poniedziałek, 14 grudnia 2015

Rozdział XXV

Plum, plum... kropelki spadały z dachu. Natychmiast odzyskałam świadomość i spojrzałam na twarz kobiety. Rysy jej twarzy były nie wyraźne. Wyglądała na czterdziestkę z roztrzepanymi włosami. Znajdowałyśmy się nadal w tym samym budynku.
- Pffja..aja - wymamrotała coś niezrozumiałego.
- Wystraszyła mnie pani - podniosłam się z zimnej podłogi. Mokre ręce wytarłam w spodnie.
- Wystraszyć to ja cie dopiero wystraszę.
Swobodność jej głosu przerażała. Następnie okazała mi chytry uśmiech. Zaczęłam po ciemku szukać telefonu.
- Szukasz tego?
Kobieta nie była głupia. Trzymała w ręku moją własność. Raptem wsunęła go do kieszeni i wyjęła papierosa.
- Chcesz?
- Nie - trzymałam się na dystans. - Ale telefon z chęcią.
Zaśmiała się tak okropnie i tak koszmarnie, że przechodziły dreszcze.
- Kochaniutka, ja bym skorzystała. To może być ostatnia chwila w twoim życiu - udawała sarkastycznie zatroskaną. - Mi zabraniali tego przez 5 lat. Pięć cholernych lat zmarnowanych w szpitalu. 
Potem wydała z siebie kolejne niezrozumiałe wyrazy poprzeplatane ze śmiechem. Zdobyłam się na odwagę i zapytałam.
- Co chcesz mi zrobić? Przecież ja nawet nie wiem  kim ty jesteś.
- Ale ja wiem!- krzyknęła, a echo niosło się długim ostatnim wyrazem.
Ekspresowo rzuciłam się do wyjścia. Całkiem łatwo poszło.
- Hola Hola! Jak mój syn mógł być z taką nieudacznicą.
Kolejny wybuch śmiechu świra.
- Zareglowałam drzwi tak dobrze jak nigdy. Naprawdę myślałaś, że uciekniesz? Jesteś rozkoszna. I taka mała uwaga. Na podłodze rozlana jest benzyna. Cukiereczku - zaciągnęła w płuca dym nikotyny - spłoniesz razem ze mną. Tylko wypalę go troszeczkę. Ah, nawet nie wiesz jak mi go brakowało. Pięć lat.
Przełknęłam ślinę. Miałam do czynienia z nieobliczalną osobą.
- Jak to syn? To pomyłka przysięgam.
- Nie Molly - uśmiechnęła się z drugiego końca sali. - Oliver był dobrym chłopakiem.
Przekonałam się, że równie szybko jak wybuchy śmiechu ma skłonności do rozpaczy. Zaczęła jęczeć i rzucać starymi, połamanymi krzesłami.
- On jeden mnie odwiedzał. Jedyny!
 To wspomnienie nie było tak odległe. Oliver nigdy nie opowiadał mi o matce. Tyle, że jedzie do szpitala, bo jest bardzo chora. Ale to ona? Dlaczego chce zrobić mi krzywdę? To nie miało sensu.
-Wybacz mi, ale nie mam wyjścia.
- Nic mu nie zrobiłam przysięgam.
Mignięcie papierosa lecącego na ziemię. Samozapłon kobiety a potem rozprzestrzeniający się w szybkim czasie ogień.
- Pomocy!! Niech mi ktoś pomoże!- darłam gardło.
Drzwi były obwiązane łańcuchami. Zrobiło się gorąco. Biegłam po schodach. Drewniane rusztowania zaczęły się zawalać. Jedna po drugiej jak domek z kart. Kasłałam. Dym gryzł mnie w gardle.
- Pomocy!!
Zapadłam się w sobie i przeskoczyłam nad płonącym stołem. Temperatura wzrastała niczym w gorącym garze. Duchota i płomienie. Gdzie teraz iść. Nieprzewidzianie poczułam zawalający się grunt pod nogami. Skoczyłam najszybciej jak się dało. Stara metalowa szafka która kiedyś służyła jako magazyn na dokumenty przewróciła się wprost na mnie. Ból był okropny. Przenikał do szpiku kości.
- Pomocy - wyszeptałam. - Niech mi ktoś pomoże.
Wtem rozległo się głośne:
- Molly?
- Jestem tu!
Szafka zaczęła płonąć. Poczułam palącą się stopę.
Chłopak napiął mięśnie i przechylił rozgrzany mebel na drugą stronę. Wziął mnie w ramiona. Wybiegł najszybciej jak mógł na zewnątrz. Byliśmy czarni i wykończeni. Przełknęłam cierpką ślinę.
- Nick
- Cii, już po wszystkim- obejmował mnie całym sobą w blasku palącego się magazynu.
Po kilku minutach pojawiła się po kolei policja i straż. To był koniec. Zakończył się mój koszmar.
Mimo tak ogromnego bólu obrażenia nie były spore. Zadawałam sobie sprawę, że gdyby nie Nick dawno płonęłabym pod ciężarem szafki. Otrzymałam ciepły koc w oczekiwaniu na pogotowie. Siedziałam obok prawdziwego bohatera. Jeff obszedł teren i otrzymał pierwsze dane od gaszących budynek strażaków. Wtedy właśnie podjechała karetka.
- Mo, czy wiesz kto spłoną w środku? Znaleziono..
- Tak wiem - zrobiłam mały odstęp i powoli odpowiedziałam- Mama Olivera. 
Na taki obrót sprawy Nick aż zesztywniał. Spojrzał wystraszony w moje oczy.
- Będę ci dziękować do końca życia - wyszeptałam.


Trzy dni później wypisano nas ze szpitala. Fakty które wyszły na jaw nie szokowały po tym co przeżyłam. Otóż Kimeny w sekretariacie zeznała, że w dzień który potencjalnie przyszedł do mnie Oliver i wyszłam z nim ostatni raz z domu, ona przyjechała do rodziców. Teraz na spokojnie tłumaczyła to samo mi ze łzami w oczach.
- Byłam tam. Poprzedniego tygodnia zabrałam z twojego pokoju włos do badania. Jakież było moje zdziwienie kiedy wynik wyszedł pozytywny po tym jak za pierwszym razem na papierach wyraźnie zostało napisane, że nie jesteśmy siostrami. Z oby dwoma wynikami pojechałam do rodziców. Widziałam jak odchodzisz z Oliverem. Było mi to, przyznam na rękę, bo mogłam wydrzeć się ile chciałam na rodziców. Byli zszokowani, że po tylu latach doszłam prawdy. Proponowali mi wiele, ale nic mnie nie przekonywało. Żadne rzeczy tego świata nie mogły zrekompensować takiej krzywdy. Porzucona na śmietniku zostałam adoptowana przez Dana, twojego tatę. Ubiegali się bardzo długo o prawa nade mną, ponieważ od dłuższego czasu starali się o dziecko i nic nie wskazywało, że będą mieć własne. Na mocy sądu padł wyrok na prawdziwą matkę. Została skazana na więzienie. Wyparła się mnie jak śmiecia, ale to nie koniec. Skoro jeden wynik był pozytywny musiał być ktoś kto jednak był ze mną spokrewniony. To właśnie Oliver. Tylko on mógł nocować u ciebie. Wpadłam w szał i wybiegłam z domu. Rodzice bardzo się przejęli, bo zależało im na naszych dobrych stosunkach. Kiedy wsiadałam do auta zostawionego kawałek za domem, wróciłaś ty. Biłam się z myślami czy z nim nie porozmawiać. Zrobiłam to. Udawałam przez nim, że zepsuło mi się auto i czy nie podwiózł by mnie kilka miejscowości dalej. Był dobrym chłopakiem. Widziałam jak po drodze kupował ci czekoladki oraz z jakim szczęściem wypowiadał twoje imię. No i pękłam. Zapytałam o mamę. Na początku milczał, ale ja nie dałam za wygraną. Strasznie się wtedy wkurzył. Jednak kiedy postawiłam go przed faktem dokonanym kazał mi wysiąść. Z piskiem opon zatrzymał samochód i krzyczał, żebym nie niszczyła waszego szczęścia. Odkryłam też wtedy, że jedzie do zakładu psychiatrycznego. Rzecz jasna do matki. Właśnie wtedy to się stało. Poszarpaliśmy się trochę. Stąd wezwanie policji i podejrzenia, ale ja go nie zabiłam. Ruszył zbyt szybko. Nie wyrobił zakrętu. Spanikowałam i uciekłam. Zapewniam cię, że rodzice nic nie wiedzieli. Oprócz tego, że uratowali mnie z rąk najgorszej matki na świecie. Nie doszukuj się motywów w niej, bo po prostu była niezrównoważona. Może chciała zemsty, a może kierowało w niej podejrzenie, że tylko ty jedyna możesz bez strachu dojść do prawdy. Na koniec chciałabym prosić cię, żebyś o mnie nie zapominała.
Odetchnęłam ciężko. Nie miałam jej nic do powiedzenia. Potrzebowałyśmy czasu. Cieszyło mnie, że w końcu wszystko zostało wyjaśnione do końca. Byłam bezpieczna. Mój koszmar się skończył.
Następnego dnia przez całe popołudnie zwierzałam się Lenie. Najpiękniejsze uczucie gdy masz przy sobie osobę, której możesz polegać bezgranicznie. Korzystając z okazji, że bardzo szybko się ściemniło powiadomiłam mamę, że chciałabym zostać na noc u Nicka, bo bez sensu byłaby kolejna nocna jazda do domu. Szybko znalazłam się w jego ramionach. Leżeliśmy i oglądaliśmy film. Ostatnie wydarzenia bardzo nas do siebie zbliżyły. Nadal jednak byliśmy pod wpływem większości tych negatywnych wspomnień. W pewnym momencie kiedy mieliśmy kłaść się spać, on pochylił się nade mną. Zaskakująco szybko nastąpiły kolejne ruchy. Jego wargi musnęły moje. Poczułam się niczym wolny ptak. O takim zwrocie akcji nawet nie marzyłam. Ku mojemu zaskoczeniu wszystkie blizny przeszłości zaczęły mniej dokuczać. Liczył się teraz on.
Tej nocy stoczyłam ostateczną bitwę z własnymi lękami. Nawiedził mnie koszmar. Monotonnie wciąż to samo. Biegnę tracąc siły. Upadam i krzyczę. Osoba za mną jest blisko. Wydaje znajomy wybuch śmiechu. Tym razem się nie poddaje. Wiem, że tam gdzie kończą się drzewa, zaczyna się łąka a na niej czeka Nick. Wpadam w jego ramiona. Jestem dumna, że po raz pierwszy przebiegłam ten dystans, że się nie poddałam. Odwracam się by zobaczyć drugą osobę. Po wszystkich przeżyciach już się nie bałam. Stawałam twarzą w twarz z koszmarem. Jakież było moje zdziwienie gdy goniącą mnie osobą okazał się Oliver.
- Molly? Ei, jestem tu spokojnie.
Wtuliłam się bardziej w niego. Poświęcił dla mnie mecz. Nie wyobrażam sobie co mogłoby się wydarzyć gdyby nie on.
- Spokojnie - gładził moją rękę.- Jestem tu.- szepnął - I będę zawsze.
 





Rozdział XXIV

Jak to możliwe? Dlaczego wcześniej się nie domyśliłam? Zdjęcie rodziców na jej półce z tym budzącym podejrzenie podpisem. Tylko czy to na pewno ona nie pasuje? Czy może to ja jestem nie w tej rodzinie co powinnam? Kochałam mamę i tatę. Do oczu napłynęły gorące łzy. Dygotałam na rozbrzmiewające w mojej głowie słowa. Nie chcę ich stracić. Przecież, to nie może mieć takiego zakończenia. Moje życie to jedna wielka seria złych przypadków i kłamstw. Nigdy więcej. Ukryłam twarz w dłoniach. Rozpuszczone włosy zwisały bezwładnie, gdy przykucnęłam. Deszcz bębnił o szyby i dach. Ostatnia osoba wyszła z domu i mama zamknęła drzwi. Czułam wymieniające się spojrzenia rodziców. Tylko czy moich? Na tą odpowiedź nie musiałam długo czekać. Ojciec podszedł bliżej i objął mnie ramieniem. Ciepło jakie poczułam odrobinę mnie uspokoiło. Nie miałam sił na nic. Chciałam, aby ten dzień dobiegł końca.
- Jeśli myślisz...jeśli się zastanawiasz - szeptał. - Jesteś naszą córką i zawsze będziesz.
Podniosłam głowę i spojrzałam na stojącą w wejściu do pokoju mamę. Przykrywała ręką usta a łzy świeciły się na jej policzkach.
- Wybaczcie, ale chcę wyjść.- zdobyłam się na najbardziej obojętny ton jaki było mnie stać.
Wybiegłam z domu trzaskając drzwiami. Natychmiast poczułam zimny deszcz. Ubranie kleiło się do ciała. Łzy mieszały z pogodą. Wydałam z siebie dźwięk rozpaczy. Nie, nie proszę to nie jest prawda. Myślałam, że jestem na wszystko gotowa, ale jednak nie. Gwałtownie wpadłam na osobę idącą naprzeciwko.
- Feliks? Co ty tu...
- Molly? Wszystko gra?- złapał mnie za ramiona.
- Nie, przecież wiesz. Dlaczego głupio pytasz? Lubicie robić ze mnie idiotkę prawda?
- Dowiedziałem się wczoraj przysięgam. Kiedy pokłóciłem się z Kimeny. W zasadzie, to wiesz co? - zwolnił uścisk i złapał się jedną ręką za głowę. - Ona wcale nie jest w ciąży. Skłamała. Wyniki nie były od ginekologa tylko z badań testów DNA.
- Przepraszam, ale chcę zostać sama - przyśpieszyłam rzucając za siebie ostatnie słowa- Jeśli możesz to uspokój mamę, bo nie zniosę kolejnej utraty. Niech dba o serce!
Minęły dwie godziny zanim doszłam do siebie i przestałam płakać. Najbardziej bałam się tego, że prawda o zabójstwie będzie jeszcze okropniejsza niż myślałam. Stary magazyn wspaniale nadawał się na ukrycie. Było ciemno i zimno. Ukryłam ręce w przemoczonej bluzie i wtedy naszła mnie ochota na rozmowę z Nickiem. Wybrałam numer.
-Hej, miałem właśnie dzwonić. Jak urodziny? Bo ja zaraz wchodzę na drugą połowę meczu. Powiem ci, bosko! Nie żebym się chwalił, ale chyba to wygramy. Mecz rozgrywa się niedaleko więc jak skończę to do ciebie wpadnę. 
-To dobrze.
- Czuję w twoim głosie nutę smutku. Coś się stało? Płakałaś?
- Nawet nie wiesz jakbym chciała żeby ten dzień się skończył.
Usłyszałam trzask rozdeptywanego szkła.
- Ktoś jest z tobą?
- Nie, właśnie nie.
- Molly? Wyszłaś po za dom sama? Ogłupiałaś! - wyobraziłam sobie jak wstaje z ławki i chwyta się z niedowierzania za głowę.
Tym razem kroki były głośniejsze. Niewątpliwie ktoś tu był.
- Boje się- wyszeptałam.
-Gdzie jesteś? Słyszysz?
Już tylko ściana dzieliła mnie od drugiej obecnej tu osoby. Wstrzymałam oddech. Po za tym, mało co było można dostrzec w mroku. Zbladłam. Chciałam dowodów? Proszę, bardzo. Kimeny była na komisariacie, więc kto jest obok?
- Stare ruiny magazynów - szeptałam najciszej jak tylko mogłam.
- Zwariowałaś do reszty. Hallo? Słyszysz mnie? Bardzo się martwię.
- Boję się, bardzo się boję. On tu jest.
- Kto?
- Ktoś. Może Dorian, nie wiem.
-Kto?
Upuściłam telefon. Echo obiło się po budynku. Nagły przenikliwy huk. Trzask. Krzyknęłam najgłośniej jak się dało i straciłam przytomność.
-Molly?! Słyszysz? Halo?



niedziela, 13 grudnia 2015

Rozdział XXIII

Syrena radiowozu stawała się coraz głośniejsza. Migające światła przyciągnęły uwagę sąsiadów. Niektórzy ludzie powychodzili z domów, albo wyglądali przez okno. Policjanci wyszli z samochodu i otworzyli furdkę mojego domu. Co jest grane? Zarzuciłam kaptur bluzy na głowę i przebiegłam kilka metrów. Deszcz nieustannie padał. Prześlizgnęłam się przez belki schodów i prześcignęłam komisarzy na schodach. Stanęłam przed nimi.
- Dzień dobry, Jeff - mieszkałam tu całe dzieciństwo i dobrze znałam lokalnych przedstawicieli komendy. - Zapewniam cię, że wszystko jest w porządku a jeśli sąsiedzi skarżą się na hałasy, to ja zaraz...
- Spokojnie- położył rękę na moim ramieniu a następnie ominął mnie sięgając w stronę dzwonka.
Czym prędzej go zatrzymałam i spojrzałam błagalne:
- Naprawdę musimy ją denerwować? 
Policjant odwrócił się do drugiego i wymienił spojrzeniem.
- Tak.
Tym razem dzwonek rozległ się po mieszkaniu. Minęło kilka chwil i w drzwiach stanęła rozbawiona mama. W pierwszym odruchu pogodnie przywitała Jeffa. Wraz z każdą minutą jej wzrok stawał się podejrzliwszy a uśmiech znikał z twarzy. Wychyliła się spoglądając zza ogromnego policjanta.
- Jeff, dlaczego włączyłeś światła w radiowozie.
- To nie będzie miła wizyta Natalio. 
- O boże. Czyżby wiadomo coś..- jej głos się załamał - coś w tej sprawie?
- Tak. Czy zastaliśmy Kimeny?
- Kim? Przecież, ona nie ma z tym nic wspólnego to nonsens!
- Chcielibyśmy ją przesłuchać..
Wślizgnęłam się do domu. Impreza przycichła. Gdzie ona jest? Dygotałam ze złości. Jak grom z jasnego nieba przebiegłam po całym mieszkaniu. Była. Stała z sałatką i rozmawiała z tatą. Wpadłam na nią i agresywnie popchnęłam.
- Zabiłaś Olivera?!
- Co ty robisz! Uspokój się!
- No zabiłaś czy nie?
- Dziewczyny- tata starał się mnie przytrzymać.
- Grasz kochaną siostrę a kim jesteś naprawdę?
- Dość! - ojciec krzyknął na całe pomieszczenie. Większość znajomych która nas obserwowała zamieniła się w całość. Nie było nikogo kto robiłby coś innego niż patrzenie na bójkę sióstr.
- Ty szmato!
- Molly!
-Widzisz tam stoi policja. No ile jeszcze będziesz kłamać, ile? To dziecko to też pic na wodę?
- Zamknij się nic nie rozumiesz!
- Pani pójdzie z nami. 
- No po cholerę to ukrywałaś.
- Molly, przecież ona jedzie tylko na przesłuchanie!
- Nie obchodzi mnie to. Na pewno mają jakieś dowody, że brała w tym udział. Prawda? - zwróciłam się do Jeffa.
Zapadła cisza. Kim trzymana za ręce drugiego policjanta, zacisnęła szczęki. Jeff spoglądał na mamę, która spuściła wzrok na podłogę. Większość gości zaczęła się ulatniać. Wychodzili zażenowani. Natomiast sąsiedzi zdawali się stać tuż pod naszym oknem byleby tylko jak najwięcej usłyszeć.
- Ktoś mi odpowie?
Rozejrzałam  się po pomieszczeniu. Głucha cisza.Wyglądało na to, że każdy wiedział trochę tylko ja byłam tą głupią. Jeff kiwnął głową do współpracownika. Zaczął wyprowadzać Kim na zewnątrz. Byli już na werandzie gdy nagle siostra mocno się zaparła. Odwróciła twarz w moją stronę. Spojrzała po wszystkich, którzy zostali. Policjant pchnął ją do przodu jednak ona była na tyle silna, że nadal stali w miejscu.
- Niby tacy odważni - zakpiła. - Nie chcecie jej powiedzieć to ja powiem.
Jej duże oczy ze spokojem wpatrzone były w moje pełne obaw. Tak bardzo bałam się, że usłyszę to czego nie chcę. Prawda zazwyczaj boli. Jednak na to nie byłam totalnie przygotowana.
- Kochana Mo, my nie jesteśmy siostrami. 



piątek, 11 grudnia 2015

Rozdział XXII

Drogę przejechałyśmy w milczeniu. Podziwiałam kolory nieba słuchając ulubionych piosenek ze starego odtwarzacza. Im bliżej domu, tym więcej wspomnień z dzieciństwa przychodziło mi do głowy. Wspólne miejsca spędzania czasu z Oliverem. Dziwiło mnie, że Kim nigdy nie miała ochoty naprawić naszych stosunków. Może ja również nie paliłam się do tego bardzo mocno, ale przynajmniej czasem starałam się ją zrozumieć. Byłam młodszą siostrą, którą porzuciła ta starsza.
Samochód zatrzymał się na podjeździe. Dźwięk skrzypiących kamyczków pod butami wprawił mnie w domowy klimat. Drzwi domu nadal przyciągały wzrok swoją bogato zdobioną klamką. W rogu stanęła mama z zarumienionymi policzkami od ciepła kuchenki. Poczułam smakowity zapach kurczaka ze zasmarzanymi ziemniakami. Na stole stał już pstrąg w migdałach a w piekarniku dostrzegłam ulubiony sernik. Wszystko przypominało mi o tych najlepszych chwilach w domu. Uściskałam mamę bardzo mocno i wręczyłam małą, czerwoną paczuszkę. Kim udawałam niezwykle rozradowaną. Sztuczność jej emocji przyprawiała mnie o mdłości. Przez dwie godziny jazdy nie odezwała się ani słowem a po wyjściu z auta  uśmiechała się do mnie i nawiązywała krótkimi " siostra" gdy miałam pomóc jej w wypakowywaniu zakupów z bagażnika.
- Mamo ile tym razem zaprosiłaś gości?
- Nie mniej, nie więcej. Moje przyjaciółki i kilka koleżanek z pracy.
Pokręciłam głową. Mama należała do bardzo towarzyskich kobiet. Podczas pobytu w wielu szpitalach poznała wartościowe osoby, z którymi utrzymuje kontakt. Zapytałam o jej samopoczucie i ostatnie wyniki. Były w porządku. Tata uściskał mnie w locie, gdyż musiał pojechać po trzy ciotki bez których urodziny mamy nie mogły się obejść. Miałam godzinę do rozpoczęcia imprezy. Wtedy naszła mnie ochota na spacer po okolicy. Oczywiście z mamą. Zresztą nie puściłaby mnie samej.
- Pamiętam jak byłaś taka malutka. Twoje narodziny były prawdziwym cudem. 
- Mamoo
- No dobrze, już dobrze - pogładziła ręką moją głowę.
- Z Kimeny wszystko w porządku? Chodzi taka zamyślona.
O nie! Pomocy! Kłamać?
- Nic jej nie jest. Ma dla ciebie i taty wspaniałą wiadomość, ale wszystko w swoim czasie.
Nagle po drugiej stronie ulicy dostrzegłam chłopaka. Dorian przystanął kiedy nasze spojrzenia się spotkały. Był zdziwiony, ale zaraz potem jego oczy zaczęły pałać gniewem. Obserwował jak wraz z mamą wchodzimy w zakręt i podążamy do domu. Następnie energicznie ruszył i zniknął gdzieś zza wystawami sklepów.
- Wszystkiego Najlepszego! 
Impreza zaczęła się powoli rozkręcać. Otworzono szampana. Mama wyglądała na zadowoloną jednak ukradkiem spoglądała na Kim.Odłożyłam orążadę na stolik i przemknęłam obok stosu prezentów. Zaczepiłam siostrę i szepnęłam jej na ucho:
- Mama wysuwa jakieś podejrzenia. Weź się w garść! Kiedy powiesz jej o tym, że będzie babcią?
Nagle ona zaczęła krztusić się kawałkiem ciasta. Poklepałam ją po plecach a kiedy przełknęła pochyliła się żeby odpowiedzieć.
- Zwariowałaś do reszty? Powiedz, że nic jej nie mówiłaś. 
- Wspomniałam coś o tym, że masz dla niej wspaniała wiadomość.
- Jak ja cie ...Yhh- warknęła.
- Molly jak ty wyrosłaś - przerwała nam rozmowę Caroline, przyjaciółka mamy - Musiałam naprawę dawno cię nie widzieć.
Kimeny zniknęła gdzieś w zakamarkach domu. Nie rozumiem dlaczego ona tak reaguje. Wyjęłam z kieszeni telefon i odczytałam dwa smsy od Nicka i jednego od Leny.
Nick: " Baw się dobrze, Mo :* "
" Wchodzę na boisko. Trzymaj kciuki "
Lena: " Feliks jest jakiś dziwny. Chodzi nabuzowany i nie można z nim porozmawiać. Pięć minut temu wsiadł w auto i odjechał "
Spojrzałam na godzinę wysłanej wiadomości:15:45 . Wyglądało na to, że jakąś godzinę temu Feliks opuścił dom. Jeśli jechał właśnie tu, byłby za godzinę. Miałam jednak cichą nadzieję, że się tu nie pojawi. W dodatku wystraszyło mnie określenie " dziwny i nabuzowany". Poczułam się słabo. Na dworze zaczęło padać jednak altanka z tyłu domu była idealnym miejscem na wyciszenie. Wymknęłam się tylnymi drzwiami. Chwilowy odpoczynek od muzyki i rozmów dobrze mi zrobi. Usiadłam na ławce i wyciągnęłam dłonie. Krople deszczu uderzały o moją skórę. Z domu dobiegały odgłosy dobrej zabawy. Nie byłam świadoma co się za chwile wydarzy. Ten dzień miał inne zakończenie mimo tak wielu starań o jego idealizm. Wtedy usłyszałam wycie radiowozów policyjnych.




poniedziałek, 7 grudnia 2015

Rozdział XXI

-Hej
-Hej. Dzwonie,bo..
-Nie musisz się tłumaczyć.
-Nie musisz mi przerywać. Jesteś w pobliżu?
-Wracam z treningu, za jakieś 5 minut będę  mijał twój dom. Mam wpaść?
-Jeśli chcesz, to tak.
-Chcę o ile mogę wejść drzwiami.
-Z tym będzie problem. Nie chcę żeby Kim cię widziała. Ostatnio bardzo dziwnie się zachowuje.
-Czyli okno? Sam nie wierzę, że to zrobię.
-To do zobaczenia.
Rozłączyłam się. Telefon powędrował na puch poduszek. Najszybciej jak mogłam wybiegłam z łóżka i podeszłam do toaletki. Tusz, błyszczyk i puder poszły w ruch. Drodzy panowie, tu rada dla was. Nie widziałeś nigdy dziewczyny bez makijażu? Wystarczy, że niezapowiedzianie wejdziesz do jej domu wiedząc, że jest w nim cały dzień i nic nie robi. Nie miałam w zwyczaju chodzić pomalowana, kiedy nigdzie się nie ruszałam. Sprzątnęłam ze stolika resztki ciastek i chipsów. Zamknęłam laptopa a stertę porozrzucanych ubrań wepchnęłam do szafy. Zmieniłam bluzkę i nagle usłyszałam pukanie ze strony okna. Był naprawdę szybki. Zastanawiałam się jak długo tam już siedział i ile widział. W końcu to ja go zaprosiłam i poprosiłam o wchodzenie właśnie tędy. Otworzyłam i odsunęłam beżową doniczkę z kwiatami. Szybkim susem wskoczył na panele. Następnie rzucił ciężką, czarno-czerwoną torbę w róg pokoju i usiadł na sofie.
- Ładna bluzka.
Zarumieniłam się.
- Chciałam cię przeprosić za wystawienie w parku i najście wczoraj - otworzyłam słodkie ciasteczka.
Ich zapach rozszedł się po całym pokoju.
- Powinnam już dawno, ale wymuszałeś to trochę.
Rzeczywiście nie żartowałam z obietnicą siostrze. Wszystko miało być dobrze, więc tak właśnie będzie. Co jest gorsze od oszukiwania mamy? Oszukiwanie kłamstwem. Starałam się chociaż małą część swojego życia ustawić we właściwym torze. Miałam tylko nadzieje, że Kim pogodzi się z Feliksem. Nie wyobrażam sobie jutra i pytania mamy " A gdzie jest twój narzeczony?" Na co ona skłamie, a ja będę musiała tego słuchać i popierać.
- Przeprosiny przyjęte - uśmiechnął się - Jednak warto było się wspinać do ciebie.
Rozsiadłam się obok niego. Nie czułam skrępowania. Włączyłam telewizję i zaczęliśmy ponownie swobodną rozmowę. Śmieliśmy się z idiotycznych strojów pogodynek i reporterek. Różowa landryna zarządziła, że jutro będzie cudowne słońce. Później rozmowa przeszła na Lenę i Toma. Ja konfrontowałam jego spostrzeżenia z moją wiedzą o jej odczuciach. Pozwoliłam sobie na to, tylko dlatego, że wydawało się iż Nick i Lena lubili się już wcześniej. Nurtowało mnie to pytanie więc w końcu postanowiłam o to zapytać.
- Lena była kiedyś u ciebie w domu? Świetnie znała drogę na twoje podwórko.
- Odpowiem ci na to jeśli ty też mi na coś odpowiesz.
- Niech będzie - położyłam głowę na jego kolana.
- Była u mnie kilka razy chyba dlatego, że jej koleżanka była we mnie bardzo zakochana.
- Znam ją?
- Tak, teraz chodzi ze zwycięzcą. Jeśli jutro wygram mecz o wejście do finałów a przy okazji mój przyjaciel go przegra, to wróci do mnie. 
- Nie przeszkadza ci to? Musi być wredną i bez mózgową kobietą - Nick wybuchnął śmiechem.
- Kiedyś taka nie była - westchnął - zresztą, muszę mieć z kim pozować do gazet.
Tym razem to ja zaczęłam się śmiać. Nie chciałabym być dziewczyną na pokaz. Nigdy! Przez rok pozuje się z jednym a w następnym z drugim. Nie mi dane jest to oceniać.
- Dlaczego się tu przeprowadziłaś i z jakiego powodu musiałem ratować cię na ulicy?
No tak, pamiętał wciąż to zdarzenie. Mój najgorszy dzień, a zarazem może najlepszy? Straciłam Olivera i poznałam Nicka.
- Przyjechałam tu, bo musiałam. Natomiast wtedy ohh. To będzie długa historia.
- Lubie długie historie i lubię kiedy ty mówisz.
Opowiedziałam mu dokładnie jak to było. Od zdarzenia z Amber, pierwszej zdrady. Przez pogodzenie, wypadek, traumę, Doriana i przyjazd do New Ground.
-Ło, naprawdę dużo przeszłaś.
-Patrząc na to z drugiej strony, nigdy nie poznałabym ciebie i Leny. Zostaniesz na noc? Boję się, że znowu będzie śnić mi się ten koszmar. 
-Pewnie. O której wyjeżdzasz?
- O 12, mamy przez sobą dwu godzinną trasę. Jesteś naprawę najlepszym przyjacielem, jakiego można sobie wymarzyć. Przystojny, wysportowany, inteligentny. Oczywiście nie tak wspaniałym kompanem jak Lena.
-Eii!
Rzucił się na mnie i zaczął łaskotać.
-Droczenie z ludźmi to moje ulubione zajęcie. 
-Naprawdę? To nie przestanę cię łaskotać!
- Haha, przestań. Już nie mogę oddychać, ze śmiechu!
Mijały godziny. Postanowiliśmy obejrzeć jeszcze jeden film. Akcja rozgrywała się w Nowym Jorku. Masy wypolerowanych samochodów ociekających bogactwem oraz zwykłe żółte taksóweczki. Rabusie chcieli wysadzić w powietrze pół miasta tylko dlatego, że policja przeszkodziła im w rozbrojeniu sejfu. Leżałam na nim wygodnie a on zjadał ciastka. Tak czy siak jutro na meczu spali wszystkie te kalorie. Wyłączyłam napisy końcowe i uchyliłam okno. Była trzecia w nocy. Delikatnie położyłam głowę na jego klatce piersiowej. Słyszałam bicie serca koszykarza.
- Nie wyobrażam sobie jak Adel zostawi Marcela i wróci pozować przy tobie -szepnęłam z zazdrości.
- Nie przejmuj się tym. Nadal będę twoim najlepszym przyjacielem, który będzie pilnował, aby twoje koszmary nie budziły cię w nocy. Dobranoc.
-Dobranoc i powodzenia jutro - zdawałam sobie strawę, że kiedy rano otworzę oczy, jego już nie będzie.



niedziela, 6 grudnia 2015

Rozdział XX

Wraz z wschodem słońca podjechałam przed niewielki dom mojej siostry. Zapłaciłam za taksówkę i obmacałam kieszenie w poszukiwaniu zapasowych kluczy do mieszkania. Zabrzęczały i ścisnęłam je mocno w dłoni. Powietrze było rześkie w porównaniu z duszną nocą. Pies sąsiadów nieustannie szczekał. Na początku wnikliwie się nad tym zastanawiałam, ale teraz było to rutyną. Otworzyłam furtkę i wślizgnęłam się na wykostkowany chodnik. Wbiegając po schodach na ganek poczułam wzrok na plecach. Miałam na wyciągnięcie ręki klamkę. Jej metaliczny połysk iskrzył się w słońcu. Nie nacisnęłam jej. Powoli zaczęłam się obracać i rozglądać. Z naprzeciwka bacznie obserwowała mnie sąsiadka. Była niska, ubrana w kurtkę z wyprzedaży i długą spódnicę. Kobieta wyglądała na podeszły wiek i miała bladą twarz oraz mocno podkreślone brwi i oczy. Przeszły mnie dreszcze. Jej kamienna twarz oraz skupiony wzrok przerażały. Wydawałoby się jakby wiedziała coś więcej niż ja sama mogłabym przypuszczać. W końcu prowadziła "sieć plotek" na tym osiedlu.
- Nie! - zza drzwi słychać było krzyki.
- Jak mogłaś? Co ci strzeliło do głowy? - weszłam do środka i zdjęłam buty.
- Ty nie wiesz jak to jest kiedy dowiadujesz się tego po tylu latach!
- To cie nie usprawiedliwia!
Czułam się niezręcznie. Nie byłam dotąd świadkiem kłótni Feliksa z Kimeny.
- Wiesz co? Jesteś pusta! Ona ci tego nie wybaczy!
Wychyliłam głowę zza ściany i zobaczyłam Kim siedzącą przy stole. Cała jej twarz zalała się łzami i przybrała czerwony kolor. Rękami trzymała się za głowę i przyjmowała oskarżenia Feliksa.
- I ja również, tego nie wybaczę - zauważył mnie - Właśnie miałem wychodzić.
Minął stół z Kim, przeszedł przez salon z wężem, ominął mnie i trzasnął drzwiami. Zapadła cisza. Biłam się z myślami. Podejść do niej? Może nadszedł czas zakopać topór wojenny. Podgryzłam dolną wargę i zaczęłam bawić się końcówkami włosów. W końcu odsunęłam krzesło. Przysiadłam przy załamanej siostrze. Role się odwróciły.
- Przecież macie mieć dziecko, będziecie rodziną. Warto się kłócić? - zaczęłam.
- Halo, ziemia do Kim?
Szlochała przecierając co chwilę oczy.
- Ułoży się zobaczysz. On bardzo cię kocha.
Widocznie nie miała chęci na rozmowę. Po raz kolejny poczułam się nieswojo. Odchrząknęłam i wstałam. Podłoga zatrzeszczała. Miałam iść już do swojego pokoju kiedy nagle zauważyłam gazetę. Nagłówek głosił " WIEMY KTO ZAMORDOWAŁ ..."
- Nie czytaj!- wrzasnęła Kim.
Odskoczyłam na jej nagłą reakcję.
- Daj zobaczyć, przecież ..
- Nie, bo
- Bo?
- Mama ma jutro urodziny. Możesz coś dla mnie zrobić?
Była blisko. Ścisnęła mój nadgarstek, jak gdyby bała się, że ucieknę.
- Nie roztrząsaj swoich brudów do jutra, to ja też wezmę się za siebie. Musimy pokazać, że BARDZO DOBRZE sobie radzimy. Ty i ja. Rozumiesz?
Byłam zbita z tropu. Nasza mama chorowała na serce i starałyśmy się nie przesadzać, ale szczerze mówiąc ja w ostatnim czasie ciągle sprawiałam jej problemy.
- Dobrze - ręka zaczęła mi sinieć - W urodziny będę grać fantastyczną siostrę i córkę z podkreśleniem na FANTASTYCZNĄ - rzuciłam sarkastycznie i tym razem żwawo wskoczyłam na schody - Szkoda tylko, że tak nie może być naprawdę.
Wysłałam krótkiego sms`a : " Pokłóceni. Zbadasz co się stało? Od niej nic nie wyciągnęłam "
Lena:" Jasne :) "
Późnym wieczorem zadzwoniła mama. Rozmawiałyśmy pół godziny. Przy okazji przeprosiłam za ostatnią kłótnię. Nie czułam się najlepiej. Przerzucałam telefon z jednej do drugiej ręki, licząc mijające sekundy. Naraz odpisała Lena:
" Dziwna sprawa. Nic nie mówi :\ "
Molly : " Jutro jadę do mamy"
Lena: " Nick o ciebie pytał :)"
Molly: " Daj spokój. Jak z Tomem ?"
Lena: " Zadzwoń do niego! Z Tomem spk. Miałaś pomóc w zepsuciu ich związku, ale już nie musisz. Sam ją rzucił "
Molly: " Bo to plastik. Ciesze się:) "
Lena: " Dzwoń, buziaki :* "
Nalałam soku do szklanki i upiłam łyka. Nie mam nic do stracenia, żeby do niego napisać. Mieszka niedaleko. W sumie to jego też powinnam przeprosić. Wybrałam numer i odłożyłam telefon na stoliku. Nie powinnam. Jest zły. Dotknęłam zielonej słuchawki. Lina zaczęła łączyć. Serce przyspieszyło jak na pierwszej randce z Oliverem. Wgramoliłam się na łóżko i wygodnie rozsiadłam. Odebrał.


niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział XIX

Prawdziwa przyjaźń? Nie zna granic. Unosi człowieka niczym skrzydła, nad codziennymi problemami. Po czym poznać prawdziwą przyjaciółkę? Ja odnalazłam ją o drugiej w nocy w dziewczynie, którą równie dobrze nigdy mogłam nie poznać. Wykupiłyśmy bilety na ostatnią tej nocy linię do New Ground. Czy to nie paradoks, że kilka godzin temu wyjechałam stamtąd do Leny? Nie mogę nic na to poradzić, że Nick mieszkał na moim osiedlu. W dodatku łączył nas park mrocznych tajemnic.
 Nick mieszkał w przytulnym domu na końcu ulicy. Ogrodzony był niewielkim drewnianym płotem, który śmierdział nowo nałożoną farbą. W ogrodzie stała wiekowa huśtawka. Wyglądała imponująco, gdyż zielone pnącze pozawijało się wokół jej drążków. Znajdowało się tam jeszcze kilka drzew i niewielki ogródek z warzywami. Lena była wspaniałym nocnym przewodnikiem. Znała drogę na tyle dobrze, że poczułam ukłucie zazdrości. Nie znałam jej życia sprzed naszego spotkania. Mogła umawiać się z różnymi chłopakami.
- Tam jest jego pokój - wydusiła z siebie wskazując na uchylone okno - Tylko bądź ostrożna, okey?
Spojrzałam na nią i lekko się uśmiechnęłam.
- Będę, nie martw się. W razie czego zagwiżdżę.
Uniosłam głowę w górę. Okno nie było wysoko. Czułam determinację. Jeszcze kilka tygodni temu pokonałabym ten dystans jednym susem. Teraz byłam niczym połamana laleczka barbie.
- Wchodzę - szepnęłam.
Mocno zaparłam się o gałąź jabłonki. Następnie podciągnęłam rękami i cały ciężar ciała przeniosłam na parapet. Złapałam równowagę. Uniosłam kciuk w górę na znak, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i wsunęłam się do pogrążonego w mroku pokoju. Po omacku badałam teren dłonią. Lampa? Zeszyty? Jakaś półka, coś mokrego, przedmiot o dziwnym kształcie. Uroki nocy mogą z codziennych rzeczy wytworzyć niewyobrażalne atrybuty. Momentalnie zahaczyłam o szklany słój, który zbił się z okropnym trzaskiem. Drobne szkiełka porozsypywały się po podłodze. Piorunująco do moich uszu doszedł dźwięk wystraszonego chłopaka wyskakującego z łóżka.
- Co jest do cholery! - Zajęczał pod wpływem wbijającego się w jego stopy szkła. Na szczęście dał radę dość do kontaktu i zapalić światło.
- Molly? - przetarł z niedowierzaniem oczy.
Zamurowało mnie. Totalnie. Jakie on miał CIAŁO. Stał w samych bordowo-czarnych spodenkach. Mięśnie jego klatki piersiowej były napięte. Bicepsy nadawały ramionom ogromnej siły. Wszystkie T-shirty, które nosił na co dzień wydały mi się zbędne. Skrywały bowiem jego naturalne piękno. Zresztą nie powinnam być tak bardzo zdziwiona. Trenował, gdyż był kapitanem drużyny.
- Molly? - powtórzył tym razem z większą troską w głosie.
- Ja... - wpatrywałam się w niego jak w obrazek.
- Wszystko w porządku?
Wyjął z szafy bluzkę i zamaszystym ruchem zmiótł nią leżące pomiędzy nami kaleczące odpadki. Następnie ruszył w moją stronę.
- W zasadzie to nie jest. Wszystko przejawia się przeciwko mnie - rozkleiłam się.
Nawet się nie zawahał tylko podszedł i objął mnie w ramiona. Czułam ciepłe od snu ciało, każdy ruch mięśni. Zamknęłam oczy. Wyobraziłam sobie jak Oliver w taki sam sposób zawsze był przy mnie.
- Chciałam z tobą porozmawiać - wydukałam kiedy Nick wypuścił mnie ze swoich objęć. Założyłam kosmyki włosów za uszy.
- Nick, dobrze wiesz, że nie nawiedzałabym cię o tak później porze gdybym nie miała powodu.
Uśmiechnął się z przekąsem.
- Ani razu mnie nie odwiedziłaś więc nie wiem.
- Walę prosto z mostu. Uratowałeś mnie tamtej nocy prawda?- spojrzałam głęboko w jego zielone oczy.
- I tak, i nie - przeczesał ręką włosy i przysiadł na roku łóżka.
- To znaczy?
- No, niby cię uratowałem.
- Ale?- ciągnęłam go za język.
- Nie będe przypisywał sobie zasług, których nie dokonałem. Proste.
- Nie musisz być taki skromny - przysiadłam obok niego.
- Molly nie rozumiesz - oburzył się - Ja tylko zadzwoniłem po karetkę. Kiedy dobiegłem tylko leżałaś. Nie wiesz ile razy w szpitalu przeklinałem siebie, że nawet na sekundę cię nie zatrzymałem.
Zbladłam, ale chciałam wiedzieć więcej.
- Widziałeś kogoś?
- Słyszałem twoje krzyki. Potem były stłumione. Zawróciłem. Kiedy pozostała mi już ostatnia prosta w ciemności dostrzegłem jakiegoś gostka. Wyglądał na pięćdziesiątkę maks. Chociaż ciężko mi stwierdzić, bo z bliska go nie widziałem.
- To on mi to zrobił?
- Nie! On zaatakował od tyłu tego, który wymierzał ci ciosy. Szarpali się i krzyczeli. Zanim podbiegłem zniknęli w ciemności.
- To był drugi mężczyzna?
- Nie wiem Mo. Byłem tak przerażony, że nie myślałem logicznie - przerwał - wyglądałaś okropnie. 
- Dzięki - szturchnęłam go w bok.
- Skrywasz coś przede mną prawda?
Poczułam ucisk w żołądku. Owszem o wielu sprawach mu nie powiedziałam. Spędziliśmy jeden cudowny dzień w kawiarni. Po za tym kim ja dla niego byłam? Dziewczyną, która wystawiła go już na drugim spotkaniu.
- To znaczy co? - chciałam brzmieć naturalnie.
- Coś cię gryzie. Masz kogoś z kim masz problem? A może coś w domu?
Czytał ze mnie jak z otwartej księgi. W zasadzie czułam sie przy nim dobrze. Stawał się pewno rodzaju przyjacielem.
- Jest kilka spraw, o których ci nie powiedziałam, ale nie znam cie zbyt dobrze by powierzyć moje sekrety.
Wstałam gotowa wyjść ponownie przez okno. Lena wiernie czekała.
- Także to by było na tyle. Dziękuję ci za wszystko.
- I po prostu wyjdziesz tak?
- No, tak.
- To przynajmniej wykorzystaj drzwi a nie okna - był oburzony.
- Jesteś zazdrosny czy co?
- Wyjdź już okey. Myślałem, że przyszłaś porozmawiać o czymś innym.
- Niby o czym?
- Daj mi spokój. 
Wywróciłam oczami i podążyłam w stronę drzwi.
- Mogłaś przynajmniej wyjaśnić dlaczego mnie wystawiałaś tamtego dnia - zatrzymały mnie jego słowa.
- Na litość boską, Nick! Straciłam kogoś i jest mi ciężko okey? Kochałam go nad życie.
- Wiesz co ci powiem. Nigdy nie będziesz szczęśliwa. Szukasz twarzy a nie serca, i nigdy go nie znajdziesz - te słowa zabolały. Przebiły moje serce na wylot. Były jednak prawdziwe, gdyż w każdym przejawie miłości czy chociażby życzliwości widziałam Olivera. Następnie stratował to uczucie, bo żadna otaczająca mnie osoba nie była moim ukochanym.



wtorek, 24 listopada 2015

Rozdział XVIII

Wstałam o świcie. Słońce rozkosznie przedzierało się przez małe, błękitne obłoczki. Odpaliłam laptopa i po raz setny odświeżyłam stronę aktualnych wiadomości z Lonas Canser, mojego rodzinnego miasta. Żadnych nowych wniosków w sprawie. Przetarłam posklejane od snu oczy. Gdzie jesteś zabójco? To pytanie ciągle mnie nurtowało. Miałam zwolnienie ze szkoły, jednak aby posunąć poszukiwania do przodu musiałam się tam wybrać i pogadać z Leną. Wysunęłam gołe stopy spod kołdry i ruszyłam powolnie ku drzwiom. Czas na ciepłą herbatkę. Ona zawsze mnie uspokaja i wprawia w lepsze samopoczucie. Schody skrzypiały, chodź na moje oko były nowe. Cisza panowała w całym domu. Widocznie Kim i Feliks pojechali załatwiać formalności. Ślub miał odbyć się za miesiąc. Mimo ogłoszenia tej wieści dopiero wczoraj, całe New Ground już o tym huczało. Przystanęłam żeby popatrzeć jak tuż przed domem dwie starsze kobiety energicznie gestykulują. Wyglądało to komicznie. Nie zdziwiłabym się, gdyby prowadziły dochodzenie w sprawie, jaką suknię kupi Kim. Miejscowość nie była duża, więc na polter przyjdą wszyscy, a na pewno zdecydowana większość. Wstawiłam wodę na gazówkę i przeszłam do salonu. Powoli przyzwyczaiłam się do zapachu róż, który tu panował. Włączyłam telewizję. Nudy. Powtórki programów i kilka reportaży na śniadanie.
Na regale dostrzegłam zdjęcia małej Kim. Beztrosko bawiła się na placu zabawa. Obok widniał wizerunek rodziców. Zdjęłam go z półki i przetarłam palcem. Był cały zakurzony. Nagle na odwrocie dostrzegłam dziwny podpis. Pismo było niechlujne i trudno rozczytywało się wyrazy. Napisane zostało " Obyśmy byli Ci prawdziwą rodziną". Zmarszczyłam brwi i odłożyłam fotografię. Może moja siostra miała coś więcej do ukrycia niż sądziłam. Byłam od zawsze osobą ciekawską, więc zaczęłam przeszukiwać salon. W barku znalazłam nieruszany alkohol. Regały pełne książek również nie kryły nic nadzwyczajnego. Lilith patrzyła na mnie swoimi gadzimi oczami. Była wstrętna. Opracowałam plan poruszania się po salonie by unikać bliskiego kontaktu z jej terrarium. Po zagotowaniu się wody pokusiło mnie aby spojrzeć ponownie przez okno. Sąsiadki nadal tam stały. Tym razem bardziej zdenerwowane i bliskie kłótni. Uśmiechnęłam się pod nosem. Upiłam łyk herbaty i nagle dostrzegłam wystający róg kartki przy terrarium bestii. Czemu nie wpadłam na to szybciej. Oczywiste było, że boję się Lilith więc najbezpieczniejsza kryjówka na wszelkie dokumenty to miejsce właśnie przy niej. Zaczynałam rozumieć tą filozofię. Wąż był lepszy niż pies w odstraszaniu nieproszonych gości. Kim to jednak ma głowę. Usiadłam na sofie pogrążając się w myślach jak bezpiecznie do tego podejść. Gdybym zrobiła wyminięcie przy stoliku to dałabym radę wejść na szafkę i wyciągnąć dłoń. Odłożyłam filiżankę i ruszyłam w stronę zagadki. Z każdym krokiem byłam coraz bliżej węża. Tylko spokojnie. To małe, niewinne zwierzątko nic mi nie zrobi. Już prawie sięgam. Jeszcze milimetr. Pociągnęłam lekko róg i wycofałam się z niekomfortowej pozycji. Lilith zasyczała. Przeszedł mnie dreszcz i wtedy właśnie dobiegł mnie odgłos odkluczanego domu. Kim i Feliks weszli do domu. Stanęłam jak wryta. W rękach trzymałam białą kopertę. Do licha! Moja siostra rzuciła mi złowieszcze spojrzenie a jej twarz nabrała groźny wyraz.
- Co do diabła ty wyprawiasz? - żwawym krokiem zbliżyła się do mojej osoby, spoglądając na kopertę.
Nim się spostrzegłam, już wyrywała mi ją z ręki. Dostrzegłam dane kliniki.
- Puść - chamsko odepchnęła mnie ręką i ukryła papier w ramionach. Następnie odwróciła się w stronę drzwi. Feliks stał oszołomiony.
- Po co robiłaś badanie? - miałam dość tajemnic.
Kimeny osłupiała i zatrzymała się w połowie drogi. Jej narzeczony starał się oddawać dokładnie taki sam pytający wyraz twarzy jak ja. Kim zgrzytnęła zębami i z powrotem odwróciła głowę w moją stronę.
- Będę mieć dziecko- przecedziła przez zęby. Nie chcę żebyście pomyśleli, że nienawidziłam jej tak bardzo, aby nie wierzyć w tą wersję, ale wydało mi się dziwne w jaki sposób to wyraziła. Cała drżała ze złości, jakby miała za chwilkę wybuchnąć i rozszarpać mnie na strzępy. Z tego co byłam uświadomiona to taka wiadomość wywołuje wiele radości w kobiecie, która ma zamiar zakładać rodzinę.
- Kochanie, czemu nic nie mówiłaś?- do rozmowy włączył się Feliks.
- To miała być niespodzianka - Kim zmieniła ton głosu na łagodniejszy.
Przetransportowałam się do pokoju i wysłałam sms do Leny. Chciałam podzielić się z nią nowymi faktami. Unikając Kim poprosiłam brata mojej przyjaciółki o podwózkę do szkoły. Kończyły się lekcję i ubłagam go o zostanie u Leny na noc. Zgodził się w moim mniemaniu dlatego, że chciał porozmawiać sam na sam z Kim.
W Rooster School rozbrzmiał ostatni dzwonek. Z klas wysypały się tłumy ludzi. Przyjaciółka przywitała mnie serdecznym uściskiem. Przysiadłyśmy na schodach.
- Powinnaś odpoczywać cwaniaro. Jak zobaczy cię matematyczka to możesz się nie pozbierać.
- Spokojnie, najwyżej wezmę korki u Toma.
Śmiech Leny był tym za czym tęskniłam w cichym pokoju.
- Kim oznajmiła, że jest w ciąży - bawiłam się breloczkiem.
- Co?? - omal nie wrzasnęła i grupka nastolatków zaczęła się nam przyglądać.
- To co słyszysz. Nadal nie wydaje ci się to dziwne?
- Molly, a ty znowu swoje. Przepraszam jeśli cię urażę, ale pogódź się z tym, że Oliver nie żyje i nie jest potwierdzone, że ktoś go zabił.
Przewróciłam oczami. Czy tak trudno było pojąć moją strategię?
- No okey. Pytał może o mnie Nick?
- Dlaczego miałby pytać?
- Bo mnie uratował.
Lena znów wybuchła śmiechem.
- Co ty bierzesz? Skąd przyszło ci na myśl, że to właśnie on wybawił cię z tego piekła?
- Przecież odwiedzał mnie w szpitalu. Pamiętam, że stał przy moim łóżku.
- Według mnie to nie on - spoważniała.
Zaczęłam gorączkowo zastanawiać się czy Lena również nie ma przede mną  jakiegoś sekretu. Na przystanek podjechał nasz autobus i ruszyłyśmy szybko w jego stronę. Przeceniłam swoje siły. Lena odruchowo pociągnęła mnie za ramię i wciągnęła w ostatniej minucie do autokaru.
- Naprawdę ostro oberwałaś. Zazwyczaj nie mogłam cię dogonić.
- No, co ty nie powiesz - odparłam zdyszana i wykończona.
Resztę dnia spędziłyśmy przy koniach. Odprężało mnie wszystko co było z nimi związane. Mama Leny upiekła najcudowniejszą szarlotkę, której zapach roznosił się po całym domu. Objedzone z ogromnymi brzuchami położyłyśmy się do łóżka. Było ciepło i przytulnie, dlatego szybko zmorzył mnie sen. Ta noc nie miała być jednak spokojna. Koszmar powrócił. Ponownie przedzierałam się przez las. Mój oddech stawał się coraz płytszy. Serce łomotało rozpalone z wycieńczenia. Tym razem byłam bliżej wydostania się z pułapki. Jeszcze kilka drzew i będę na łące. Zza pleców dochodziły mnie trzaski gałęzi. Był coraz bliżej. Śmiał się z mojej niemocy. Łapczywie chwytałam powietrze. Niespodziewanie przewróciłam się o wystający z ziemi korzeń. Oczy zalały się łzami. Twarz pobladła. Ostatni raz podniosłam głowę do góry. Do łąki pozostały mi cztery kroki. Byłam tak blisko. Znienacka wyłoniła się charakterystyczna sylwetka. 
- Oliver?- wyszeptałam. - Pomóż mi. 
- Musisz dać radę sama. 
Wbrew oczekiwaniom to nie był mój ukochany.
- Jeszcze troszeczkę. Wierzę, że ci się uda - wyciągnął dłoń w moją stronę.
To był Nick. 
- Mo? Mo? - przerażona Lena trzęsła moim ciałem. - To tylko zły sen, słyszysz?
Byłam rozpalona. Na czole pojawiły się kropelki potu. Poprosiłam o wodę i oparłam się o ścianę. Czułam, że elementy układanki powoli zaczynają przypominać pewien obraz. Jeśli chciałam poznać jego wyraz musiałam szukać puzzli. Teraz wiedziałam gdzie znajduje się kolejny element.
- Lena zrobiłabyś coś dla mnie? Proszę, pomóż mi - zaczęłam nieśmiało. - Musimy spotkać się z Nickiem. 
- Oszalałaś? Jest druga w nocy!
- Musimy. Od tego zależy moje życie.



Rozdział XXV

| 9 komentarze |

Plum, plum... kropelki spadały z dachu. Natychmiast odzyskałam świadomość i spojrzałam na twarz kobiety. Rysy jej twarzy były nie wyraźne. Wyglądała na czterdziestkę z roztrzepanymi włosami. Znajdowałyśmy się nadal w tym samym budynku.
- Pffja..aja - wymamrotała coś niezrozumiałego.
- Wystraszyła mnie pani - podniosłam się z zimnej podłogi. Mokre ręce wytarłam w spodnie.
- Wystraszyć to ja cie dopiero wystraszę.
Swobodność jej głosu przerażała. Następnie okazała mi chytry uśmiech. Zaczęłam po ciemku szukać telefonu.
- Szukasz tego?
Kobieta nie była głupia. Trzymała w ręku moją własność. Raptem wsunęła go do kieszeni i wyjęła papierosa.
- Chcesz?
- Nie - trzymałam się na dystans. - Ale telefon z chęcią.
Zaśmiała się tak okropnie i tak koszmarnie, że przechodziły dreszcze.
- Kochaniutka, ja bym skorzystała. To może być ostatnia chwila w twoim życiu - udawała sarkastycznie zatroskaną. - Mi zabraniali tego przez 5 lat. Pięć cholernych lat zmarnowanych w szpitalu. 
Potem wydała z siebie kolejne niezrozumiałe wyrazy poprzeplatane ze śmiechem. Zdobyłam się na odwagę i zapytałam.
- Co chcesz mi zrobić? Przecież ja nawet nie wiem  kim ty jesteś.
- Ale ja wiem!- krzyknęła, a echo niosło się długim ostatnim wyrazem.
Ekspresowo rzuciłam się do wyjścia. Całkiem łatwo poszło.
- Hola Hola! Jak mój syn mógł być z taką nieudacznicą.
Kolejny wybuch śmiechu świra.
- Zareglowałam drzwi tak dobrze jak nigdy. Naprawdę myślałaś, że uciekniesz? Jesteś rozkoszna. I taka mała uwaga. Na podłodze rozlana jest benzyna. Cukiereczku - zaciągnęła w płuca dym nikotyny - spłoniesz razem ze mną. Tylko wypalę go troszeczkę. Ah, nawet nie wiesz jak mi go brakowało. Pięć lat.
Przełknęłam ślinę. Miałam do czynienia z nieobliczalną osobą.
- Jak to syn? To pomyłka przysięgam.
- Nie Molly - uśmiechnęła się z drugiego końca sali. - Oliver był dobrym chłopakiem.
Przekonałam się, że równie szybko jak wybuchy śmiechu ma skłonności do rozpaczy. Zaczęła jęczeć i rzucać starymi, połamanymi krzesłami.
- On jeden mnie odwiedzał. Jedyny!
 To wspomnienie nie było tak odległe. Oliver nigdy nie opowiadał mi o matce. Tyle, że jedzie do szpitala, bo jest bardzo chora. Ale to ona? Dlaczego chce zrobić mi krzywdę? To nie miało sensu.
-Wybacz mi, ale nie mam wyjścia.
- Nic mu nie zrobiłam przysięgam.
Mignięcie papierosa lecącego na ziemię. Samozapłon kobiety a potem rozprzestrzeniający się w szybkim czasie ogień.
- Pomocy!! Niech mi ktoś pomoże!- darłam gardło.
Drzwi były obwiązane łańcuchami. Zrobiło się gorąco. Biegłam po schodach. Drewniane rusztowania zaczęły się zawalać. Jedna po drugiej jak domek z kart. Kasłałam. Dym gryzł mnie w gardle.
- Pomocy!!
Zapadłam się w sobie i przeskoczyłam nad płonącym stołem. Temperatura wzrastała niczym w gorącym garze. Duchota i płomienie. Gdzie teraz iść. Nieprzewidzianie poczułam zawalający się grunt pod nogami. Skoczyłam najszybciej jak się dało. Stara metalowa szafka która kiedyś służyła jako magazyn na dokumenty przewróciła się wprost na mnie. Ból był okropny. Przenikał do szpiku kości.
- Pomocy - wyszeptałam. - Niech mi ktoś pomoże.
Wtem rozległo się głośne:
- Molly?
- Jestem tu!
Szafka zaczęła płonąć. Poczułam palącą się stopę.
Chłopak napiął mięśnie i przechylił rozgrzany mebel na drugą stronę. Wziął mnie w ramiona. Wybiegł najszybciej jak mógł na zewnątrz. Byliśmy czarni i wykończeni. Przełknęłam cierpką ślinę.
- Nick
- Cii, już po wszystkim- obejmował mnie całym sobą w blasku palącego się magazynu.
Po kilku minutach pojawiła się po kolei policja i straż. To był koniec. Zakończył się mój koszmar.
Mimo tak ogromnego bólu obrażenia nie były spore. Zadawałam sobie sprawę, że gdyby nie Nick dawno płonęłabym pod ciężarem szafki. Otrzymałam ciepły koc w oczekiwaniu na pogotowie. Siedziałam obok prawdziwego bohatera. Jeff obszedł teren i otrzymał pierwsze dane od gaszących budynek strażaków. Wtedy właśnie podjechała karetka.
- Mo, czy wiesz kto spłoną w środku? Znaleziono..
- Tak wiem - zrobiłam mały odstęp i powoli odpowiedziałam- Mama Olivera. 
Na taki obrót sprawy Nick aż zesztywniał. Spojrzał wystraszony w moje oczy.
- Będę ci dziękować do końca życia - wyszeptałam.


Trzy dni później wypisano nas ze szpitala. Fakty które wyszły na jaw nie szokowały po tym co przeżyłam. Otóż Kimeny w sekretariacie zeznała, że w dzień który potencjalnie przyszedł do mnie Oliver i wyszłam z nim ostatni raz z domu, ona przyjechała do rodziców. Teraz na spokojnie tłumaczyła to samo mi ze łzami w oczach.
- Byłam tam. Poprzedniego tygodnia zabrałam z twojego pokoju włos do badania. Jakież było moje zdziwienie kiedy wynik wyszedł pozytywny po tym jak za pierwszym razem na papierach wyraźnie zostało napisane, że nie jesteśmy siostrami. Z oby dwoma wynikami pojechałam do rodziców. Widziałam jak odchodzisz z Oliverem. Było mi to, przyznam na rękę, bo mogłam wydrzeć się ile chciałam na rodziców. Byli zszokowani, że po tylu latach doszłam prawdy. Proponowali mi wiele, ale nic mnie nie przekonywało. Żadne rzeczy tego świata nie mogły zrekompensować takiej krzywdy. Porzucona na śmietniku zostałam adoptowana przez Dana, twojego tatę. Ubiegali się bardzo długo o prawa nade mną, ponieważ od dłuższego czasu starali się o dziecko i nic nie wskazywało, że będą mieć własne. Na mocy sądu padł wyrok na prawdziwą matkę. Została skazana na więzienie. Wyparła się mnie jak śmiecia, ale to nie koniec. Skoro jeden wynik był pozytywny musiał być ktoś kto jednak był ze mną spokrewniony. To właśnie Oliver. Tylko on mógł nocować u ciebie. Wpadłam w szał i wybiegłam z domu. Rodzice bardzo się przejęli, bo zależało im na naszych dobrych stosunkach. Kiedy wsiadałam do auta zostawionego kawałek za domem, wróciłaś ty. Biłam się z myślami czy z nim nie porozmawiać. Zrobiłam to. Udawałam przez nim, że zepsuło mi się auto i czy nie podwiózł by mnie kilka miejscowości dalej. Był dobrym chłopakiem. Widziałam jak po drodze kupował ci czekoladki oraz z jakim szczęściem wypowiadał twoje imię. No i pękłam. Zapytałam o mamę. Na początku milczał, ale ja nie dałam za wygraną. Strasznie się wtedy wkurzył. Jednak kiedy postawiłam go przed faktem dokonanym kazał mi wysiąść. Z piskiem opon zatrzymał samochód i krzyczał, żebym nie niszczyła waszego szczęścia. Odkryłam też wtedy, że jedzie do zakładu psychiatrycznego. Rzecz jasna do matki. Właśnie wtedy to się stało. Poszarpaliśmy się trochę. Stąd wezwanie policji i podejrzenia, ale ja go nie zabiłam. Ruszył zbyt szybko. Nie wyrobił zakrętu. Spanikowałam i uciekłam. Zapewniam cię, że rodzice nic nie wiedzieli. Oprócz tego, że uratowali mnie z rąk najgorszej matki na świecie. Nie doszukuj się motywów w niej, bo po prostu była niezrównoważona. Może chciała zemsty, a może kierowało w niej podejrzenie, że tylko ty jedyna możesz bez strachu dojść do prawdy. Na koniec chciałabym prosić cię, żebyś o mnie nie zapominała.
Odetchnęłam ciężko. Nie miałam jej nic do powiedzenia. Potrzebowałyśmy czasu. Cieszyło mnie, że w końcu wszystko zostało wyjaśnione do końca. Byłam bezpieczna. Mój koszmar się skończył.
Następnego dnia przez całe popołudnie zwierzałam się Lenie. Najpiękniejsze uczucie gdy masz przy sobie osobę, której możesz polegać bezgranicznie. Korzystając z okazji, że bardzo szybko się ściemniło powiadomiłam mamę, że chciałabym zostać na noc u Nicka, bo bez sensu byłaby kolejna nocna jazda do domu. Szybko znalazłam się w jego ramionach. Leżeliśmy i oglądaliśmy film. Ostatnie wydarzenia bardzo nas do siebie zbliżyły. Nadal jednak byliśmy pod wpływem większości tych negatywnych wspomnień. W pewnym momencie kiedy mieliśmy kłaść się spać, on pochylił się nade mną. Zaskakująco szybko nastąpiły kolejne ruchy. Jego wargi musnęły moje. Poczułam się niczym wolny ptak. O takim zwrocie akcji nawet nie marzyłam. Ku mojemu zaskoczeniu wszystkie blizny przeszłości zaczęły mniej dokuczać. Liczył się teraz on.
Tej nocy stoczyłam ostateczną bitwę z własnymi lękami. Nawiedził mnie koszmar. Monotonnie wciąż to samo. Biegnę tracąc siły. Upadam i krzyczę. Osoba za mną jest blisko. Wydaje znajomy wybuch śmiechu. Tym razem się nie poddaje. Wiem, że tam gdzie kończą się drzewa, zaczyna się łąka a na niej czeka Nick. Wpadam w jego ramiona. Jestem dumna, że po raz pierwszy przebiegłam ten dystans, że się nie poddałam. Odwracam się by zobaczyć drugą osobę. Po wszystkich przeżyciach już się nie bałam. Stawałam twarzą w twarz z koszmarem. Jakież było moje zdziwienie gdy goniącą mnie osobą okazał się Oliver.
- Molly? Ei, jestem tu spokojnie.
Wtuliłam się bardziej w niego. Poświęcił dla mnie mecz. Nie wyobrażam sobie co mogłoby się wydarzyć gdyby nie on.
- Spokojnie - gładził moją rękę.- Jestem tu.- szepnął - I będę zawsze.
 





LEER MÁS...

Rozdział XXIV

| 1 komentarze |

Jak to możliwe? Dlaczego wcześniej się nie domyśliłam? Zdjęcie rodziców na jej półce z tym budzącym podejrzenie podpisem. Tylko czy to na pewno ona nie pasuje? Czy może to ja jestem nie w tej rodzinie co powinnam? Kochałam mamę i tatę. Do oczu napłynęły gorące łzy. Dygotałam na rozbrzmiewające w mojej głowie słowa. Nie chcę ich stracić. Przecież, to nie może mieć takiego zakończenia. Moje życie to jedna wielka seria złych przypadków i kłamstw. Nigdy więcej. Ukryłam twarz w dłoniach. Rozpuszczone włosy zwisały bezwładnie, gdy przykucnęłam. Deszcz bębnił o szyby i dach. Ostatnia osoba wyszła z domu i mama zamknęła drzwi. Czułam wymieniające się spojrzenia rodziców. Tylko czy moich? Na tą odpowiedź nie musiałam długo czekać. Ojciec podszedł bliżej i objął mnie ramieniem. Ciepło jakie poczułam odrobinę mnie uspokoiło. Nie miałam sił na nic. Chciałam, aby ten dzień dobiegł końca.
- Jeśli myślisz...jeśli się zastanawiasz - szeptał. - Jesteś naszą córką i zawsze będziesz.
Podniosłam głowę i spojrzałam na stojącą w wejściu do pokoju mamę. Przykrywała ręką usta a łzy świeciły się na jej policzkach.
- Wybaczcie, ale chcę wyjść.- zdobyłam się na najbardziej obojętny ton jaki było mnie stać.
Wybiegłam z domu trzaskając drzwiami. Natychmiast poczułam zimny deszcz. Ubranie kleiło się do ciała. Łzy mieszały z pogodą. Wydałam z siebie dźwięk rozpaczy. Nie, nie proszę to nie jest prawda. Myślałam, że jestem na wszystko gotowa, ale jednak nie. Gwałtownie wpadłam na osobę idącą naprzeciwko.
- Feliks? Co ty tu...
- Molly? Wszystko gra?- złapał mnie za ramiona.
- Nie, przecież wiesz. Dlaczego głupio pytasz? Lubicie robić ze mnie idiotkę prawda?
- Dowiedziałem się wczoraj przysięgam. Kiedy pokłóciłem się z Kimeny. W zasadzie, to wiesz co? - zwolnił uścisk i złapał się jedną ręką za głowę. - Ona wcale nie jest w ciąży. Skłamała. Wyniki nie były od ginekologa tylko z badań testów DNA.
- Przepraszam, ale chcę zostać sama - przyśpieszyłam rzucając za siebie ostatnie słowa- Jeśli możesz to uspokój mamę, bo nie zniosę kolejnej utraty. Niech dba o serce!
Minęły dwie godziny zanim doszłam do siebie i przestałam płakać. Najbardziej bałam się tego, że prawda o zabójstwie będzie jeszcze okropniejsza niż myślałam. Stary magazyn wspaniale nadawał się na ukrycie. Było ciemno i zimno. Ukryłam ręce w przemoczonej bluzie i wtedy naszła mnie ochota na rozmowę z Nickiem. Wybrałam numer.
-Hej, miałem właśnie dzwonić. Jak urodziny? Bo ja zaraz wchodzę na drugą połowę meczu. Powiem ci, bosko! Nie żebym się chwalił, ale chyba to wygramy. Mecz rozgrywa się niedaleko więc jak skończę to do ciebie wpadnę. 
-To dobrze.
- Czuję w twoim głosie nutę smutku. Coś się stało? Płakałaś?
- Nawet nie wiesz jakbym chciała żeby ten dzień się skończył.
Usłyszałam trzask rozdeptywanego szkła.
- Ktoś jest z tobą?
- Nie, właśnie nie.
- Molly? Wyszłaś po za dom sama? Ogłupiałaś! - wyobraziłam sobie jak wstaje z ławki i chwyta się z niedowierzania za głowę.
Tym razem kroki były głośniejsze. Niewątpliwie ktoś tu był.
- Boje się- wyszeptałam.
-Gdzie jesteś? Słyszysz?
Już tylko ściana dzieliła mnie od drugiej obecnej tu osoby. Wstrzymałam oddech. Po za tym, mało co było można dostrzec w mroku. Zbladłam. Chciałam dowodów? Proszę, bardzo. Kimeny była na komisariacie, więc kto jest obok?
- Stare ruiny magazynów - szeptałam najciszej jak tylko mogłam.
- Zwariowałaś do reszty. Hallo? Słyszysz mnie? Bardzo się martwię.
- Boję się, bardzo się boję. On tu jest.
- Kto?
- Ktoś. Może Dorian, nie wiem.
-Kto?
Upuściłam telefon. Echo obiło się po budynku. Nagły przenikliwy huk. Trzask. Krzyknęłam najgłośniej jak się dało i straciłam przytomność.
-Molly?! Słyszysz? Halo?



LEER MÁS...

Rozdział XXIII

| 4 komentarze |

Syrena radiowozu stawała się coraz głośniejsza. Migające światła przyciągnęły uwagę sąsiadów. Niektórzy ludzie powychodzili z domów, albo wyglądali przez okno. Policjanci wyszli z samochodu i otworzyli furdkę mojego domu. Co jest grane? Zarzuciłam kaptur bluzy na głowę i przebiegłam kilka metrów. Deszcz nieustannie padał. Prześlizgnęłam się przez belki schodów i prześcignęłam komisarzy na schodach. Stanęłam przed nimi.
- Dzień dobry, Jeff - mieszkałam tu całe dzieciństwo i dobrze znałam lokalnych przedstawicieli komendy. - Zapewniam cię, że wszystko jest w porządku a jeśli sąsiedzi skarżą się na hałasy, to ja zaraz...
- Spokojnie- położył rękę na moim ramieniu a następnie ominął mnie sięgając w stronę dzwonka.
Czym prędzej go zatrzymałam i spojrzałam błagalne:
- Naprawdę musimy ją denerwować? 
Policjant odwrócił się do drugiego i wymienił spojrzeniem.
- Tak.
Tym razem dzwonek rozległ się po mieszkaniu. Minęło kilka chwil i w drzwiach stanęła rozbawiona mama. W pierwszym odruchu pogodnie przywitała Jeffa. Wraz z każdą minutą jej wzrok stawał się podejrzliwszy a uśmiech znikał z twarzy. Wychyliła się spoglądając zza ogromnego policjanta.
- Jeff, dlaczego włączyłeś światła w radiowozie.
- To nie będzie miła wizyta Natalio. 
- O boże. Czyżby wiadomo coś..- jej głos się załamał - coś w tej sprawie?
- Tak. Czy zastaliśmy Kimeny?
- Kim? Przecież, ona nie ma z tym nic wspólnego to nonsens!
- Chcielibyśmy ją przesłuchać..
Wślizgnęłam się do domu. Impreza przycichła. Gdzie ona jest? Dygotałam ze złości. Jak grom z jasnego nieba przebiegłam po całym mieszkaniu. Była. Stała z sałatką i rozmawiała z tatą. Wpadłam na nią i agresywnie popchnęłam.
- Zabiłaś Olivera?!
- Co ty robisz! Uspokój się!
- No zabiłaś czy nie?
- Dziewczyny- tata starał się mnie przytrzymać.
- Grasz kochaną siostrę a kim jesteś naprawdę?
- Dość! - ojciec krzyknął na całe pomieszczenie. Większość znajomych która nas obserwowała zamieniła się w całość. Nie było nikogo kto robiłby coś innego niż patrzenie na bójkę sióstr.
- Ty szmato!
- Molly!
-Widzisz tam stoi policja. No ile jeszcze będziesz kłamać, ile? To dziecko to też pic na wodę?
- Zamknij się nic nie rozumiesz!
- Pani pójdzie z nami. 
- No po cholerę to ukrywałaś.
- Molly, przecież ona jedzie tylko na przesłuchanie!
- Nie obchodzi mnie to. Na pewno mają jakieś dowody, że brała w tym udział. Prawda? - zwróciłam się do Jeffa.
Zapadła cisza. Kim trzymana za ręce drugiego policjanta, zacisnęła szczęki. Jeff spoglądał na mamę, która spuściła wzrok na podłogę. Większość gości zaczęła się ulatniać. Wychodzili zażenowani. Natomiast sąsiedzi zdawali się stać tuż pod naszym oknem byleby tylko jak najwięcej usłyszeć.
- Ktoś mi odpowie?
Rozejrzałam  się po pomieszczeniu. Głucha cisza.Wyglądało na to, że każdy wiedział trochę tylko ja byłam tą głupią. Jeff kiwnął głową do współpracownika. Zaczął wyprowadzać Kim na zewnątrz. Byli już na werandzie gdy nagle siostra mocno się zaparła. Odwróciła twarz w moją stronę. Spojrzała po wszystkich, którzy zostali. Policjant pchnął ją do przodu jednak ona była na tyle silna, że nadal stali w miejscu.
- Niby tacy odważni - zakpiła. - Nie chcecie jej powiedzieć to ja powiem.
Jej duże oczy ze spokojem wpatrzone były w moje pełne obaw. Tak bardzo bałam się, że usłyszę to czego nie chcę. Prawda zazwyczaj boli. Jednak na to nie byłam totalnie przygotowana.
- Kochana Mo, my nie jesteśmy siostrami. 



LEER MÁS...

Rozdział XXII

| 2 komentarze |

Drogę przejechałyśmy w milczeniu. Podziwiałam kolory nieba słuchając ulubionych piosenek ze starego odtwarzacza. Im bliżej domu, tym więcej wspomnień z dzieciństwa przychodziło mi do głowy. Wspólne miejsca spędzania czasu z Oliverem. Dziwiło mnie, że Kim nigdy nie miała ochoty naprawić naszych stosunków. Może ja również nie paliłam się do tego bardzo mocno, ale przynajmniej czasem starałam się ją zrozumieć. Byłam młodszą siostrą, którą porzuciła ta starsza.
Samochód zatrzymał się na podjeździe. Dźwięk skrzypiących kamyczków pod butami wprawił mnie w domowy klimat. Drzwi domu nadal przyciągały wzrok swoją bogato zdobioną klamką. W rogu stanęła mama z zarumienionymi policzkami od ciepła kuchenki. Poczułam smakowity zapach kurczaka ze zasmarzanymi ziemniakami. Na stole stał już pstrąg w migdałach a w piekarniku dostrzegłam ulubiony sernik. Wszystko przypominało mi o tych najlepszych chwilach w domu. Uściskałam mamę bardzo mocno i wręczyłam małą, czerwoną paczuszkę. Kim udawałam niezwykle rozradowaną. Sztuczność jej emocji przyprawiała mnie o mdłości. Przez dwie godziny jazdy nie odezwała się ani słowem a po wyjściu z auta  uśmiechała się do mnie i nawiązywała krótkimi " siostra" gdy miałam pomóc jej w wypakowywaniu zakupów z bagażnika.
- Mamo ile tym razem zaprosiłaś gości?
- Nie mniej, nie więcej. Moje przyjaciółki i kilka koleżanek z pracy.
Pokręciłam głową. Mama należała do bardzo towarzyskich kobiet. Podczas pobytu w wielu szpitalach poznała wartościowe osoby, z którymi utrzymuje kontakt. Zapytałam o jej samopoczucie i ostatnie wyniki. Były w porządku. Tata uściskał mnie w locie, gdyż musiał pojechać po trzy ciotki bez których urodziny mamy nie mogły się obejść. Miałam godzinę do rozpoczęcia imprezy. Wtedy naszła mnie ochota na spacer po okolicy. Oczywiście z mamą. Zresztą nie puściłaby mnie samej.
- Pamiętam jak byłaś taka malutka. Twoje narodziny były prawdziwym cudem. 
- Mamoo
- No dobrze, już dobrze - pogładziła ręką moją głowę.
- Z Kimeny wszystko w porządku? Chodzi taka zamyślona.
O nie! Pomocy! Kłamać?
- Nic jej nie jest. Ma dla ciebie i taty wspaniałą wiadomość, ale wszystko w swoim czasie.
Nagle po drugiej stronie ulicy dostrzegłam chłopaka. Dorian przystanął kiedy nasze spojrzenia się spotkały. Był zdziwiony, ale zaraz potem jego oczy zaczęły pałać gniewem. Obserwował jak wraz z mamą wchodzimy w zakręt i podążamy do domu. Następnie energicznie ruszył i zniknął gdzieś zza wystawami sklepów.
- Wszystkiego Najlepszego! 
Impreza zaczęła się powoli rozkręcać. Otworzono szampana. Mama wyglądała na zadowoloną jednak ukradkiem spoglądała na Kim.Odłożyłam orążadę na stolik i przemknęłam obok stosu prezentów. Zaczepiłam siostrę i szepnęłam jej na ucho:
- Mama wysuwa jakieś podejrzenia. Weź się w garść! Kiedy powiesz jej o tym, że będzie babcią?
Nagle ona zaczęła krztusić się kawałkiem ciasta. Poklepałam ją po plecach a kiedy przełknęła pochyliła się żeby odpowiedzieć.
- Zwariowałaś do reszty? Powiedz, że nic jej nie mówiłaś. 
- Wspomniałam coś o tym, że masz dla niej wspaniała wiadomość.
- Jak ja cie ...Yhh- warknęła.
- Molly jak ty wyrosłaś - przerwała nam rozmowę Caroline, przyjaciółka mamy - Musiałam naprawę dawno cię nie widzieć.
Kimeny zniknęła gdzieś w zakamarkach domu. Nie rozumiem dlaczego ona tak reaguje. Wyjęłam z kieszeni telefon i odczytałam dwa smsy od Nicka i jednego od Leny.
Nick: " Baw się dobrze, Mo :* "
" Wchodzę na boisko. Trzymaj kciuki "
Lena: " Feliks jest jakiś dziwny. Chodzi nabuzowany i nie można z nim porozmawiać. Pięć minut temu wsiadł w auto i odjechał "
Spojrzałam na godzinę wysłanej wiadomości:15:45 . Wyglądało na to, że jakąś godzinę temu Feliks opuścił dom. Jeśli jechał właśnie tu, byłby za godzinę. Miałam jednak cichą nadzieję, że się tu nie pojawi. W dodatku wystraszyło mnie określenie " dziwny i nabuzowany". Poczułam się słabo. Na dworze zaczęło padać jednak altanka z tyłu domu była idealnym miejscem na wyciszenie. Wymknęłam się tylnymi drzwiami. Chwilowy odpoczynek od muzyki i rozmów dobrze mi zrobi. Usiadłam na ławce i wyciągnęłam dłonie. Krople deszczu uderzały o moją skórę. Z domu dobiegały odgłosy dobrej zabawy. Nie byłam świadoma co się za chwile wydarzy. Ten dzień miał inne zakończenie mimo tak wielu starań o jego idealizm. Wtedy usłyszałam wycie radiowozów policyjnych.




LEER MÁS...

Rozdział XXI

| 2 komentarze |

-Hej
-Hej. Dzwonie,bo..
-Nie musisz się tłumaczyć.
-Nie musisz mi przerywać. Jesteś w pobliżu?
-Wracam z treningu, za jakieś 5 minut będę  mijał twój dom. Mam wpaść?
-Jeśli chcesz, to tak.
-Chcę o ile mogę wejść drzwiami.
-Z tym będzie problem. Nie chcę żeby Kim cię widziała. Ostatnio bardzo dziwnie się zachowuje.
-Czyli okno? Sam nie wierzę, że to zrobię.
-To do zobaczenia.
Rozłączyłam się. Telefon powędrował na puch poduszek. Najszybciej jak mogłam wybiegłam z łóżka i podeszłam do toaletki. Tusz, błyszczyk i puder poszły w ruch. Drodzy panowie, tu rada dla was. Nie widziałeś nigdy dziewczyny bez makijażu? Wystarczy, że niezapowiedzianie wejdziesz do jej domu wiedząc, że jest w nim cały dzień i nic nie robi. Nie miałam w zwyczaju chodzić pomalowana, kiedy nigdzie się nie ruszałam. Sprzątnęłam ze stolika resztki ciastek i chipsów. Zamknęłam laptopa a stertę porozrzucanych ubrań wepchnęłam do szafy. Zmieniłam bluzkę i nagle usłyszałam pukanie ze strony okna. Był naprawdę szybki. Zastanawiałam się jak długo tam już siedział i ile widział. W końcu to ja go zaprosiłam i poprosiłam o wchodzenie właśnie tędy. Otworzyłam i odsunęłam beżową doniczkę z kwiatami. Szybkim susem wskoczył na panele. Następnie rzucił ciężką, czarno-czerwoną torbę w róg pokoju i usiadł na sofie.
- Ładna bluzka.
Zarumieniłam się.
- Chciałam cię przeprosić za wystawienie w parku i najście wczoraj - otworzyłam słodkie ciasteczka.
Ich zapach rozszedł się po całym pokoju.
- Powinnam już dawno, ale wymuszałeś to trochę.
Rzeczywiście nie żartowałam z obietnicą siostrze. Wszystko miało być dobrze, więc tak właśnie będzie. Co jest gorsze od oszukiwania mamy? Oszukiwanie kłamstwem. Starałam się chociaż małą część swojego życia ustawić we właściwym torze. Miałam tylko nadzieje, że Kim pogodzi się z Feliksem. Nie wyobrażam sobie jutra i pytania mamy " A gdzie jest twój narzeczony?" Na co ona skłamie, a ja będę musiała tego słuchać i popierać.
- Przeprosiny przyjęte - uśmiechnął się - Jednak warto było się wspinać do ciebie.
Rozsiadłam się obok niego. Nie czułam skrępowania. Włączyłam telewizję i zaczęliśmy ponownie swobodną rozmowę. Śmieliśmy się z idiotycznych strojów pogodynek i reporterek. Różowa landryna zarządziła, że jutro będzie cudowne słońce. Później rozmowa przeszła na Lenę i Toma. Ja konfrontowałam jego spostrzeżenia z moją wiedzą o jej odczuciach. Pozwoliłam sobie na to, tylko dlatego, że wydawało się iż Nick i Lena lubili się już wcześniej. Nurtowało mnie to pytanie więc w końcu postanowiłam o to zapytać.
- Lena była kiedyś u ciebie w domu? Świetnie znała drogę na twoje podwórko.
- Odpowiem ci na to jeśli ty też mi na coś odpowiesz.
- Niech będzie - położyłam głowę na jego kolana.
- Była u mnie kilka razy chyba dlatego, że jej koleżanka była we mnie bardzo zakochana.
- Znam ją?
- Tak, teraz chodzi ze zwycięzcą. Jeśli jutro wygram mecz o wejście do finałów a przy okazji mój przyjaciel go przegra, to wróci do mnie. 
- Nie przeszkadza ci to? Musi być wredną i bez mózgową kobietą - Nick wybuchnął śmiechem.
- Kiedyś taka nie była - westchnął - zresztą, muszę mieć z kim pozować do gazet.
Tym razem to ja zaczęłam się śmiać. Nie chciałabym być dziewczyną na pokaz. Nigdy! Przez rok pozuje się z jednym a w następnym z drugim. Nie mi dane jest to oceniać.
- Dlaczego się tu przeprowadziłaś i z jakiego powodu musiałem ratować cię na ulicy?
No tak, pamiętał wciąż to zdarzenie. Mój najgorszy dzień, a zarazem może najlepszy? Straciłam Olivera i poznałam Nicka.
- Przyjechałam tu, bo musiałam. Natomiast wtedy ohh. To będzie długa historia.
- Lubie długie historie i lubię kiedy ty mówisz.
Opowiedziałam mu dokładnie jak to było. Od zdarzenia z Amber, pierwszej zdrady. Przez pogodzenie, wypadek, traumę, Doriana i przyjazd do New Ground.
-Ło, naprawdę dużo przeszłaś.
-Patrząc na to z drugiej strony, nigdy nie poznałabym ciebie i Leny. Zostaniesz na noc? Boję się, że znowu będzie śnić mi się ten koszmar. 
-Pewnie. O której wyjeżdzasz?
- O 12, mamy przez sobą dwu godzinną trasę. Jesteś naprawę najlepszym przyjacielem, jakiego można sobie wymarzyć. Przystojny, wysportowany, inteligentny. Oczywiście nie tak wspaniałym kompanem jak Lena.
-Eii!
Rzucił się na mnie i zaczął łaskotać.
-Droczenie z ludźmi to moje ulubione zajęcie. 
-Naprawdę? To nie przestanę cię łaskotać!
- Haha, przestań. Już nie mogę oddychać, ze śmiechu!
Mijały godziny. Postanowiliśmy obejrzeć jeszcze jeden film. Akcja rozgrywała się w Nowym Jorku. Masy wypolerowanych samochodów ociekających bogactwem oraz zwykłe żółte taksóweczki. Rabusie chcieli wysadzić w powietrze pół miasta tylko dlatego, że policja przeszkodziła im w rozbrojeniu sejfu. Leżałam na nim wygodnie a on zjadał ciastka. Tak czy siak jutro na meczu spali wszystkie te kalorie. Wyłączyłam napisy końcowe i uchyliłam okno. Była trzecia w nocy. Delikatnie położyłam głowę na jego klatce piersiowej. Słyszałam bicie serca koszykarza.
- Nie wyobrażam sobie jak Adel zostawi Marcela i wróci pozować przy tobie -szepnęłam z zazdrości.
- Nie przejmuj się tym. Nadal będę twoim najlepszym przyjacielem, który będzie pilnował, aby twoje koszmary nie budziły cię w nocy. Dobranoc.
-Dobranoc i powodzenia jutro - zdawałam sobie strawę, że kiedy rano otworzę oczy, jego już nie będzie.



LEER MÁS...

Rozdział XX

| 2 komentarze |

Wraz z wschodem słońca podjechałam przed niewielki dom mojej siostry. Zapłaciłam za taksówkę i obmacałam kieszenie w poszukiwaniu zapasowych kluczy do mieszkania. Zabrzęczały i ścisnęłam je mocno w dłoni. Powietrze było rześkie w porównaniu z duszną nocą. Pies sąsiadów nieustannie szczekał. Na początku wnikliwie się nad tym zastanawiałam, ale teraz było to rutyną. Otworzyłam furtkę i wślizgnęłam się na wykostkowany chodnik. Wbiegając po schodach na ganek poczułam wzrok na plecach. Miałam na wyciągnięcie ręki klamkę. Jej metaliczny połysk iskrzył się w słońcu. Nie nacisnęłam jej. Powoli zaczęłam się obracać i rozglądać. Z naprzeciwka bacznie obserwowała mnie sąsiadka. Była niska, ubrana w kurtkę z wyprzedaży i długą spódnicę. Kobieta wyglądała na podeszły wiek i miała bladą twarz oraz mocno podkreślone brwi i oczy. Przeszły mnie dreszcze. Jej kamienna twarz oraz skupiony wzrok przerażały. Wydawałoby się jakby wiedziała coś więcej niż ja sama mogłabym przypuszczać. W końcu prowadziła "sieć plotek" na tym osiedlu.
- Nie! - zza drzwi słychać było krzyki.
- Jak mogłaś? Co ci strzeliło do głowy? - weszłam do środka i zdjęłam buty.
- Ty nie wiesz jak to jest kiedy dowiadujesz się tego po tylu latach!
- To cie nie usprawiedliwia!
Czułam się niezręcznie. Nie byłam dotąd świadkiem kłótni Feliksa z Kimeny.
- Wiesz co? Jesteś pusta! Ona ci tego nie wybaczy!
Wychyliłam głowę zza ściany i zobaczyłam Kim siedzącą przy stole. Cała jej twarz zalała się łzami i przybrała czerwony kolor. Rękami trzymała się za głowę i przyjmowała oskarżenia Feliksa.
- I ja również, tego nie wybaczę - zauważył mnie - Właśnie miałem wychodzić.
Minął stół z Kim, przeszedł przez salon z wężem, ominął mnie i trzasnął drzwiami. Zapadła cisza. Biłam się z myślami. Podejść do niej? Może nadszedł czas zakopać topór wojenny. Podgryzłam dolną wargę i zaczęłam bawić się końcówkami włosów. W końcu odsunęłam krzesło. Przysiadłam przy załamanej siostrze. Role się odwróciły.
- Przecież macie mieć dziecko, będziecie rodziną. Warto się kłócić? - zaczęłam.
- Halo, ziemia do Kim?
Szlochała przecierając co chwilę oczy.
- Ułoży się zobaczysz. On bardzo cię kocha.
Widocznie nie miała chęci na rozmowę. Po raz kolejny poczułam się nieswojo. Odchrząknęłam i wstałam. Podłoga zatrzeszczała. Miałam iść już do swojego pokoju kiedy nagle zauważyłam gazetę. Nagłówek głosił " WIEMY KTO ZAMORDOWAŁ ..."
- Nie czytaj!- wrzasnęła Kim.
Odskoczyłam na jej nagłą reakcję.
- Daj zobaczyć, przecież ..
- Nie, bo
- Bo?
- Mama ma jutro urodziny. Możesz coś dla mnie zrobić?
Była blisko. Ścisnęła mój nadgarstek, jak gdyby bała się, że ucieknę.
- Nie roztrząsaj swoich brudów do jutra, to ja też wezmę się za siebie. Musimy pokazać, że BARDZO DOBRZE sobie radzimy. Ty i ja. Rozumiesz?
Byłam zbita z tropu. Nasza mama chorowała na serce i starałyśmy się nie przesadzać, ale szczerze mówiąc ja w ostatnim czasie ciągle sprawiałam jej problemy.
- Dobrze - ręka zaczęła mi sinieć - W urodziny będę grać fantastyczną siostrę i córkę z podkreśleniem na FANTASTYCZNĄ - rzuciłam sarkastycznie i tym razem żwawo wskoczyłam na schody - Szkoda tylko, że tak nie może być naprawdę.
Wysłałam krótkiego sms`a : " Pokłóceni. Zbadasz co się stało? Od niej nic nie wyciągnęłam "
Lena:" Jasne :) "
Późnym wieczorem zadzwoniła mama. Rozmawiałyśmy pół godziny. Przy okazji przeprosiłam za ostatnią kłótnię. Nie czułam się najlepiej. Przerzucałam telefon z jednej do drugiej ręki, licząc mijające sekundy. Naraz odpisała Lena:
" Dziwna sprawa. Nic nie mówi :\ "
Molly : " Jutro jadę do mamy"
Lena: " Nick o ciebie pytał :)"
Molly: " Daj spokój. Jak z Tomem ?"
Lena: " Zadzwoń do niego! Z Tomem spk. Miałaś pomóc w zepsuciu ich związku, ale już nie musisz. Sam ją rzucił "
Molly: " Bo to plastik. Ciesze się:) "
Lena: " Dzwoń, buziaki :* "
Nalałam soku do szklanki i upiłam łyka. Nie mam nic do stracenia, żeby do niego napisać. Mieszka niedaleko. W sumie to jego też powinnam przeprosić. Wybrałam numer i odłożyłam telefon na stoliku. Nie powinnam. Jest zły. Dotknęłam zielonej słuchawki. Lina zaczęła łączyć. Serce przyspieszyło jak na pierwszej randce z Oliverem. Wgramoliłam się na łóżko i wygodnie rozsiadłam. Odebrał.


LEER MÁS...

Rozdział XIX

| 2 komentarze |

Prawdziwa przyjaźń? Nie zna granic. Unosi człowieka niczym skrzydła, nad codziennymi problemami. Po czym poznać prawdziwą przyjaciółkę? Ja odnalazłam ją o drugiej w nocy w dziewczynie, którą równie dobrze nigdy mogłam nie poznać. Wykupiłyśmy bilety na ostatnią tej nocy linię do New Ground. Czy to nie paradoks, że kilka godzin temu wyjechałam stamtąd do Leny? Nie mogę nic na to poradzić, że Nick mieszkał na moim osiedlu. W dodatku łączył nas park mrocznych tajemnic.
 Nick mieszkał w przytulnym domu na końcu ulicy. Ogrodzony był niewielkim drewnianym płotem, który śmierdział nowo nałożoną farbą. W ogrodzie stała wiekowa huśtawka. Wyglądała imponująco, gdyż zielone pnącze pozawijało się wokół jej drążków. Znajdowało się tam jeszcze kilka drzew i niewielki ogródek z warzywami. Lena była wspaniałym nocnym przewodnikiem. Znała drogę na tyle dobrze, że poczułam ukłucie zazdrości. Nie znałam jej życia sprzed naszego spotkania. Mogła umawiać się z różnymi chłopakami.
- Tam jest jego pokój - wydusiła z siebie wskazując na uchylone okno - Tylko bądź ostrożna, okey?
Spojrzałam na nią i lekko się uśmiechnęłam.
- Będę, nie martw się. W razie czego zagwiżdżę.
Uniosłam głowę w górę. Okno nie było wysoko. Czułam determinację. Jeszcze kilka tygodni temu pokonałabym ten dystans jednym susem. Teraz byłam niczym połamana laleczka barbie.
- Wchodzę - szepnęłam.
Mocno zaparłam się o gałąź jabłonki. Następnie podciągnęłam rękami i cały ciężar ciała przeniosłam na parapet. Złapałam równowagę. Uniosłam kciuk w górę na znak, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i wsunęłam się do pogrążonego w mroku pokoju. Po omacku badałam teren dłonią. Lampa? Zeszyty? Jakaś półka, coś mokrego, przedmiot o dziwnym kształcie. Uroki nocy mogą z codziennych rzeczy wytworzyć niewyobrażalne atrybuty. Momentalnie zahaczyłam o szklany słój, który zbił się z okropnym trzaskiem. Drobne szkiełka porozsypywały się po podłodze. Piorunująco do moich uszu doszedł dźwięk wystraszonego chłopaka wyskakującego z łóżka.
- Co jest do cholery! - Zajęczał pod wpływem wbijającego się w jego stopy szkła. Na szczęście dał radę dość do kontaktu i zapalić światło.
- Molly? - przetarł z niedowierzaniem oczy.
Zamurowało mnie. Totalnie. Jakie on miał CIAŁO. Stał w samych bordowo-czarnych spodenkach. Mięśnie jego klatki piersiowej były napięte. Bicepsy nadawały ramionom ogromnej siły. Wszystkie T-shirty, które nosił na co dzień wydały mi się zbędne. Skrywały bowiem jego naturalne piękno. Zresztą nie powinnam być tak bardzo zdziwiona. Trenował, gdyż był kapitanem drużyny.
- Molly? - powtórzył tym razem z większą troską w głosie.
- Ja... - wpatrywałam się w niego jak w obrazek.
- Wszystko w porządku?
Wyjął z szafy bluzkę i zamaszystym ruchem zmiótł nią leżące pomiędzy nami kaleczące odpadki. Następnie ruszył w moją stronę.
- W zasadzie to nie jest. Wszystko przejawia się przeciwko mnie - rozkleiłam się.
Nawet się nie zawahał tylko podszedł i objął mnie w ramiona. Czułam ciepłe od snu ciało, każdy ruch mięśni. Zamknęłam oczy. Wyobraziłam sobie jak Oliver w taki sam sposób zawsze był przy mnie.
- Chciałam z tobą porozmawiać - wydukałam kiedy Nick wypuścił mnie ze swoich objęć. Założyłam kosmyki włosów za uszy.
- Nick, dobrze wiesz, że nie nawiedzałabym cię o tak później porze gdybym nie miała powodu.
Uśmiechnął się z przekąsem.
- Ani razu mnie nie odwiedziłaś więc nie wiem.
- Walę prosto z mostu. Uratowałeś mnie tamtej nocy prawda?- spojrzałam głęboko w jego zielone oczy.
- I tak, i nie - przeczesał ręką włosy i przysiadł na roku łóżka.
- To znaczy?
- No, niby cię uratowałem.
- Ale?- ciągnęłam go za język.
- Nie będe przypisywał sobie zasług, których nie dokonałem. Proste.
- Nie musisz być taki skromny - przysiadłam obok niego.
- Molly nie rozumiesz - oburzył się - Ja tylko zadzwoniłem po karetkę. Kiedy dobiegłem tylko leżałaś. Nie wiesz ile razy w szpitalu przeklinałem siebie, że nawet na sekundę cię nie zatrzymałem.
Zbladłam, ale chciałam wiedzieć więcej.
- Widziałeś kogoś?
- Słyszałem twoje krzyki. Potem były stłumione. Zawróciłem. Kiedy pozostała mi już ostatnia prosta w ciemności dostrzegłem jakiegoś gostka. Wyglądał na pięćdziesiątkę maks. Chociaż ciężko mi stwierdzić, bo z bliska go nie widziałem.
- To on mi to zrobił?
- Nie! On zaatakował od tyłu tego, który wymierzał ci ciosy. Szarpali się i krzyczeli. Zanim podbiegłem zniknęli w ciemności.
- To był drugi mężczyzna?
- Nie wiem Mo. Byłem tak przerażony, że nie myślałem logicznie - przerwał - wyglądałaś okropnie. 
- Dzięki - szturchnęłam go w bok.
- Skrywasz coś przede mną prawda?
Poczułam ucisk w żołądku. Owszem o wielu sprawach mu nie powiedziałam. Spędziliśmy jeden cudowny dzień w kawiarni. Po za tym kim ja dla niego byłam? Dziewczyną, która wystawiła go już na drugim spotkaniu.
- To znaczy co? - chciałam brzmieć naturalnie.
- Coś cię gryzie. Masz kogoś z kim masz problem? A może coś w domu?
Czytał ze mnie jak z otwartej księgi. W zasadzie czułam sie przy nim dobrze. Stawał się pewno rodzaju przyjacielem.
- Jest kilka spraw, o których ci nie powiedziałam, ale nie znam cie zbyt dobrze by powierzyć moje sekrety.
Wstałam gotowa wyjść ponownie przez okno. Lena wiernie czekała.
- Także to by było na tyle. Dziękuję ci za wszystko.
- I po prostu wyjdziesz tak?
- No, tak.
- To przynajmniej wykorzystaj drzwi a nie okna - był oburzony.
- Jesteś zazdrosny czy co?
- Wyjdź już okey. Myślałem, że przyszłaś porozmawiać o czymś innym.
- Niby o czym?
- Daj mi spokój. 
Wywróciłam oczami i podążyłam w stronę drzwi.
- Mogłaś przynajmniej wyjaśnić dlaczego mnie wystawiałaś tamtego dnia - zatrzymały mnie jego słowa.
- Na litość boską, Nick! Straciłam kogoś i jest mi ciężko okey? Kochałam go nad życie.
- Wiesz co ci powiem. Nigdy nie będziesz szczęśliwa. Szukasz twarzy a nie serca, i nigdy go nie znajdziesz - te słowa zabolały. Przebiły moje serce na wylot. Były jednak prawdziwe, gdyż w każdym przejawie miłości czy chociażby życzliwości widziałam Olivera. Następnie stratował to uczucie, bo żadna otaczająca mnie osoba nie była moim ukochanym.



LEER MÁS...

Rozdział XVIII

| 2 komentarze |

Wstałam o świcie. Słońce rozkosznie przedzierało się przez małe, błękitne obłoczki. Odpaliłam laptopa i po raz setny odświeżyłam stronę aktualnych wiadomości z Lonas Canser, mojego rodzinnego miasta. Żadnych nowych wniosków w sprawie. Przetarłam posklejane od snu oczy. Gdzie jesteś zabójco? To pytanie ciągle mnie nurtowało. Miałam zwolnienie ze szkoły, jednak aby posunąć poszukiwania do przodu musiałam się tam wybrać i pogadać z Leną. Wysunęłam gołe stopy spod kołdry i ruszyłam powolnie ku drzwiom. Czas na ciepłą herbatkę. Ona zawsze mnie uspokaja i wprawia w lepsze samopoczucie. Schody skrzypiały, chodź na moje oko były nowe. Cisza panowała w całym domu. Widocznie Kim i Feliks pojechali załatwiać formalności. Ślub miał odbyć się za miesiąc. Mimo ogłoszenia tej wieści dopiero wczoraj, całe New Ground już o tym huczało. Przystanęłam żeby popatrzeć jak tuż przed domem dwie starsze kobiety energicznie gestykulują. Wyglądało to komicznie. Nie zdziwiłabym się, gdyby prowadziły dochodzenie w sprawie, jaką suknię kupi Kim. Miejscowość nie była duża, więc na polter przyjdą wszyscy, a na pewno zdecydowana większość. Wstawiłam wodę na gazówkę i przeszłam do salonu. Powoli przyzwyczaiłam się do zapachu róż, który tu panował. Włączyłam telewizję. Nudy. Powtórki programów i kilka reportaży na śniadanie.
Na regale dostrzegłam zdjęcia małej Kim. Beztrosko bawiła się na placu zabawa. Obok widniał wizerunek rodziców. Zdjęłam go z półki i przetarłam palcem. Był cały zakurzony. Nagle na odwrocie dostrzegłam dziwny podpis. Pismo było niechlujne i trudno rozczytywało się wyrazy. Napisane zostało " Obyśmy byli Ci prawdziwą rodziną". Zmarszczyłam brwi i odłożyłam fotografię. Może moja siostra miała coś więcej do ukrycia niż sądziłam. Byłam od zawsze osobą ciekawską, więc zaczęłam przeszukiwać salon. W barku znalazłam nieruszany alkohol. Regały pełne książek również nie kryły nic nadzwyczajnego. Lilith patrzyła na mnie swoimi gadzimi oczami. Była wstrętna. Opracowałam plan poruszania się po salonie by unikać bliskiego kontaktu z jej terrarium. Po zagotowaniu się wody pokusiło mnie aby spojrzeć ponownie przez okno. Sąsiadki nadal tam stały. Tym razem bardziej zdenerwowane i bliskie kłótni. Uśmiechnęłam się pod nosem. Upiłam łyk herbaty i nagle dostrzegłam wystający róg kartki przy terrarium bestii. Czemu nie wpadłam na to szybciej. Oczywiste było, że boję się Lilith więc najbezpieczniejsza kryjówka na wszelkie dokumenty to miejsce właśnie przy niej. Zaczynałam rozumieć tą filozofię. Wąż był lepszy niż pies w odstraszaniu nieproszonych gości. Kim to jednak ma głowę. Usiadłam na sofie pogrążając się w myślach jak bezpiecznie do tego podejść. Gdybym zrobiła wyminięcie przy stoliku to dałabym radę wejść na szafkę i wyciągnąć dłoń. Odłożyłam filiżankę i ruszyłam w stronę zagadki. Z każdym krokiem byłam coraz bliżej węża. Tylko spokojnie. To małe, niewinne zwierzątko nic mi nie zrobi. Już prawie sięgam. Jeszcze milimetr. Pociągnęłam lekko róg i wycofałam się z niekomfortowej pozycji. Lilith zasyczała. Przeszedł mnie dreszcz i wtedy właśnie dobiegł mnie odgłos odkluczanego domu. Kim i Feliks weszli do domu. Stanęłam jak wryta. W rękach trzymałam białą kopertę. Do licha! Moja siostra rzuciła mi złowieszcze spojrzenie a jej twarz nabrała groźny wyraz.
- Co do diabła ty wyprawiasz? - żwawym krokiem zbliżyła się do mojej osoby, spoglądając na kopertę.
Nim się spostrzegłam, już wyrywała mi ją z ręki. Dostrzegłam dane kliniki.
- Puść - chamsko odepchnęła mnie ręką i ukryła papier w ramionach. Następnie odwróciła się w stronę drzwi. Feliks stał oszołomiony.
- Po co robiłaś badanie? - miałam dość tajemnic.
Kimeny osłupiała i zatrzymała się w połowie drogi. Jej narzeczony starał się oddawać dokładnie taki sam pytający wyraz twarzy jak ja. Kim zgrzytnęła zębami i z powrotem odwróciła głowę w moją stronę.
- Będę mieć dziecko- przecedziła przez zęby. Nie chcę żebyście pomyśleli, że nienawidziłam jej tak bardzo, aby nie wierzyć w tą wersję, ale wydało mi się dziwne w jaki sposób to wyraziła. Cała drżała ze złości, jakby miała za chwilkę wybuchnąć i rozszarpać mnie na strzępy. Z tego co byłam uświadomiona to taka wiadomość wywołuje wiele radości w kobiecie, która ma zamiar zakładać rodzinę.
- Kochanie, czemu nic nie mówiłaś?- do rozmowy włączył się Feliks.
- To miała być niespodzianka - Kim zmieniła ton głosu na łagodniejszy.
Przetransportowałam się do pokoju i wysłałam sms do Leny. Chciałam podzielić się z nią nowymi faktami. Unikając Kim poprosiłam brata mojej przyjaciółki o podwózkę do szkoły. Kończyły się lekcję i ubłagam go o zostanie u Leny na noc. Zgodził się w moim mniemaniu dlatego, że chciał porozmawiać sam na sam z Kim.
W Rooster School rozbrzmiał ostatni dzwonek. Z klas wysypały się tłumy ludzi. Przyjaciółka przywitała mnie serdecznym uściskiem. Przysiadłyśmy na schodach.
- Powinnaś odpoczywać cwaniaro. Jak zobaczy cię matematyczka to możesz się nie pozbierać.
- Spokojnie, najwyżej wezmę korki u Toma.
Śmiech Leny był tym za czym tęskniłam w cichym pokoju.
- Kim oznajmiła, że jest w ciąży - bawiłam się breloczkiem.
- Co?? - omal nie wrzasnęła i grupka nastolatków zaczęła się nam przyglądać.
- To co słyszysz. Nadal nie wydaje ci się to dziwne?
- Molly, a ty znowu swoje. Przepraszam jeśli cię urażę, ale pogódź się z tym, że Oliver nie żyje i nie jest potwierdzone, że ktoś go zabił.
Przewróciłam oczami. Czy tak trudno było pojąć moją strategię?
- No okey. Pytał może o mnie Nick?
- Dlaczego miałby pytać?
- Bo mnie uratował.
Lena znów wybuchła śmiechem.
- Co ty bierzesz? Skąd przyszło ci na myśl, że to właśnie on wybawił cię z tego piekła?
- Przecież odwiedzał mnie w szpitalu. Pamiętam, że stał przy moim łóżku.
- Według mnie to nie on - spoważniała.
Zaczęłam gorączkowo zastanawiać się czy Lena również nie ma przede mną  jakiegoś sekretu. Na przystanek podjechał nasz autobus i ruszyłyśmy szybko w jego stronę. Przeceniłam swoje siły. Lena odruchowo pociągnęła mnie za ramię i wciągnęła w ostatniej minucie do autokaru.
- Naprawdę ostro oberwałaś. Zazwyczaj nie mogłam cię dogonić.
- No, co ty nie powiesz - odparłam zdyszana i wykończona.
Resztę dnia spędziłyśmy przy koniach. Odprężało mnie wszystko co było z nimi związane. Mama Leny upiekła najcudowniejszą szarlotkę, której zapach roznosił się po całym domu. Objedzone z ogromnymi brzuchami położyłyśmy się do łóżka. Było ciepło i przytulnie, dlatego szybko zmorzył mnie sen. Ta noc nie miała być jednak spokojna. Koszmar powrócił. Ponownie przedzierałam się przez las. Mój oddech stawał się coraz płytszy. Serce łomotało rozpalone z wycieńczenia. Tym razem byłam bliżej wydostania się z pułapki. Jeszcze kilka drzew i będę na łące. Zza pleców dochodziły mnie trzaski gałęzi. Był coraz bliżej. Śmiał się z mojej niemocy. Łapczywie chwytałam powietrze. Niespodziewanie przewróciłam się o wystający z ziemi korzeń. Oczy zalały się łzami. Twarz pobladła. Ostatni raz podniosłam głowę do góry. Do łąki pozostały mi cztery kroki. Byłam tak blisko. Znienacka wyłoniła się charakterystyczna sylwetka. 
- Oliver?- wyszeptałam. - Pomóż mi. 
- Musisz dać radę sama. 
Wbrew oczekiwaniom to nie był mój ukochany.
- Jeszcze troszeczkę. Wierzę, że ci się uda - wyciągnął dłoń w moją stronę.
To był Nick. 
- Mo? Mo? - przerażona Lena trzęsła moim ciałem. - To tylko zły sen, słyszysz?
Byłam rozpalona. Na czole pojawiły się kropelki potu. Poprosiłam o wodę i oparłam się o ścianę. Czułam, że elementy układanki powoli zaczynają przypominać pewien obraz. Jeśli chciałam poznać jego wyraz musiałam szukać puzzli. Teraz wiedziałam gdzie znajduje się kolejny element.
- Lena zrobiłabyś coś dla mnie? Proszę, pomóż mi - zaczęłam nieśmiało. - Musimy spotkać się z Nickiem. 
- Oszalałaś? Jest druga w nocy!
- Musimy. Od tego zależy moje życie.



LEER MÁS...
Elegant Rose - Move