piątek, 31 lipca 2015

Rozdział XII


Lena była wspaniałym jeźdźcem a Spartan idealnym koniem. Czułam jak jest wysportowana trzymając się jej z tyłu, aby nie spaść z konia. Co chwilę wybuchałyśmy śmiechem spowodowanym moim pokracznym i niewyjaśnionym reagowaniem na ruchy zwierzęcia. W drodze powrotnej poprosiłam ją o spacer gdyż to miejsce było niezwykłe. Cisza, która nie była tylko głuchą ciszą. Zapach świeżo koszonej trawy, śpiew ptaków, bzykanie owadów. Gdzieś nieopodal spokojnego strumyka, konik polny uciął sobie fenomenalny koncert. Natomiast echem odbijały się kumkania żab w niewidocznym stawie. Gdybym pobyła tu dłużej na pewno byłabym zorientowana gdzie widmo-staw było ukryte.
-  Ile o mnie wiesz? – zapytałam niepewnie, mając w świadomości, że na pewno trochę wie.
- Tyle ile mi powiedziano. Same ogólniki. To tylko zarys twojej osoby a ja czekam aż wypełnisz go kolorami, abym miała pełen obraz.
- A jak mi idzie?
- Całkiem kolorowo – obdarowała mnie uśmiechem
- Wiem też że jutro się spotkamy.
- Jak ? Przecież ty mieszkasz tu a ja…
- To jest wioska. Tu nie ma szkoły, więc codziennie dojeżdżam autobusem. Feliks zdradził mi, że możliwe iż będziemy razem w klasie.
- Cudownie! – jeszcze nigdy nie cieszyłam się tak bardzo, że będę z kimś w klasie.
Lena nauczyła mnie jak czesać i karmić konie. Potem zagrała mi na gitarze własną piosenkę. Byłam zdziwiona, że żaden sponsor jeszcze jej nie promuje. Przez cały czas słuchałam taniego szajsu a to co ona stworzyła było pełne jej serca. Było to tworzone z pasją i uczuciami. Zgłodniałyśmy więc pojawiłyśmy się w końcu w domu. Chwyciłam za siatki pełne ubrań, które kupił mi Feliks i napotkałam spuszczony wzrok Leny. Następnie spojrzałam na wchłoniętego rozmową jej brata i rodziców. Chyba rozumiałam o co chodziło.
- Nigdy nic ci nie kupił? – zapytałam, kładąc rękę na jej ciepłym ramieniu.
Pokręciła przecząco głową. Nawet nie zdawana sobie sprawy jak bardzo ją rozumiem. Kim również nigdy nie była ze mną na zakupach. Udawała świetną siostrę, którą wcale nie była. Tu jedynie Lena i Feliks mieli świetny kontakt czego im zazdrościłam.
- Chodźmy do ciebie do pokoju. Jestem pewna, że coś dla ciebie znajdziemy.
- Naprawdę nie musisz.
- Ale chcę. Myślę, że ta błękitna bluzka w stokrotki będzie pasować jak ulał. Natomiast czarne jeansy i złotymi nitami podkreślą twoją talię. Zaufaj mi, teraz ja wykażę się moimi zdolnościami modowymi.
Na jej twarzy pojawiły się rumieńce. Spojrzałyśmy sobie w oczy. Trwało to sekundę, ale właśnie wtedy poczułam w niej oparcie. Ona dała mi kawałek siebie a teraz ja jej daję w jakiś sposób coś ode mnie. Na tym chyba właśnie polega przyjaźń. Taka prawdziwa przyjaźń. Taka, której nigdy nie doświadczyłam a myślałam, że znam już wszystkie uczucia.Obawiałam się jedynie, że Lena stanie się powodem który będzie mnie trzymał w tej okolicy. Byłoby okropne wybierać pomiędzy nią a domem. Odrzuciłam szybko tą myśl aby nie martwić się na zapas.
Po wspaniałym paradowaniu po pokoju i udawaniu modelek wzięło nas na zwierzenia. Leżałyśmy na łóżku chichocząc z opowiadanych przeżyć. Moje włosy zlewały się z jej. 
- Jeśli Feliks ożeni się z Kimeny będziemy rodziną. 
- Na 100% się pobiorą, bo on ciągle o niej mówi. A ty masz już kogoś na oku?
Poczułam ukłucie w żołądku. Zakręciło mi się w głowie. Kolejne wspomnienie zaczęło atakować moje serce.
"Było piękne popołudnie. Słońce ogrzewało nasze twarze. Leżałam na Oliverze a on bawił się moimi lokami. Wszystko zaplanował. Wyrwał mnie z domu na piknik na plaży. Co chwilę wymienialiśmy buziaki. Naglę zadał mi nieoczekiwane pytanie:
- Ile chciałabyś mieć dzieci?
Podparłam się na łokciach, bardzo zdziwiona. Spojrzałam na niego.
- Co to za pytanie, kotek?
- Normalne.
Patrzał teraz na ocean. Szum fal od zawsze go inspirował. 
- Chciałbym mieć cię za żonę.- przeniósł wzrok na mnie - Jesteś idealna.
Westchnęłam, ponownie kładąc głowę na nim. Spokojnym ruchem odszukałam jego ręki i wsunęłam palce w jego dłoń.
- Będziemy mieć dom nad morzem, dzieci, fabrykę czekolady i naszą miłość na całą wieczność - odparłam
- A co jeśli któregoś z nas zabraknie do realizacji tych marzeń? Nigdy nie będziemy szczęśliwi. 
Przechyliłam się aby na niego spojrzeć. Wyglądał jakby nie mówił do mnie, ale wypowiadał własne myśli na głos.
- Wtedy nigdy nie będziemy szczęśliwi. 
Zamyśliłam się rozważając jego słowa. Nigdy go nie stracę tego jestem pewna. Jest mój i tylko mój.
- Mo - przerwał ciszę.
- Co?
- Czy ty.. o nie! - grał doskonale przejętego. 
- Co? - powtórzyłam podnosząc się z siadu.
- Przytyłaś! - szybkim ruchem wstał i zaczął chichotać, gdyż zdawała sobie sprawę jak bardzo mnie to drażni. - O nie, już nie jesteś taka idealna. Nie mogę się z tobą ożenić. Moje życie legło w gruzach - odgrywał scenę rozpaczy nie mogąc powstrzymać się od przebiegłego uśmieszku. - Co ja teraz biedy zrobię na tym świecie. - Padł na kolana.
- Ja ci dam! - Ożywiałam się i zaczęłam gonić go po plaży. 
Kilka minut później złapał mnie i zarzucił na ramię. Był tak silny i wysportowany, że z łatwością wrzucił mnie do wody. Chwilę trwało chlapanie aż wreszcie przysunął mnie do siebie i delikatnie pocałował. 
- Kocham cię i nic nigdy tego nie zmieni. "
-Molly? - wyrwała mnie z zamyślenia. - Wszystko ok?
- Nie, Lena.- westchnęłam czując pustkę. Bolało wszystko co przypominało o niezagojonych ranach. Dawno jednak nikomu się nie żaliłam i czułam, że muszę w końcu to komuś powierzyć.
- Mój skarb umarł. Miesiąc temu miał wypadek.- zawahałam się - niewykluczone, że ktoś go zabił. 
 Lena była wspaniałą powierniczką. Słuchała nie zadając pytań. Opowiedziałam jej kilka momentów z życia przed wypadkiem, o zdradzie z Amber, o Dorianie, o życiu po wypadku. Nie pominęłam nawet tego jak bardzo drażniła mnie własna siostra oraz za kogo wzięłam w pierwszej kolejności Feliksa. Zostało tylko jedno. Tak wspaniale było się pozbyć tego co leżało na sercu. Lena bardzo dobrze mnie rozumiała i postanowiłam, że dokończę wszystko.
- Jest jeszcze coś.- przyznałam.- Chodzi o takiego..- zawiesił mi się głos.
- Chłopaka? - zachęciła dalej Lena.
- Tak - przyznałam po dłuższym milczeniu.
- Ciężko mi to przychodzi, ale naprawdę zrobił na mnie wrażenie. Ma na imię Nick i jest stąd. Tyle, że kiedy o nim mówię, albo chociażby o nim myślę czuję jak tracę Olivera. To tak jakbym zadawała mu ból. Czy jest coś ze mną nie tak?
- O nie kochana, po prostu to jeszcze za szybko abyś dała komuś się pokochać.
- Boję się też, że kiedy pogodzę się z ostateczną utratą moich marzeń a rana w sercu zacznie się goić zostanę sama - spuściłam wzrok i zalałam się łzami. - To takie niesprawiedliwe.
- Na pewno sobie kogoś znajdziesz! Jesteś śliczna!
- Tak tylko czy będę potrafiła kogoś ponownie pokochać?
Nic tym razem nie odpowiedziała. Jak prawdziwa przyjaciółka przysunęłam się bliżej i mocno przytuliła dając mi czas na dojście do siebie. Po raz pierwszy w życiu poczułam, że komuś na mnie zależy, że ktoś mnie rozumie.

[+/-]

Rozdział XII

Elegant Rose - Move