poniedziałek, 14 grudnia 2015

Rozdział XXV

Plum, plum... kropelki spadały z dachu. Natychmiast odzyskałam świadomość i spojrzałam na twarz kobiety. Rysy jej twarzy były nie wyraźne. Wyglądała na czterdziestkę z roztrzepanymi włosami. Znajdowałyśmy się nadal w tym samym budynku.
- Pffja..aja - wymamrotała coś niezrozumiałego.
- Wystraszyła mnie pani - podniosłam się z zimnej podłogi. Mokre ręce wytarłam w spodnie.
- Wystraszyć to ja cie dopiero wystraszę.
Swobodność jej głosu przerażała. Następnie okazała mi chytry uśmiech. Zaczęłam po ciemku szukać telefonu.
- Szukasz tego?
Kobieta nie była głupia. Trzymała w ręku moją własność. Raptem wsunęła go do kieszeni i wyjęła papierosa.
- Chcesz?
- Nie - trzymałam się na dystans. - Ale telefon z chęcią.
Zaśmiała się tak okropnie i tak koszmarnie, że przechodziły dreszcze.
- Kochaniutka, ja bym skorzystała. To może być ostatnia chwila w twoim życiu - udawała sarkastycznie zatroskaną. - Mi zabraniali tego przez 5 lat. Pięć cholernych lat zmarnowanych w szpitalu. 
Potem wydała z siebie kolejne niezrozumiałe wyrazy poprzeplatane ze śmiechem. Zdobyłam się na odwagę i zapytałam.
- Co chcesz mi zrobić? Przecież ja nawet nie wiem  kim ty jesteś.
- Ale ja wiem!- krzyknęła, a echo niosło się długim ostatnim wyrazem.
Ekspresowo rzuciłam się do wyjścia. Całkiem łatwo poszło.
- Hola Hola! Jak mój syn mógł być z taką nieudacznicą.
Kolejny wybuch śmiechu świra.
- Zareglowałam drzwi tak dobrze jak nigdy. Naprawdę myślałaś, że uciekniesz? Jesteś rozkoszna. I taka mała uwaga. Na podłodze rozlana jest benzyna. Cukiereczku - zaciągnęła w płuca dym nikotyny - spłoniesz razem ze mną. Tylko wypalę go troszeczkę. Ah, nawet nie wiesz jak mi go brakowało. Pięć lat.
Przełknęłam ślinę. Miałam do czynienia z nieobliczalną osobą.
- Jak to syn? To pomyłka przysięgam.
- Nie Molly - uśmiechnęła się z drugiego końca sali. - Oliver był dobrym chłopakiem.
Przekonałam się, że równie szybko jak wybuchy śmiechu ma skłonności do rozpaczy. Zaczęła jęczeć i rzucać starymi, połamanymi krzesłami.
- On jeden mnie odwiedzał. Jedyny!
 To wspomnienie nie było tak odległe. Oliver nigdy nie opowiadał mi o matce. Tyle, że jedzie do szpitala, bo jest bardzo chora. Ale to ona? Dlaczego chce zrobić mi krzywdę? To nie miało sensu.
-Wybacz mi, ale nie mam wyjścia.
- Nic mu nie zrobiłam przysięgam.
Mignięcie papierosa lecącego na ziemię. Samozapłon kobiety a potem rozprzestrzeniający się w szybkim czasie ogień.
- Pomocy!! Niech mi ktoś pomoże!- darłam gardło.
Drzwi były obwiązane łańcuchami. Zrobiło się gorąco. Biegłam po schodach. Drewniane rusztowania zaczęły się zawalać. Jedna po drugiej jak domek z kart. Kasłałam. Dym gryzł mnie w gardle.
- Pomocy!!
Zapadłam się w sobie i przeskoczyłam nad płonącym stołem. Temperatura wzrastała niczym w gorącym garze. Duchota i płomienie. Gdzie teraz iść. Nieprzewidzianie poczułam zawalający się grunt pod nogami. Skoczyłam najszybciej jak się dało. Stara metalowa szafka która kiedyś służyła jako magazyn na dokumenty przewróciła się wprost na mnie. Ból był okropny. Przenikał do szpiku kości.
- Pomocy - wyszeptałam. - Niech mi ktoś pomoże.
Wtem rozległo się głośne:
- Molly?
- Jestem tu!
Szafka zaczęła płonąć. Poczułam palącą się stopę.
Chłopak napiął mięśnie i przechylił rozgrzany mebel na drugą stronę. Wziął mnie w ramiona. Wybiegł najszybciej jak mógł na zewnątrz. Byliśmy czarni i wykończeni. Przełknęłam cierpką ślinę.
- Nick
- Cii, już po wszystkim- obejmował mnie całym sobą w blasku palącego się magazynu.
Po kilku minutach pojawiła się po kolei policja i straż. To był koniec. Zakończył się mój koszmar.
Mimo tak ogromnego bólu obrażenia nie były spore. Zadawałam sobie sprawę, że gdyby nie Nick dawno płonęłabym pod ciężarem szafki. Otrzymałam ciepły koc w oczekiwaniu na pogotowie. Siedziałam obok prawdziwego bohatera. Jeff obszedł teren i otrzymał pierwsze dane od gaszących budynek strażaków. Wtedy właśnie podjechała karetka.
- Mo, czy wiesz kto spłoną w środku? Znaleziono..
- Tak wiem - zrobiłam mały odstęp i powoli odpowiedziałam- Mama Olivera. 
Na taki obrót sprawy Nick aż zesztywniał. Spojrzał wystraszony w moje oczy.
- Będę ci dziękować do końca życia - wyszeptałam.


Trzy dni później wypisano nas ze szpitala. Fakty które wyszły na jaw nie szokowały po tym co przeżyłam. Otóż Kimeny w sekretariacie zeznała, że w dzień który potencjalnie przyszedł do mnie Oliver i wyszłam z nim ostatni raz z domu, ona przyjechała do rodziców. Teraz na spokojnie tłumaczyła to samo mi ze łzami w oczach.
- Byłam tam. Poprzedniego tygodnia zabrałam z twojego pokoju włos do badania. Jakież było moje zdziwienie kiedy wynik wyszedł pozytywny po tym jak za pierwszym razem na papierach wyraźnie zostało napisane, że nie jesteśmy siostrami. Z oby dwoma wynikami pojechałam do rodziców. Widziałam jak odchodzisz z Oliverem. Było mi to, przyznam na rękę, bo mogłam wydrzeć się ile chciałam na rodziców. Byli zszokowani, że po tylu latach doszłam prawdy. Proponowali mi wiele, ale nic mnie nie przekonywało. Żadne rzeczy tego świata nie mogły zrekompensować takiej krzywdy. Porzucona na śmietniku zostałam adoptowana przez Dana, twojego tatę. Ubiegali się bardzo długo o prawa nade mną, ponieważ od dłuższego czasu starali się o dziecko i nic nie wskazywało, że będą mieć własne. Na mocy sądu padł wyrok na prawdziwą matkę. Została skazana na więzienie. Wyparła się mnie jak śmiecia, ale to nie koniec. Skoro jeden wynik był pozytywny musiał być ktoś kto jednak był ze mną spokrewniony. To właśnie Oliver. Tylko on mógł nocować u ciebie. Wpadłam w szał i wybiegłam z domu. Rodzice bardzo się przejęli, bo zależało im na naszych dobrych stosunkach. Kiedy wsiadałam do auta zostawionego kawałek za domem, wróciłaś ty. Biłam się z myślami czy z nim nie porozmawiać. Zrobiłam to. Udawałam przez nim, że zepsuło mi się auto i czy nie podwiózł by mnie kilka miejscowości dalej. Był dobrym chłopakiem. Widziałam jak po drodze kupował ci czekoladki oraz z jakim szczęściem wypowiadał twoje imię. No i pękłam. Zapytałam o mamę. Na początku milczał, ale ja nie dałam za wygraną. Strasznie się wtedy wkurzył. Jednak kiedy postawiłam go przed faktem dokonanym kazał mi wysiąść. Z piskiem opon zatrzymał samochód i krzyczał, żebym nie niszczyła waszego szczęścia. Odkryłam też wtedy, że jedzie do zakładu psychiatrycznego. Rzecz jasna do matki. Właśnie wtedy to się stało. Poszarpaliśmy się trochę. Stąd wezwanie policji i podejrzenia, ale ja go nie zabiłam. Ruszył zbyt szybko. Nie wyrobił zakrętu. Spanikowałam i uciekłam. Zapewniam cię, że rodzice nic nie wiedzieli. Oprócz tego, że uratowali mnie z rąk najgorszej matki na świecie. Nie doszukuj się motywów w niej, bo po prostu była niezrównoważona. Może chciała zemsty, a może kierowało w niej podejrzenie, że tylko ty jedyna możesz bez strachu dojść do prawdy. Na koniec chciałabym prosić cię, żebyś o mnie nie zapominała.
Odetchnęłam ciężko. Nie miałam jej nic do powiedzenia. Potrzebowałyśmy czasu. Cieszyło mnie, że w końcu wszystko zostało wyjaśnione do końca. Byłam bezpieczna. Mój koszmar się skończył.
Następnego dnia przez całe popołudnie zwierzałam się Lenie. Najpiękniejsze uczucie gdy masz przy sobie osobę, której możesz polegać bezgranicznie. Korzystając z okazji, że bardzo szybko się ściemniło powiadomiłam mamę, że chciałabym zostać na noc u Nicka, bo bez sensu byłaby kolejna nocna jazda do domu. Szybko znalazłam się w jego ramionach. Leżeliśmy i oglądaliśmy film. Ostatnie wydarzenia bardzo nas do siebie zbliżyły. Nadal jednak byliśmy pod wpływem większości tych negatywnych wspomnień. W pewnym momencie kiedy mieliśmy kłaść się spać, on pochylił się nade mną. Zaskakująco szybko nastąpiły kolejne ruchy. Jego wargi musnęły moje. Poczułam się niczym wolny ptak. O takim zwrocie akcji nawet nie marzyłam. Ku mojemu zaskoczeniu wszystkie blizny przeszłości zaczęły mniej dokuczać. Liczył się teraz on.
Tej nocy stoczyłam ostateczną bitwę z własnymi lękami. Nawiedził mnie koszmar. Monotonnie wciąż to samo. Biegnę tracąc siły. Upadam i krzyczę. Osoba za mną jest blisko. Wydaje znajomy wybuch śmiechu. Tym razem się nie poddaje. Wiem, że tam gdzie kończą się drzewa, zaczyna się łąka a na niej czeka Nick. Wpadam w jego ramiona. Jestem dumna, że po raz pierwszy przebiegłam ten dystans, że się nie poddałam. Odwracam się by zobaczyć drugą osobę. Po wszystkich przeżyciach już się nie bałam. Stawałam twarzą w twarz z koszmarem. Jakież było moje zdziwienie gdy goniącą mnie osobą okazał się Oliver.
- Molly? Ei, jestem tu spokojnie.
Wtuliłam się bardziej w niego. Poświęcił dla mnie mecz. Nie wyobrażam sobie co mogłoby się wydarzyć gdyby nie on.
- Spokojnie - gładził moją rękę.- Jestem tu.- szepnął - I będę zawsze.
 





9 komentarzy:

  1. Piękne zakończenie <3- #1

    OdpowiedzUsuń
  2. My też zawsze będziemy z tobą <3 Oliwer ...<3 Suuper zakończenie!!! Jesteś najlepsza!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne ♥ Mam nadzieję,że będziesz jeszcze pisać jakieś historie.Jesteś mega pomysłowa.

    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ci dziękuję <3 największą motywacja do dalszego pisania jest wsparcie i komentarze czytelników:* dziękuję

      Usuń
  4. Niesamowite o.o !! :* /K

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdzial :) jestes mega dobra w tym co robisz :) oby tak dalej :)

    http://wooho11.blogspot.com/ - Zapraszam! :) Jeśli Ci się spodoba - zaobserwuj :) Dopiero zaczynam i to duża motywacja, na pewno się odwdzięcze :)

    OdpowiedzUsuń

Rozdział XXV

| |

Plum, plum... kropelki spadały z dachu. Natychmiast odzyskałam świadomość i spojrzałam na twarz kobiety. Rysy jej twarzy były nie wyraźne. Wyglądała na czterdziestkę z roztrzepanymi włosami. Znajdowałyśmy się nadal w tym samym budynku.
- Pffja..aja - wymamrotała coś niezrozumiałego.
- Wystraszyła mnie pani - podniosłam się z zimnej podłogi. Mokre ręce wytarłam w spodnie.
- Wystraszyć to ja cie dopiero wystraszę.
Swobodność jej głosu przerażała. Następnie okazała mi chytry uśmiech. Zaczęłam po ciemku szukać telefonu.
- Szukasz tego?
Kobieta nie była głupia. Trzymała w ręku moją własność. Raptem wsunęła go do kieszeni i wyjęła papierosa.
- Chcesz?
- Nie - trzymałam się na dystans. - Ale telefon z chęcią.
Zaśmiała się tak okropnie i tak koszmarnie, że przechodziły dreszcze.
- Kochaniutka, ja bym skorzystała. To może być ostatnia chwila w twoim życiu - udawała sarkastycznie zatroskaną. - Mi zabraniali tego przez 5 lat. Pięć cholernych lat zmarnowanych w szpitalu. 
Potem wydała z siebie kolejne niezrozumiałe wyrazy poprzeplatane ze śmiechem. Zdobyłam się na odwagę i zapytałam.
- Co chcesz mi zrobić? Przecież ja nawet nie wiem  kim ty jesteś.
- Ale ja wiem!- krzyknęła, a echo niosło się długim ostatnim wyrazem.
Ekspresowo rzuciłam się do wyjścia. Całkiem łatwo poszło.
- Hola Hola! Jak mój syn mógł być z taką nieudacznicą.
Kolejny wybuch śmiechu świra.
- Zareglowałam drzwi tak dobrze jak nigdy. Naprawdę myślałaś, że uciekniesz? Jesteś rozkoszna. I taka mała uwaga. Na podłodze rozlana jest benzyna. Cukiereczku - zaciągnęła w płuca dym nikotyny - spłoniesz razem ze mną. Tylko wypalę go troszeczkę. Ah, nawet nie wiesz jak mi go brakowało. Pięć lat.
Przełknęłam ślinę. Miałam do czynienia z nieobliczalną osobą.
- Jak to syn? To pomyłka przysięgam.
- Nie Molly - uśmiechnęła się z drugiego końca sali. - Oliver był dobrym chłopakiem.
Przekonałam się, że równie szybko jak wybuchy śmiechu ma skłonności do rozpaczy. Zaczęła jęczeć i rzucać starymi, połamanymi krzesłami.
- On jeden mnie odwiedzał. Jedyny!
 To wspomnienie nie było tak odległe. Oliver nigdy nie opowiadał mi o matce. Tyle, że jedzie do szpitala, bo jest bardzo chora. Ale to ona? Dlaczego chce zrobić mi krzywdę? To nie miało sensu.
-Wybacz mi, ale nie mam wyjścia.
- Nic mu nie zrobiłam przysięgam.
Mignięcie papierosa lecącego na ziemię. Samozapłon kobiety a potem rozprzestrzeniający się w szybkim czasie ogień.
- Pomocy!! Niech mi ktoś pomoże!- darłam gardło.
Drzwi były obwiązane łańcuchami. Zrobiło się gorąco. Biegłam po schodach. Drewniane rusztowania zaczęły się zawalać. Jedna po drugiej jak domek z kart. Kasłałam. Dym gryzł mnie w gardle.
- Pomocy!!
Zapadłam się w sobie i przeskoczyłam nad płonącym stołem. Temperatura wzrastała niczym w gorącym garze. Duchota i płomienie. Gdzie teraz iść. Nieprzewidzianie poczułam zawalający się grunt pod nogami. Skoczyłam najszybciej jak się dało. Stara metalowa szafka która kiedyś służyła jako magazyn na dokumenty przewróciła się wprost na mnie. Ból był okropny. Przenikał do szpiku kości.
- Pomocy - wyszeptałam. - Niech mi ktoś pomoże.
Wtem rozległo się głośne:
- Molly?
- Jestem tu!
Szafka zaczęła płonąć. Poczułam palącą się stopę.
Chłopak napiął mięśnie i przechylił rozgrzany mebel na drugą stronę. Wziął mnie w ramiona. Wybiegł najszybciej jak mógł na zewnątrz. Byliśmy czarni i wykończeni. Przełknęłam cierpką ślinę.
- Nick
- Cii, już po wszystkim- obejmował mnie całym sobą w blasku palącego się magazynu.
Po kilku minutach pojawiła się po kolei policja i straż. To był koniec. Zakończył się mój koszmar.
Mimo tak ogromnego bólu obrażenia nie były spore. Zadawałam sobie sprawę, że gdyby nie Nick dawno płonęłabym pod ciężarem szafki. Otrzymałam ciepły koc w oczekiwaniu na pogotowie. Siedziałam obok prawdziwego bohatera. Jeff obszedł teren i otrzymał pierwsze dane od gaszących budynek strażaków. Wtedy właśnie podjechała karetka.
- Mo, czy wiesz kto spłoną w środku? Znaleziono..
- Tak wiem - zrobiłam mały odstęp i powoli odpowiedziałam- Mama Olivera. 
Na taki obrót sprawy Nick aż zesztywniał. Spojrzał wystraszony w moje oczy.
- Będę ci dziękować do końca życia - wyszeptałam.


Trzy dni później wypisano nas ze szpitala. Fakty które wyszły na jaw nie szokowały po tym co przeżyłam. Otóż Kimeny w sekretariacie zeznała, że w dzień który potencjalnie przyszedł do mnie Oliver i wyszłam z nim ostatni raz z domu, ona przyjechała do rodziców. Teraz na spokojnie tłumaczyła to samo mi ze łzami w oczach.
- Byłam tam. Poprzedniego tygodnia zabrałam z twojego pokoju włos do badania. Jakież było moje zdziwienie kiedy wynik wyszedł pozytywny po tym jak za pierwszym razem na papierach wyraźnie zostało napisane, że nie jesteśmy siostrami. Z oby dwoma wynikami pojechałam do rodziców. Widziałam jak odchodzisz z Oliverem. Było mi to, przyznam na rękę, bo mogłam wydrzeć się ile chciałam na rodziców. Byli zszokowani, że po tylu latach doszłam prawdy. Proponowali mi wiele, ale nic mnie nie przekonywało. Żadne rzeczy tego świata nie mogły zrekompensować takiej krzywdy. Porzucona na śmietniku zostałam adoptowana przez Dana, twojego tatę. Ubiegali się bardzo długo o prawa nade mną, ponieważ od dłuższego czasu starali się o dziecko i nic nie wskazywało, że będą mieć własne. Na mocy sądu padł wyrok na prawdziwą matkę. Została skazana na więzienie. Wyparła się mnie jak śmiecia, ale to nie koniec. Skoro jeden wynik był pozytywny musiał być ktoś kto jednak był ze mną spokrewniony. To właśnie Oliver. Tylko on mógł nocować u ciebie. Wpadłam w szał i wybiegłam z domu. Rodzice bardzo się przejęli, bo zależało im na naszych dobrych stosunkach. Kiedy wsiadałam do auta zostawionego kawałek za domem, wróciłaś ty. Biłam się z myślami czy z nim nie porozmawiać. Zrobiłam to. Udawałam przez nim, że zepsuło mi się auto i czy nie podwiózł by mnie kilka miejscowości dalej. Był dobrym chłopakiem. Widziałam jak po drodze kupował ci czekoladki oraz z jakim szczęściem wypowiadał twoje imię. No i pękłam. Zapytałam o mamę. Na początku milczał, ale ja nie dałam za wygraną. Strasznie się wtedy wkurzył. Jednak kiedy postawiłam go przed faktem dokonanym kazał mi wysiąść. Z piskiem opon zatrzymał samochód i krzyczał, żebym nie niszczyła waszego szczęścia. Odkryłam też wtedy, że jedzie do zakładu psychiatrycznego. Rzecz jasna do matki. Właśnie wtedy to się stało. Poszarpaliśmy się trochę. Stąd wezwanie policji i podejrzenia, ale ja go nie zabiłam. Ruszył zbyt szybko. Nie wyrobił zakrętu. Spanikowałam i uciekłam. Zapewniam cię, że rodzice nic nie wiedzieli. Oprócz tego, że uratowali mnie z rąk najgorszej matki na świecie. Nie doszukuj się motywów w niej, bo po prostu była niezrównoważona. Może chciała zemsty, a może kierowało w niej podejrzenie, że tylko ty jedyna możesz bez strachu dojść do prawdy. Na koniec chciałabym prosić cię, żebyś o mnie nie zapominała.
Odetchnęłam ciężko. Nie miałam jej nic do powiedzenia. Potrzebowałyśmy czasu. Cieszyło mnie, że w końcu wszystko zostało wyjaśnione do końca. Byłam bezpieczna. Mój koszmar się skończył.
Następnego dnia przez całe popołudnie zwierzałam się Lenie. Najpiękniejsze uczucie gdy masz przy sobie osobę, której możesz polegać bezgranicznie. Korzystając z okazji, że bardzo szybko się ściemniło powiadomiłam mamę, że chciałabym zostać na noc u Nicka, bo bez sensu byłaby kolejna nocna jazda do domu. Szybko znalazłam się w jego ramionach. Leżeliśmy i oglądaliśmy film. Ostatnie wydarzenia bardzo nas do siebie zbliżyły. Nadal jednak byliśmy pod wpływem większości tych negatywnych wspomnień. W pewnym momencie kiedy mieliśmy kłaść się spać, on pochylił się nade mną. Zaskakująco szybko nastąpiły kolejne ruchy. Jego wargi musnęły moje. Poczułam się niczym wolny ptak. O takim zwrocie akcji nawet nie marzyłam. Ku mojemu zaskoczeniu wszystkie blizny przeszłości zaczęły mniej dokuczać. Liczył się teraz on.
Tej nocy stoczyłam ostateczną bitwę z własnymi lękami. Nawiedził mnie koszmar. Monotonnie wciąż to samo. Biegnę tracąc siły. Upadam i krzyczę. Osoba za mną jest blisko. Wydaje znajomy wybuch śmiechu. Tym razem się nie poddaje. Wiem, że tam gdzie kończą się drzewa, zaczyna się łąka a na niej czeka Nick. Wpadam w jego ramiona. Jestem dumna, że po raz pierwszy przebiegłam ten dystans, że się nie poddałam. Odwracam się by zobaczyć drugą osobę. Po wszystkich przeżyciach już się nie bałam. Stawałam twarzą w twarz z koszmarem. Jakież było moje zdziwienie gdy goniącą mnie osobą okazał się Oliver.
- Molly? Ei, jestem tu spokojnie.
Wtuliłam się bardziej w niego. Poświęcił dla mnie mecz. Nie wyobrażam sobie co mogłoby się wydarzyć gdyby nie on.
- Spokojnie - gładził moją rękę.- Jestem tu.- szepnął - I będę zawsze.
 





9 komentarze :

Anonimowy pisze...

Super !!!

Anonimowy pisze...

Piękne zakończenie <3- #1

Anonimowy pisze...

My też zawsze będziemy z tobą <3 Oliwer ...<3 Suuper zakończenie!!! Jesteś najlepsza!!!

Unknown pisze...

Bardzo Dziekuje <33

Magda.Sara pisze...

Piękne ♥ Mam nadzieję,że będziesz jeszcze pisać jakieś historie.Jesteś mega pomysłowa.

Pozdrawiam ♥

Unknown pisze...

Bardzo ci dziękuję <3 największą motywacja do dalszego pisania jest wsparcie i komentarze czytelników:* dziękuję

Anonimowy pisze...

Niesamowite o.o !! :* /K

Unknown pisze...

<33

Wooho pisze...

Świetny rozdzial :) jestes mega dobra w tym co robisz :) oby tak dalej :)

http://wooho11.blogspot.com/ - Zapraszam! :) Jeśli Ci się spodoba - zaobserwuj :) Dopiero zaczynam i to duża motywacja, na pewno się odwdzięcze :)

Prześlij komentarz

.

Elegant Rose - Move