Każda historia zaczyna
się wraz z pierwszym oddechem. A może jeszcze wcześniej? Skoro nie
znamy początku to zakończenie jest dla nas, albo bez sensu, albo po
prostu kończy się nie tak jak trzeba. Miliony razy mówiłam sobie "dziś zaczynam nowe lepsze życie
". Nigdy go nie zaczęłam. Tracę czas na wszystko co jest rutyną a to
co kocham zostawiam w tyle i zapominam. Dlatego nie mam marzeń.
Tej pamiętnej nocy
czułam się jak nic nieznaczący kamień rzucony w kąt, aby nie
przeszkadzał innym w przechodzeniu. Znałam to uczucie dobrze, ale wtedy
było to jak ostateczny nóż w plecy. Drgnęłam pod wpływem natłoku
negatywnych myśli. Po raz kolejny tego dnia zalałam się łzami, gdy nagle
usłyszałam dzwonek. Szybkie kroki mojej mamy zapracowanej w kuchni.
Otworzyła drzwi. O ściany obiło się echo rozmowy. Serce zaczęło bić
mocnej. Nie dopuszczałam do świadomości tej myśli, że przyszedł,
ponieważ byłam zła na Olivera. Szybko wślizgnęłam się do łóżka, nakryłam
śnieżnobiałą kołdrą i czekałam. Jego kroki z początku były rytmiczne
ale tuż przed moim pokojem zwolnił. Bardzo chciałam żeby wszedł ale z
drugiej strony za kilka minut wybuchnę i roztrzaskam go o ścianę.
Więc tak czekaliśmy. On "przed" a ja "za" drzwiami z napisem kurczaków nie wpuszczamy,
jaki napisał mój mały kuzyn który jest wegetarianinem i cała historia,
której nie zrozumie żaden normalny człowiek. W dużym skrócie: Dziecko
panicznie boi się drobiu więc powiedziałam mu, że w moi pokoju go nie
ma.
- Molly?
Jego głos jeszcze nigdy nie brzmiał tak słabo.
- Przepraszam. Naprawdę.
Zamilkł.
Czułam, że teraz ja powinnam się odezwać, ale byłam zwinięta w taką kulkę, że nawet gdybym coś powiedziała, nie usłyszałby.
- Lody?
Jego głos był
wyraźniejszy więc przypuszczałam, że już wszedł i na mnie patrzy.
Odwróciłam głowę w jego stronę i posłałam mu pełne wyrzutów spojrzenie.
Coż, nie było tak jak planowałam. Ranienie nie jest w moim stylu.
Wyglądałam bardziej jak rozjechany zajączek niż wściekła lwica.
Delikatnie wstałam jakbym chciała, żeby zdążył się jeszcze na mnie
popatrzeć przed wybuchem bomby słów. Stanęłam przed nim. Nasze oddechy
zgrały się w jedną całość. Gdybym bardzo chciała, słyszałabym bicie jego
serca. Czułam każdą jego przewagę. Był wysoki z pięknymi niebieskimi
jak morze oczami, pełen smutku i skruchy.
Moje serce waliło jak
oszalałe. Podgryzłam dolną wargę. Oliver czekał najwyraźniej na mój
krok. Na to, że go obejmę i pocałuję. Nogi miałam jak z waty. Naprawdę
byłam w stanie to zrobić. Wręcz marzyłam o muśnięciu jego ust. Tak
bardzo pragnęłam go przytulić, dotknąć jego skóry, pogładzić włosy,
wtulić się w umięśnione ramiona. Był o krok ode mnie a jednak za
daleko. Jednak była prawda, która złamała mi serce na pół. Łzy
nieustannie napływały do oczu a ręce drżały z rozpaczy. Tłumiony ból
przynosił miliony pytań, z których wydobyłam z siebie ciche, smutne:
- Chodźmy.