niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział XIX

Prawdziwa przyjaźń? Nie zna granic. Unosi człowieka niczym skrzydła, nad codziennymi problemami. Po czym poznać prawdziwą przyjaciółkę? Ja odnalazłam ją o drugiej w nocy w dziewczynie, którą równie dobrze nigdy mogłam nie poznać. Wykupiłyśmy bilety na ostatnią tej nocy linię do New Ground. Czy to nie paradoks, że kilka godzin temu wyjechałam stamtąd do Leny? Nie mogę nic na to poradzić, że Nick mieszkał na moim osiedlu. W dodatku łączył nas park mrocznych tajemnic.
 Nick mieszkał w przytulnym domu na końcu ulicy. Ogrodzony był niewielkim drewnianym płotem, który śmierdział nowo nałożoną farbą. W ogrodzie stała wiekowa huśtawka. Wyglądała imponująco, gdyż zielone pnącze pozawijało się wokół jej drążków. Znajdowało się tam jeszcze kilka drzew i niewielki ogródek z warzywami. Lena była wspaniałym nocnym przewodnikiem. Znała drogę na tyle dobrze, że poczułam ukłucie zazdrości. Nie znałam jej życia sprzed naszego spotkania. Mogła umawiać się z różnymi chłopakami.
- Tam jest jego pokój - wydusiła z siebie wskazując na uchylone okno - Tylko bądź ostrożna, okey?
Spojrzałam na nią i lekko się uśmiechnęłam.
- Będę, nie martw się. W razie czego zagwiżdżę.
Uniosłam głowę w górę. Okno nie było wysoko. Czułam determinację. Jeszcze kilka tygodni temu pokonałabym ten dystans jednym susem. Teraz byłam niczym połamana laleczka barbie.
- Wchodzę - szepnęłam.
Mocno zaparłam się o gałąź jabłonki. Następnie podciągnęłam rękami i cały ciężar ciała przeniosłam na parapet. Złapałam równowagę. Uniosłam kciuk w górę na znak, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i wsunęłam się do pogrążonego w mroku pokoju. Po omacku badałam teren dłonią. Lampa? Zeszyty? Jakaś półka, coś mokrego, przedmiot o dziwnym kształcie. Uroki nocy mogą z codziennych rzeczy wytworzyć niewyobrażalne atrybuty. Momentalnie zahaczyłam o szklany słój, który zbił się z okropnym trzaskiem. Drobne szkiełka porozsypywały się po podłodze. Piorunująco do moich uszu doszedł dźwięk wystraszonego chłopaka wyskakującego z łóżka.
- Co jest do cholery! - Zajęczał pod wpływem wbijającego się w jego stopy szkła. Na szczęście dał radę dość do kontaktu i zapalić światło.
- Molly? - przetarł z niedowierzaniem oczy.
Zamurowało mnie. Totalnie. Jakie on miał CIAŁO. Stał w samych bordowo-czarnych spodenkach. Mięśnie jego klatki piersiowej były napięte. Bicepsy nadawały ramionom ogromnej siły. Wszystkie T-shirty, które nosił na co dzień wydały mi się zbędne. Skrywały bowiem jego naturalne piękno. Zresztą nie powinnam być tak bardzo zdziwiona. Trenował, gdyż był kapitanem drużyny.
- Molly? - powtórzył tym razem z większą troską w głosie.
- Ja... - wpatrywałam się w niego jak w obrazek.
- Wszystko w porządku?
Wyjął z szafy bluzkę i zamaszystym ruchem zmiótł nią leżące pomiędzy nami kaleczące odpadki. Następnie ruszył w moją stronę.
- W zasadzie to nie jest. Wszystko przejawia się przeciwko mnie - rozkleiłam się.
Nawet się nie zawahał tylko podszedł i objął mnie w ramiona. Czułam ciepłe od snu ciało, każdy ruch mięśni. Zamknęłam oczy. Wyobraziłam sobie jak Oliver w taki sam sposób zawsze był przy mnie.
- Chciałam z tobą porozmawiać - wydukałam kiedy Nick wypuścił mnie ze swoich objęć. Założyłam kosmyki włosów za uszy.
- Nick, dobrze wiesz, że nie nawiedzałabym cię o tak później porze gdybym nie miała powodu.
Uśmiechnął się z przekąsem.
- Ani razu mnie nie odwiedziłaś więc nie wiem.
- Walę prosto z mostu. Uratowałeś mnie tamtej nocy prawda?- spojrzałam głęboko w jego zielone oczy.
- I tak, i nie - przeczesał ręką włosy i przysiadł na roku łóżka.
- To znaczy?
- No, niby cię uratowałem.
- Ale?- ciągnęłam go za język.
- Nie będe przypisywał sobie zasług, których nie dokonałem. Proste.
- Nie musisz być taki skromny - przysiadłam obok niego.
- Molly nie rozumiesz - oburzył się - Ja tylko zadzwoniłem po karetkę. Kiedy dobiegłem tylko leżałaś. Nie wiesz ile razy w szpitalu przeklinałem siebie, że nawet na sekundę cię nie zatrzymałem.
Zbladłam, ale chciałam wiedzieć więcej.
- Widziałeś kogoś?
- Słyszałem twoje krzyki. Potem były stłumione. Zawróciłem. Kiedy pozostała mi już ostatnia prosta w ciemności dostrzegłem jakiegoś gostka. Wyglądał na pięćdziesiątkę maks. Chociaż ciężko mi stwierdzić, bo z bliska go nie widziałem.
- To on mi to zrobił?
- Nie! On zaatakował od tyłu tego, który wymierzał ci ciosy. Szarpali się i krzyczeli. Zanim podbiegłem zniknęli w ciemności.
- To był drugi mężczyzna?
- Nie wiem Mo. Byłem tak przerażony, że nie myślałem logicznie - przerwał - wyglądałaś okropnie. 
- Dzięki - szturchnęłam go w bok.
- Skrywasz coś przede mną prawda?
Poczułam ucisk w żołądku. Owszem o wielu sprawach mu nie powiedziałam. Spędziliśmy jeden cudowny dzień w kawiarni. Po za tym kim ja dla niego byłam? Dziewczyną, która wystawiła go już na drugim spotkaniu.
- To znaczy co? - chciałam brzmieć naturalnie.
- Coś cię gryzie. Masz kogoś z kim masz problem? A może coś w domu?
Czytał ze mnie jak z otwartej księgi. W zasadzie czułam sie przy nim dobrze. Stawał się pewno rodzaju przyjacielem.
- Jest kilka spraw, o których ci nie powiedziałam, ale nie znam cie zbyt dobrze by powierzyć moje sekrety.
Wstałam gotowa wyjść ponownie przez okno. Lena wiernie czekała.
- Także to by było na tyle. Dziękuję ci za wszystko.
- I po prostu wyjdziesz tak?
- No, tak.
- To przynajmniej wykorzystaj drzwi a nie okna - był oburzony.
- Jesteś zazdrosny czy co?
- Wyjdź już okey. Myślałem, że przyszłaś porozmawiać o czymś innym.
- Niby o czym?
- Daj mi spokój. 
Wywróciłam oczami i podążyłam w stronę drzwi.
- Mogłaś przynajmniej wyjaśnić dlaczego mnie wystawiałaś tamtego dnia - zatrzymały mnie jego słowa.
- Na litość boską, Nick! Straciłam kogoś i jest mi ciężko okey? Kochałam go nad życie.
- Wiesz co ci powiem. Nigdy nie będziesz szczęśliwa. Szukasz twarzy a nie serca, i nigdy go nie znajdziesz - te słowa zabolały. Przebiły moje serce na wylot. Były jednak prawdziwe, gdyż w każdym przejawie miłości czy chociażby życzliwości widziałam Olivera. Następnie stratował to uczucie, bo żadna otaczająca mnie osoba nie była moim ukochanym.



wtorek, 24 listopada 2015

Rozdział XVIII

Wstałam o świcie. Słońce rozkosznie przedzierało się przez małe, błękitne obłoczki. Odpaliłam laptopa i po raz setny odświeżyłam stronę aktualnych wiadomości z Lonas Canser, mojego rodzinnego miasta. Żadnych nowych wniosków w sprawie. Przetarłam posklejane od snu oczy. Gdzie jesteś zabójco? To pytanie ciągle mnie nurtowało. Miałam zwolnienie ze szkoły, jednak aby posunąć poszukiwania do przodu musiałam się tam wybrać i pogadać z Leną. Wysunęłam gołe stopy spod kołdry i ruszyłam powolnie ku drzwiom. Czas na ciepłą herbatkę. Ona zawsze mnie uspokaja i wprawia w lepsze samopoczucie. Schody skrzypiały, chodź na moje oko były nowe. Cisza panowała w całym domu. Widocznie Kim i Feliks pojechali załatwiać formalności. Ślub miał odbyć się za miesiąc. Mimo ogłoszenia tej wieści dopiero wczoraj, całe New Ground już o tym huczało. Przystanęłam żeby popatrzeć jak tuż przed domem dwie starsze kobiety energicznie gestykulują. Wyglądało to komicznie. Nie zdziwiłabym się, gdyby prowadziły dochodzenie w sprawie, jaką suknię kupi Kim. Miejscowość nie była duża, więc na polter przyjdą wszyscy, a na pewno zdecydowana większość. Wstawiłam wodę na gazówkę i przeszłam do salonu. Powoli przyzwyczaiłam się do zapachu róż, który tu panował. Włączyłam telewizję. Nudy. Powtórki programów i kilka reportaży na śniadanie.
Na regale dostrzegłam zdjęcia małej Kim. Beztrosko bawiła się na placu zabawa. Obok widniał wizerunek rodziców. Zdjęłam go z półki i przetarłam palcem. Był cały zakurzony. Nagle na odwrocie dostrzegłam dziwny podpis. Pismo było niechlujne i trudno rozczytywało się wyrazy. Napisane zostało " Obyśmy byli Ci prawdziwą rodziną". Zmarszczyłam brwi i odłożyłam fotografię. Może moja siostra miała coś więcej do ukrycia niż sądziłam. Byłam od zawsze osobą ciekawską, więc zaczęłam przeszukiwać salon. W barku znalazłam nieruszany alkohol. Regały pełne książek również nie kryły nic nadzwyczajnego. Lilith patrzyła na mnie swoimi gadzimi oczami. Była wstrętna. Opracowałam plan poruszania się po salonie by unikać bliskiego kontaktu z jej terrarium. Po zagotowaniu się wody pokusiło mnie aby spojrzeć ponownie przez okno. Sąsiadki nadal tam stały. Tym razem bardziej zdenerwowane i bliskie kłótni. Uśmiechnęłam się pod nosem. Upiłam łyk herbaty i nagle dostrzegłam wystający róg kartki przy terrarium bestii. Czemu nie wpadłam na to szybciej. Oczywiste było, że boję się Lilith więc najbezpieczniejsza kryjówka na wszelkie dokumenty to miejsce właśnie przy niej. Zaczynałam rozumieć tą filozofię. Wąż był lepszy niż pies w odstraszaniu nieproszonych gości. Kim to jednak ma głowę. Usiadłam na sofie pogrążając się w myślach jak bezpiecznie do tego podejść. Gdybym zrobiła wyminięcie przy stoliku to dałabym radę wejść na szafkę i wyciągnąć dłoń. Odłożyłam filiżankę i ruszyłam w stronę zagadki. Z każdym krokiem byłam coraz bliżej węża. Tylko spokojnie. To małe, niewinne zwierzątko nic mi nie zrobi. Już prawie sięgam. Jeszcze milimetr. Pociągnęłam lekko róg i wycofałam się z niekomfortowej pozycji. Lilith zasyczała. Przeszedł mnie dreszcz i wtedy właśnie dobiegł mnie odgłos odkluczanego domu. Kim i Feliks weszli do domu. Stanęłam jak wryta. W rękach trzymałam białą kopertę. Do licha! Moja siostra rzuciła mi złowieszcze spojrzenie a jej twarz nabrała groźny wyraz.
- Co do diabła ty wyprawiasz? - żwawym krokiem zbliżyła się do mojej osoby, spoglądając na kopertę.
Nim się spostrzegłam, już wyrywała mi ją z ręki. Dostrzegłam dane kliniki.
- Puść - chamsko odepchnęła mnie ręką i ukryła papier w ramionach. Następnie odwróciła się w stronę drzwi. Feliks stał oszołomiony.
- Po co robiłaś badanie? - miałam dość tajemnic.
Kimeny osłupiała i zatrzymała się w połowie drogi. Jej narzeczony starał się oddawać dokładnie taki sam pytający wyraz twarzy jak ja. Kim zgrzytnęła zębami i z powrotem odwróciła głowę w moją stronę.
- Będę mieć dziecko- przecedziła przez zęby. Nie chcę żebyście pomyśleli, że nienawidziłam jej tak bardzo, aby nie wierzyć w tą wersję, ale wydało mi się dziwne w jaki sposób to wyraziła. Cała drżała ze złości, jakby miała za chwilkę wybuchnąć i rozszarpać mnie na strzępy. Z tego co byłam uświadomiona to taka wiadomość wywołuje wiele radości w kobiecie, która ma zamiar zakładać rodzinę.
- Kochanie, czemu nic nie mówiłaś?- do rozmowy włączył się Feliks.
- To miała być niespodzianka - Kim zmieniła ton głosu na łagodniejszy.
Przetransportowałam się do pokoju i wysłałam sms do Leny. Chciałam podzielić się z nią nowymi faktami. Unikając Kim poprosiłam brata mojej przyjaciółki o podwózkę do szkoły. Kończyły się lekcję i ubłagam go o zostanie u Leny na noc. Zgodził się w moim mniemaniu dlatego, że chciał porozmawiać sam na sam z Kim.
W Rooster School rozbrzmiał ostatni dzwonek. Z klas wysypały się tłumy ludzi. Przyjaciółka przywitała mnie serdecznym uściskiem. Przysiadłyśmy na schodach.
- Powinnaś odpoczywać cwaniaro. Jak zobaczy cię matematyczka to możesz się nie pozbierać.
- Spokojnie, najwyżej wezmę korki u Toma.
Śmiech Leny był tym za czym tęskniłam w cichym pokoju.
- Kim oznajmiła, że jest w ciąży - bawiłam się breloczkiem.
- Co?? - omal nie wrzasnęła i grupka nastolatków zaczęła się nam przyglądać.
- To co słyszysz. Nadal nie wydaje ci się to dziwne?
- Molly, a ty znowu swoje. Przepraszam jeśli cię urażę, ale pogódź się z tym, że Oliver nie żyje i nie jest potwierdzone, że ktoś go zabił.
Przewróciłam oczami. Czy tak trudno było pojąć moją strategię?
- No okey. Pytał może o mnie Nick?
- Dlaczego miałby pytać?
- Bo mnie uratował.
Lena znów wybuchła śmiechem.
- Co ty bierzesz? Skąd przyszło ci na myśl, że to właśnie on wybawił cię z tego piekła?
- Przecież odwiedzał mnie w szpitalu. Pamiętam, że stał przy moim łóżku.
- Według mnie to nie on - spoważniała.
Zaczęłam gorączkowo zastanawiać się czy Lena również nie ma przede mną  jakiegoś sekretu. Na przystanek podjechał nasz autobus i ruszyłyśmy szybko w jego stronę. Przeceniłam swoje siły. Lena odruchowo pociągnęła mnie za ramię i wciągnęła w ostatniej minucie do autokaru.
- Naprawdę ostro oberwałaś. Zazwyczaj nie mogłam cię dogonić.
- No, co ty nie powiesz - odparłam zdyszana i wykończona.
Resztę dnia spędziłyśmy przy koniach. Odprężało mnie wszystko co było z nimi związane. Mama Leny upiekła najcudowniejszą szarlotkę, której zapach roznosił się po całym domu. Objedzone z ogromnymi brzuchami położyłyśmy się do łóżka. Było ciepło i przytulnie, dlatego szybko zmorzył mnie sen. Ta noc nie miała być jednak spokojna. Koszmar powrócił. Ponownie przedzierałam się przez las. Mój oddech stawał się coraz płytszy. Serce łomotało rozpalone z wycieńczenia. Tym razem byłam bliżej wydostania się z pułapki. Jeszcze kilka drzew i będę na łące. Zza pleców dochodziły mnie trzaski gałęzi. Był coraz bliżej. Śmiał się z mojej niemocy. Łapczywie chwytałam powietrze. Niespodziewanie przewróciłam się o wystający z ziemi korzeń. Oczy zalały się łzami. Twarz pobladła. Ostatni raz podniosłam głowę do góry. Do łąki pozostały mi cztery kroki. Byłam tak blisko. Znienacka wyłoniła się charakterystyczna sylwetka. 
- Oliver?- wyszeptałam. - Pomóż mi. 
- Musisz dać radę sama. 
Wbrew oczekiwaniom to nie był mój ukochany.
- Jeszcze troszeczkę. Wierzę, że ci się uda - wyciągnął dłoń w moją stronę.
To był Nick. 
- Mo? Mo? - przerażona Lena trzęsła moim ciałem. - To tylko zły sen, słyszysz?
Byłam rozpalona. Na czole pojawiły się kropelki potu. Poprosiłam o wodę i oparłam się o ścianę. Czułam, że elementy układanki powoli zaczynają przypominać pewien obraz. Jeśli chciałam poznać jego wyraz musiałam szukać puzzli. Teraz wiedziałam gdzie znajduje się kolejny element.
- Lena zrobiłabyś coś dla mnie? Proszę, pomóż mi - zaczęłam nieśmiało. - Musimy spotkać się z Nickiem. 
- Oszalałaś? Jest druga w nocy!
- Musimy. Od tego zależy moje życie.



piątek, 20 listopada 2015

Rozdział XVII

Kłamstwo za kłamstwem. Wymyśliłam na poczekaniu, że nie pamiętam niczego oprócz opuszczenia domu i przechadzce po parku. Miałam wiele wątpliwości. Najgorsze było to, że nie byłam pewna czy ktoś dzięki komu trafiłam do szpitala już składał zeznania. Kto to był? Nick? W końcu panowie w mundurach zapisali kilka zdań i opuścili salę. Odetchnęłam z ulgą. Przez ten cały czas starałam się, aby  nie odczytali ze mnie żadnych emocji. Nie wyglądali przekonani moją wersją, bo wychodząc jeden z nich odwrócił się do mnie i odparł:
- Gdybyś sobie cokolwiek przypomniała, wiesz gdzie nas szukać -po krótkim namyśle - Chcemy pomóc.
Tak, na pewno. Pomyślałam w duchu. Nie miałam zamiaru o tym opowiadać. W zasadzie byłam tak obalała, że nie miałam ochoty wcale o tym myśleć. To był mój koszmar. Moja największa zagadka.
- Kochanie - zaczęła łagodnie mama, kiedy razem jechałyśmy do domu Kimeny jej autem. - Powiesz mi co naprawdę się stało?
- Było ciemno. Tyle pamiętam. - W pierwszym zdaniu nie skłamałam.
- Żadnych szczegółów? Naprawdę nic?
- Nie naciskaj mamo, okey?
- Wiesz, że cie kocham.
Zapadła chwila milczenia. Nie byłam pewna jej słów. Nie czułam tak ogromnego związania z rodziną, które czułam kiedyś. To było jak mydlana bańka, jak świat fikcji.
- Powiedziałaś to, żeby przekonać samą siebie, że tak jest? -starałam się, aby nie zadrżał mi głos.
Prowadziła samochód, ale w tym momencie odwróciła  głowę, żeby na mnie spojrzeć.
- To jest szczera prawda. Kocham cię, bo jesteś moim dzieckiem. Tak jak Kim.
- Niedoczekanie - wywróciłam oczami.- A ojciec? Dlaczego go tu nie ma? Dlaczego woli pracę? Jakim cudem ma więcej tematów z Kimeny niż ze mną? Ciągle powtarzasz, że mnie kochasz, ale dodajesz natychmiast do tego Kimeny. Nie jestem nią! - wpadłam w furię - Ona jest zawsze lepsza, doskonalsza a co najważniejsze nie ma problemów. Wiesz co ci powiem? Możesz być zdziwiona, ale nie wiesz wszystkiego o niej.
- Molly! Co ty bredzisz!? Jesteś moją córką czy ci się to podoba czy nie! Naprawdę tak trudno jest odpowiedzieć " Ja ciebie też kocham, mamo"? Kiedy miałaś pięć lat...
- Zamknij się! Nie chce tego słuchać! 
- Nie tym tonem!
- Nie będziesz zmuszała mnie do niczego. Zostawiliście mnie. Wyrzuciliście z domu jak zbędny balast.
- Wszystko było dla twojego dobra. Nie będę z tobą dyskutować.

Kim powitała radośnie mamę i pomogła mi wejść do pokoju. Czułam chlor mieszający się z zapachem kwiatów doniczkowych. Byłam zła, że pokłóciłam się z mamą. Nie mogłam jej jednak odpuścić tego, że mimo wszystko tkwię tu po uszy. Z drugiej strony przynajmniej wie co mnie boli. Gwizdek czajnika oznajmiał, że mama zostanie u nas do rana. W pokoju czułam się bezpieczna, chodź na dobrą sprawę nie wiedziałam, czy naprawdę jestem. Nie znałam zabójcy ani racjonalnego powodu. Otworzyłam okno i wpuściłam rześką bryzę. Wiatr poruszał firankami. Powietrze lekko muskało moją posiniaczoną  twarz. Było już po południu. Telefon wyświetlał jedną wiadomość od Leny:
"Spodziewaj się mnie dziś. Całuski"
 Obolała położyłam się na łóżko i wyciągnęłam laptopa. Przejrzałam najnowsze wiadomości, pogodę w najbliższym czasie, nowinki internetowo blogowe oraz życie celebrytek. Z dołu dobiegała pogodna rozmowa. Co chwilkę Kim albo mama wybuchały śmiechem. Za chiny ludowe nie mogłam przypomnieć sobie jak to było, kiedy Kim mieszkała z nami. Wydawało mi się, że od zawsze była po za domem. Nie miałyśmy wspólnego zdjęcia, oprócz jednego w wieku, kiedy miałam 3 latka. Wyszłam tam troszeczkę przerażona.
Nagle do drzwi zadzwonił dzwonek. W kilka minut goście wpakowali się do domu. Słyszałam Lenę, Feliksa i tatę. Cóż za zgranie w czasie! Przyjaciółka szybko przywitała się ze wszystkimi i wielkim susem wparowała do pokoju. Była pełna energii.
- Mo, nie uwierzysz! - krzyczała od progu.
- Co jest? Wyglądasz jakbyś zjadła pięć czekolad i nie wiesz jak poradzić sobie z energią. - zakpiłam.
- Omg, nie uwierzysz naprawdę - kręciła się w kółko.
- Halo? Tu ziemia. Odbiór - śledziłam jej ruchy wzrokiem.- Zamkniesz drzwi? Ja ledwie co tu weszłam. Uwierz, że czuję się jak rozjechana żaba na autostradzie.
- On jest cuuuudddooownnyy! - przeciągnęła i przesłodziła ten wyraz do tego stopnia, że brało mnie na wymioty.
- Kto?
- Tom! - prawie to wykrzyczała.- Byłam dziś u niego. Uczyliśmy się "matmy" - jeśli otworzyli chociaż podręcznik, można by uznać to za sukces.
- Całowaliście się? - ułożyłam się wygodniej na łóżku.
- Nie! Ale, jego usta.. ah - położyła się obok mnie.
- Przytuliłaś go chociaż?
- Trzy razy. Rozumiesz? Trzy razy w ciągu dwóch godzin. Jutro spotykamy się w "Delli". Zaprosił mnie na kawę - trzęsła się z emocji - To już za kilka godzin.
Chciałam dodać coś w stylu " Nie ciesz się na zapas. To nic takiego", ale pomyślałam jak ją tym zranię.
- Wyglądasz okropnie - szepnęła. Jej głowa leżała przy mojej.- Chcesz o tym pogadać?
Nie drgnęłam. Czułam, że wszystko mnie przerasta. Lena na pewno by mnie nie pobiła. Spojrzałam na jej delikatne ręce. Nie, to nie była ona. Zresztą jaki by miała powód? Nie znała nawet Olivera.
- Nie wiem kto mnie uratował. Wtedy w parku widziałam Nicka, ale się nie odezwał. Odszedł na tyle, że prawie znikł. Wtedy zaczął się koszmar - ręce zaczęły mi drgać. Poczułam chłód mieszający się z ulgą, że mogę z kimś o tym porozmawiać.- Powiedział " Nie węsz". Najgorsze jest to, że był tak silny. Z takiego opisu mógł to być mężczyzna. Po głosie brzmiało to jak kobieta. Sama nie wiem do czego się ustosunkować.
- Chodź tu kochana- objęła moje drżące ciało i zaczęła głaskać po włosach.
- Nic nie rozumiem Lena. Miałam być tu bezpieczna. On tu jest i wie o mnie. Nigdy nie należałam do żadnej sekty. Czego on chce?
- Naprawdę nie wiem, ale dojdziemy do prawdy.
- Nie możesz tego nikomu powiedzieć - wyrwałam się z jej objęć - Obiecaj.
- Obiecuje. 
Położyłam się na jej kolana a ona dalej bawiła się moimi włosami. Nie miałam sił.
- Kto przychodzi ci pierwszy na myśl? - przerwała chwilowe milczenie.
- Wszyscy.
Nagle do pokoju wszedł Feliks. Miał pogodną twarz i szeroki, piękny uśmiech. Położył palec na usta i machnął do nas ręką.
- O co ci chodzi? - zapytała jego siostra.
- Chodźcie.
Zeszłyśmy z nim po schodach. Lena podtrzymywała mnie z jednej a on z drugiej strony. W prawdzie mogłam sama chodzić jednak czułam, że w każdej chwili mogę stracić równowagę. Siostra posłała mi krótkie spojrzenie.
- Mamo, tato - oczy Kim błyszczały z radości - korzystając z okazji, że poznaliście już Feliksa chcę oficjalnie ogłosić - tu brodacz objął ją w pasie i dokończył zdanie - Za dwa miesiące chcemy się pobrać.
Dobrze, że siedziałam, bo naprawdę nie spodziewałam się, że Kimeny kiedykolwiek wyda się z jej słodką miłością. Mama i tata wyglądali na bardzo zdziwionych a za razem szczęśliwych.
- Będziemy rodziną - oznajmiła stojąca przy mnie Lena.
Bez wyrazu przyglądałyśmy się jak cała reszta płacze ze szczęścia, przytula się i tym podobne sprawy. Ponownie czułam się odtrącona.
- Myślisz, że zrobiła to specjalnie? - zapytałam cicho przyjaciółkę.
- Ale co?
- Nie widzisz tego - nasze spojrzenia powędrowały na sylwetkę szczupłej i seksownej Kim. - Odwraca uwagę rodziców ode mnie. 
- Przesadzasz - prychnęła.
Lecz ja wcale tak nie uważałam. Siostra mimo, że był to jej dom nie przyszła po nas tylko wysłała Feliksa. Może zasadniczo on sam po nas przyszedł. Czułam, że nie chciała abym tu była. Nasze spojrzenia się spotkały. Z rozbawionej Kim zszedł na chwilę uśmiech i przeszył mnie jej lodowaty wzrok. Następnie przytuliła się jak gdyby na pokaz do Feliksa. Musiałam być ostrożna. Każdy mógł być zabójcą.


[+/-]

Rozdział XIX

[+/-]

Rozdział XVIII

[+/-]

Rozdział XVII

Elegant Rose - Move