miała być niespodzianka - Kim zmieniła ton głosu na łagodniejszy.
Przetransportowałam się do pokoju i wysłałam sms do Leny. Chciałam podzielić się z nią nowymi faktami. Unikając Kim poprosiłam brata mojej przyjaciółki o podwózkę do szkoły. Kończyły się lekcję i ubłagam go o zostanie u Leny na noc. Zgodził się w moim mniemaniu dlatego, że chciał porozmawiać sam na sam z Kim.
W Rooster School rozbrzmiał ostatni dzwonek. Z klas wysypały się tłumy ludzi. Przyjaciółka przywitała mnie serdecznym uściskiem. Przysiadłyśmy na schodach.
- Powinnaś odpoczywać cwaniaro. Jak zobaczy cię matematyczka to możesz się nie pozbierać.
- Spokojnie, najwyżej wezmę korki u Toma.
Śmiech Leny był tym za czym tęskniłam w cichym pokoju.
- Kim oznajmiła, że jest w ciąży - bawiłam się breloczkiem.
- Co?? - omal nie wrzasnęła i grupka nastolatków zaczęła się nam przyglądać.
- To co słyszysz. Nadal nie wydaje ci się to dziwne?
- Molly, a ty znowu swoje. Przepraszam jeśli cię urażę, ale pogódź się z tym, że Oliver nie żyje i nie jest potwierdzone, że ktoś go zabił.
Przewróciłam oczami. Czy tak trudno było pojąć moją strategię?
- No okey. Pytał może o mnie Nick?
- Dlaczego miałby pytać?
- Bo mnie uratował.
Lena znów wybuchła śmiechem.
- Co ty bierzesz? Skąd przyszło ci na myśl, że to właśnie on wybawił cię z tego piekła?
- Przecież odwiedzał mnie w szpitalu. Pamiętam, że stał przy moim łóżku.
- Według mnie to nie on - spoważniała.
Zaczęłam gorączkowo zastanawiać się czy Lena również nie ma przede mną  jakiegoś sekretu. Na przystanek podjechał nasz autobus i ruszyłyśmy szybko w jego stronę. Przeceniłam swoje siły. Lena odruchowo pociągnęła mnie za ramię i wciągnęła w ostatniej minucie do autokaru.
- Naprawdę ostro oberwałaś. Zazwyczaj nie mogłam cię dogonić.
- No, co ty nie powiesz - odparłam zdyszana i wykończona.
Resztę dnia spędziłyśmy przy koniach. Odprężało mnie wszystko co było z nimi związane. Mama Leny upiekła najcudowniejszą szarlotkę, której zapach roznosił się po całym domu. Objedzone z ogromnymi brzuchami położyłyśmy się do łóżka. Było ciepło i przytulnie, dlatego szybko zmorzył mnie sen. Ta noc nie miała być jednak spokojna. Koszmar powrócił. Ponownie przedzierałam się przez las. Mój oddech stawał się coraz płytszy. Serce łomotało rozpalone z wycieńczenia. Tym razem byłam bliżej wydostania się z pułapki. Jeszcze kilka drzew i będę na łące. Zza pleców dochodziły mnie trzaski gałęzi. Był coraz bliżej. Śmiał się z mojej niemocy. Łapczywie chwytałam powietrze. Niespodziewanie przewróciłam się o wystający z ziemi korzeń. Oczy zalały się łzami. Twarz pobladła. Ostatni raz podniosłam głowę do góry. Do łąki pozostały mi cztery kroki. Byłam tak blisko. Znienacka wyłoniła się charakterystyczna sylwetka. 
- Oliver?- wyszeptałam. - Pomóż mi. 
- Musisz dać radę sama. 
Wbrew oczekiwaniom to nie był mój ukochany.
- Jeszcze troszeczkę. Wierzę, że ci się uda - wyciągnął dłoń w moją stronę.
To był Nick. 
- Mo? Mo? - przerażona Lena trzęsła moim ciałem. - To tylko zły sen, słyszysz?
Byłam rozpalona. Na czole pojawiły się kropelki potu. Poprosiłam o wodę i oparłam się o ścianę. Czułam, że elementy układanki powoli zaczynają przypominać pewien obraz. Jeśli chciałam poznać jego wyraz musiałam szukać puzzli. Teraz wiedziałam gdzie znajduje się kolejny element.
- Lena zrobiłabyś coś dla mnie? Proszę, pomóż mi - zaczęłam nieśmiało. - Musimy spotkać się z Nickiem. 
- Oszalałaś? Jest druga w nocy!
- Musimy. Od tego zależy moje życie.



2 komentarze:

Rozdział XVIII

| |

Wstałam o świcie. Słońce rozkosznie przedzierało się przez małe, błękitne obłoczki. Odpaliłam laptopa i po raz setny odświeżyłam stronę aktualnych wiadomości z Lonas Canser, mojego rodzinnego miasta. Żadnych nowych wniosków w sprawie. Przetarłam posklejane od snu oczy. Gdzie jesteś zabójco? To pytanie ciągle mnie nurtowało. Miałam zwolnienie ze szkoły, jednak aby posunąć poszukiwania do przodu musiałam się tam wybrać i pogadać z Leną. Wysunęłam gołe stopy spod kołdry i ruszyłam powolnie ku drzwiom. Czas na ciepłą herbatkę. Ona zawsze mnie uspokaja i wprawia w lepsze samopoczucie. Schody skrzypiały, chodź na moje oko były nowe. Cisza panowała w całym domu. Widocznie Kim i Feliks pojechali załatwiać formalności. Ślub miał odbyć się za miesiąc. Mimo ogłoszenia tej wieści dopiero wczoraj, całe New Ground już o tym huczało. Przystanęłam żeby popatrzeć jak tuż przed domem dwie starsze kobiety energicznie gestykulują. Wyglądało to komicznie. Nie zdziwiłabym się, gdyby prowadziły dochodzenie w sprawie, jaką suknię kupi Kim. Miejscowość nie była duża, więc na polter przyjdą wszyscy, a na pewno zdecydowana większość. Wstawiłam wodę na gazówkę i przeszłam do salonu. Powoli przyzwyczaiłam się do zapachu róż, który tu panował. Włączyłam telewizję. Nudy. Powtórki programów i kilka reportaży na śniadanie.
Na regale dostrzegłam zdjęcia małej Kim. Beztrosko bawiła się na placu zabawa. Obok widniał wizerunek rodziców. Zdjęłam go z półki i przetarłam palcem. Był cały zakurzony. Nagle na odwrocie dostrzegłam dziwny podpis. Pismo było niechlujne i trudno rozczytywało się wyrazy. Napisane zostało " Obyśmy byli Ci prawdziwą rodziną". Zmarszczyłam brwi i odłożyłam fotografię. Może moja siostra miała coś więcej do ukrycia niż sądziłam. Byłam od zawsze osobą ciekawską, więc zaczęłam przeszukiwać salon. W barku znalazłam nieruszany alkohol. Regały pełne książek również nie kryły nic nadzwyczajnego. Lilith patrzyła na mnie swoimi gadzimi oczami. Była wstrętna. Opracowałam plan poruszania się po salonie by unikać bliskiego kontaktu z jej terrarium. Po zagotowaniu się wody pokusiło mnie aby spojrzeć ponownie przez okno. Sąsiadki nadal tam stały. Tym razem bardziej zdenerwowane i bliskie kłótni. Uśmiechnęłam się pod nosem. Upiłam łyk herbaty i nagle dostrzegłam wystający róg kartki przy terrarium bestii. Czemu nie wpadłam na to szybciej. Oczywiste było, że boję się Lilith więc najbezpieczniejsza kryjówka na wszelkie dokumenty to miejsce właśnie przy niej. Zaczynałam rozumieć tą filozofię. Wąż był lepszy niż pies w odstraszaniu nieproszonych gości. Kim to jednak ma głowę. Usiadłam na sofie pogrążając się w myślach jak bezpiecznie do tego podejść. Gdybym zrobiła wyminięcie przy stoliku to dałabym radę wejść na szafkę i wyciągnąć dłoń. Odłożyłam filiżankę i ruszyłam w stronę zagadki. Z każdym krokiem byłam coraz bliżej węża. Tylko spokojnie. To małe, niewinne zwierzątko nic mi nie zrobi. Już prawie sięgam. Jeszcze milimetr. Pociągnęłam lekko róg i wycofałam się z niekomfortowej pozycji. Lilith zasyczała. Przeszedł mnie dreszcz i wtedy właśnie dobiegł mnie odgłos odkluczanego domu. Kim i Feliks weszli do domu. Stanęłam jak wryta. W rękach trzymałam białą kopertę. Do licha! Moja siostra rzuciła mi złowieszcze spojrzenie a jej twarz nabrała groźny wyraz.
- Co do diabła ty wyprawiasz? - żwawym krokiem zbliżyła się do mojej osoby, spoglądając na kopertę.
Nim się spostrzegłam, już wyrywała mi ją z ręki. Dostrzegłam dane kliniki.
- Puść - chamsko odepchnęła mnie ręką i ukryła papier w ramionach. Następnie odwróciła się w stronę drzwi. Feliks stał oszołomiony.
- Po co robiłaś badanie? - miałam dość tajemnic.
Kimeny osłupiała i zatrzymała się w połowie drogi. Jej narzeczony starał się oddawać dokładnie taki sam pytający wyraz twarzy jak ja. Kim zgrzytnęła zębami i z powrotem odwróciła głowę w moją stronę.
- Będę mieć dziecko- przecedziła przez zęby. Nie chcę żebyście pomyśleli, że nienawidziłam jej tak bardzo, aby nie wierzyć w tą wersję, ale wydało mi się dziwne w jaki sposób to wyraziła. Cała drżała ze złości, jakby miała za chwilkę wybuchnąć i rozszarpać mnie na strzępy. Z tego co byłam uświadomiona to taka wiadomość wywołuje wiele radości w kobiecie, która ma zamiar zakładać rodzinę.
- Kochanie, czemu nic nie mówiłaś?- do rozmowy włączył się Feliks.
- To miała być niespodzianka - Kim zmieniła ton głosu na łagodniejszy.
Przetransportowałam się do pokoju i wysłałam sms do Leny. Chciałam podzielić się z nią nowymi faktami. Unikając Kim poprosiłam brata mojej przyjaciółki o podwózkę do szkoły. Kończyły się lekcję i ubłagam go o zostanie u Leny na noc. Zgodził się w moim mniemaniu dlatego, że chciał porozmawiać sam na sam z Kim.
W Rooster School rozbrzmiał ostatni dzwonek. Z klas wysypały się tłumy ludzi. Przyjaciółka przywitała mnie serdecznym uściskiem. Przysiadłyśmy na schodach.
- Powinnaś odpoczywać cwaniaro. Jak zobaczy cię matematyczka to możesz się nie pozbierać.
- Spokojnie, najwyżej wezmę korki u Toma.
Śmiech Leny był tym za czym tęskniłam w cichym pokoju.
- Kim oznajmiła, że jest w ciąży - bawiłam się breloczkiem.
- Co?? - omal nie wrzasnęła i grupka nastolatków zaczęła się nam przyglądać.
- To co słyszysz. Nadal nie wydaje ci się to dziwne?
- Molly, a ty znowu swoje. Przepraszam jeśli cię urażę, ale pogódź się z tym, że Oliver nie żyje i nie jest potwierdzone, że ktoś go zabił.
Przewróciłam oczami. Czy tak trudno było pojąć moją strategię?
- No okey. Pytał może o mnie Nick?
- Dlaczego miałby pytać?
- Bo mnie uratował.
Lena znów wybuchła śmiechem.
- Co ty bierzesz? Skąd przyszło ci na myśl, że to właśnie on wybawił cię z tego piekła?
- Przecież odwiedzał mnie w szpitalu. Pamiętam, że stał przy moim łóżku.
- Według mnie to nie on - spoważniała.
Zaczęłam gorączkowo zastanawiać się czy Lena również nie ma przede mną  jakiegoś sekretu. Na przystanek podjechał nasz autobus i ruszyłyśmy szybko w jego stronę. Przeceniłam swoje siły. Lena odruchowo pociągnęła mnie za ramię i wciągnęła w ostatniej minucie do autokaru.
- Naprawdę ostro oberwałaś. Zazwyczaj nie mogłam cię dogonić.
- No, co ty nie powiesz - odparłam zdyszana i wykończona.
Resztę dnia spędziłyśmy przy koniach. Odprężało mnie wszystko co było z nimi związane. Mama Leny upiekła najcudowniejszą szarlotkę, której zapach roznosił się po całym domu. Objedzone z ogromnymi brzuchami położyłyśmy się do łóżka. Było ciepło i przytulnie, dlatego szybko zmorzył mnie sen. Ta noc nie miała być jednak spokojna. Koszmar powrócił. Ponownie przedzierałam się przez las. Mój oddech stawał się coraz płytszy. Serce łomotało rozpalone z wycieńczenia. Tym razem byłam bliżej wydostania się z pułapki. Jeszcze kilka drzew i będę na łące. Zza pleców dochodziły mnie trzaski gałęzi. Był coraz bliżej. Śmiał się z mojej niemocy. Łapczywie chwytałam powietrze. Niespodziewanie przewróciłam się o wystający z ziemi korzeń. Oczy zalały się łzami. Twarz pobladła. Ostatni raz podniosłam głowę do góry. Do łąki pozostały mi cztery kroki. Byłam tak blisko. Znienacka wyłoniła się charakterystyczna sylwetka. 
- Oliver?- wyszeptałam. - Pomóż mi. 
- Musisz dać radę sama. 
Wbrew oczekiwaniom to nie był mój ukochany.
- Jeszcze troszeczkę. Wierzę, że ci się uda - wyciągnął dłoń w moją stronę.
To był Nick. 
- Mo? Mo? - przerażona Lena trzęsła moim ciałem. - To tylko zły sen, słyszysz?
Byłam rozpalona. Na czole pojawiły się kropelki potu. Poprosiłam o wodę i oparłam się o ścianę. Czułam, że elementy układanki powoli zaczynają przypominać pewien obraz. Jeśli chciałam poznać jego wyraz musiałam szukać puzzli. Teraz wiedziałam gdzie znajduje się kolejny element.
- Lena zrobiłabyś coś dla mnie? Proszę, pomóż mi - zaczęłam nieśmiało. - Musimy spotkać się z Nickiem. 
- Oszalałaś? Jest druga w nocy!
- Musimy. Od tego zależy moje życie.



2 komentarze :

Anonimowy pisze...

cudowny <3 -#1

Unknown pisze...

Dziękuję <3

Prześlij komentarz

.

Elegant Rose - Move