czwartek, 11 czerwca 2015

Rozdział IX

Nie dano mi długo spać, bo już o 6 dobiegły mnie dziwne odgłosy z kuchni. Czułam zapach boczku smażonego na patelni. Gwizdał czajnik. Przez uchylone okno wpadał śpiew ptaków, który mieszał się z rozmową. Taki pakiet otrzymałam w sobotni poranek. Leżałam patrząc w sufit gdy nagle mnie zatkało. Skoro ja jestem tu a Kim w kuchni, to kto z nią rozmawia? Pierwsza myśl : KIMENY jest PSYCHICZNA i rozmawia ze sobą. Żartuję. Po prostu wstałam.
- Też Cię kocham.
Tyle co zdążyłam usłyszeć a obydwie osoby odskoczyły. Kim poprawiła pośpiesznie włosy. Zaczęła czegoś energicznie szukać. Pewnie słów.
- O Molly! Już kochanie wstałaś? - przesłodziła.
- A nie powinnam?
To zakończyło naszą rozmowę i przeniosłam wzrok na drugą osobę a potem z powrotem na  siostrę. Ona w odpowiedzi udała, że jest zaskoczona i nie wie o co mi chodzi. Wydusiłam w końcu z siebie kilka wyrazów:
- A pan to kto?
- Feliks.
Prawie parsknęłam śmiechem. Feliks? Naprawdę? Imię troszeczkę jak faraon. Mężczyzna natomiast miał brodę i przypominał hipisa, ale że była sobota podejrzewałam, że na co dzień chodzi w garniturze. Tu tak jest. Wszystko na odwrót.
- Czy wy? - gestykulowałam rekami.
- Molly, Molly - podeszła do mnie i objęła ramieniem - Feliks to mój narzeczony. Zawiezie nas na urodziny.
- Aha. - odparłam jakby to wszystko było normalne i wcale mnie nie dziwiło.
O 15 zbiegłam po schodach i wpakowałam pośpiesznie w auto. Byłam zmęczona i roztargniona. Ledwo co zdążyłam przejrzeć poranne wiadomości i poszukać czegoś w sprawie wypadku. Nie miałam ochoty na żadne przyjęcia. Jednak czego nie robi się dla siostry. Myślami byłam gdzieś w moim poprzednim, ułożonym życiu.
Brodacz ruszył energicznie niczym mistrz kierownicy. Z przyzwyczajenia włożyłam rękę do tylnej kieszeni po telefon. Cholera! Zostawiałam go na półce.
Przejeżdżając obok parku dostrzegłam pochylonego na ławce Nicka. Wtedy mnie olśniło. Czy ja naprawdę mam taką sklerozę? Jak mogłam go tak wystawić? Nawet nie miałam jak go poinformować, że jednak nie przyjdę. Ubrany był w  białą koszulkę z napisem " Hate Monday". Wyglądał uroczo. Zerkał na zegarek. Zrobiło mi się tak strasznie głupio, że o nim zapomniałam. Położyłam rękę na szybę. Tak bardzo chciałabym siedzieć z nim na ławce a nie jechać na idiotyczne przyjęcie. Naglę moje myśli odbiły się z powrotem w mojej głowie. " Chciałabym siedzieć z nim na ławce.." Zaczęłam sama siebie nienawidzić. Jak mogę być taka pusta? Kocham Olivera, koniec kropka. Brzydzę się sobą. Jeśli mój chłopak nie żyje to zna moje myśli, a ja ewidentnie go zdradzam. To żałosne. Tak bardzo Cię przepraszam mój skarbie. Usiadłam prosto w samochodzie i zmusiłam się do uśmiechu. Dobrze się stało, że jadę a nie patrzę w oczy Nickowi. Sama nie wierzyłam w to co myślałam, ale chciałam, aby tak było.
   Było przeraźliwie głośno. Cały dom Candy to istne ogromne muzeum. Inaczej wyobrażałam sobie to wszystko. Mieszkała jak księżniczka. Zupełnie nie mogłam się odnaleźć. Raz z jednej raz z drugiej strony ktoś na mnie wchodził, popychał, nie zauważał. Naraz ruda idiotka wylała na mnie różowy poncz. Wycofałam się z tej chorej gry i wyruszyłam na poszukiwanie łazienki. Prawie w każdym rogu całowali się ludzie. Jacyś chłopacy urządzili zjazd ze schodów w koszu. Gdyby ojciec wiedział jakie towarzystwo ma Kimeny w życiu nie zostawił by jej w tym mieście sam. Co gorsza nie wiedział nawet o narzeczonym. Ten cały Feliks wydawał mi się jakimś narkomanem. Będę na niego mieć oko. Weszłam do pustego pokoju na poddaszu. Lepsze to niż nic. Zamykając drzwi za sobą moje uszy odetchnęły z ulgą. Hałas jaki nosił się po całym mieszkaniu był tu tłumiony. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Przytulne miejsce. Jedno kremowe łóżko z baldachimem, trzy zdobione krzesła przy szklanym stoliku, półki, szafa i toaletka z ogromnym lustrem i milionami lampek dookoła. Cudownie. Wypatrzyłam sobie chusteczki, aby wyczyścić sukienkę. Były tak wysoko na półce, ze zaczęłam skakać by je dosięgnąć. Na raz strąciłam je ręką i spadły wraz z papierami.
- Ups.
Podniosłam wycinek gazety i zamierzałam odłożyć na miejsce gdy w ostatniej chwili, rzucił mi się charakterystyczny nagłówek. " OSIEMNASTOLATEK ZGINĄŁ "  dalej " Czy to syn Georga?" Kto to jest Georg ? a potem " Jesteśmy pewni, że Mr. Timber chce uchronić córkę, ale przecież przed takim błędem nie da się chronić. Policja z Koweltown interweniuje w tej sprawie." przemieszałam kolejne notatki i zobaczyłam wczorajszą datę. " Narkoman w ciężkim stanie przewieziony z przedmieścia do lokalnego szpitala. Mężczyzna został pobity . Trzy rany cięte. Sprawcy uciekli z miejsca wypadku. Śledztwo w toku". Zakryłam usta ręką i odparłam:
- Dorian.
Drzwi otworzyły się z hukiem.
- Mała wychodź stąd!
Chłopak trzymał rozbawioną dziewczynę na rękach.
- No już! Szybciutko. I nie patrz się tak!
Najserdeczniej w świecie miałam dosyć. Nic już nie rozumiałam. W takim razie wcale nie byłam tu dlatego, żeby zmienić mi środowisko tylko dlatego, aby mnie ukryć. Tylko dlaczego? Czy ktoś zabił Olivera? Nie daruje draniowi! Rana na sercu ponownie się rozdarła. Poczułam ten sam ból kiedy go straciłam. Przenikliwy. Przywykłam do tego, że był to wypadek a nie zbrodnia! Dlaczego nikt mi nic nie mówi? Starałam się opanować emocje. Ludzie bawili się w najlepsze kiedy świat przygniótł mnie nowymi faktami. Złapałam się na tym, ze patrzę na chłopaka opartego o ścianę a on na mnie. Szybko spuściłam wzrok. Nie miałam chęci tu być. Do cholery co ja tu robię? Zaraz zwariuję.
- Kim chcę jechać do domu! - wrzasnęłam kiedy znalazłam ją wśród tłumu.
- Teraz? - zapytała najwyraźniej rozbawiona.
- Tak teraz! - wrzasnęłam przekrzykując muzykę.
- Idę poszukać Feliksa.
Spoważniała i zniknęła wśród kolorowych ubrań pozostawiając przyjaciół. A ten koleś dalej się na mnie gapił. Odwróciłam się plecami. Nie minęła chwila a on ominął mnie i stanął wprost przede mną.
- Ślicznie wyglądasz.
- Dzięki.
- Będziesz długo? - nadal tu stał.
Już chciałam powiedzieć, że zaraz jadę ale przyszedł mi lepszy pomysł na pozbycie się tego chłopaka.
- Przyniósł byś mi piwo ?
- Piwo?
- Tak piwo. Coś w tym dziwnego?
Uśmiechnął się tak samo uroczo jak każdy chłopak, który ma w zamiarze poderwać dziewczynę.
- Tylko się stąd nie ruszaj. Zaraz wrócę.
W odpowiedzi za 3 minuty siedziałam już w aucie słuchając niezadowolenia Kim, a dwie godziny później spałam już w swoim łóżku.



1 komentarz:

Rozdział IX

| |

Nie dano mi długo spać, bo już o 6 dobiegły mnie dziwne odgłosy z kuchni. Czułam zapach boczku smażonego na patelni. Gwizdał czajnik. Przez uchylone okno wpadał śpiew ptaków, który mieszał się z rozmową. Taki pakiet otrzymałam w sobotni poranek. Leżałam patrząc w sufit gdy nagle mnie zatkało. Skoro ja jestem tu a Kim w kuchni, to kto z nią rozmawia? Pierwsza myśl : KIMENY jest PSYCHICZNA i rozmawia ze sobą. Żartuję. Po prostu wstałam.
- Też Cię kocham.
Tyle co zdążyłam usłyszeć a obydwie osoby odskoczyły. Kim poprawiła pośpiesznie włosy. Zaczęła czegoś energicznie szukać. Pewnie słów.
- O Molly! Już kochanie wstałaś? - przesłodziła.
- A nie powinnam?
To zakończyło naszą rozmowę i przeniosłam wzrok na drugą osobę a potem z powrotem na  siostrę. Ona w odpowiedzi udała, że jest zaskoczona i nie wie o co mi chodzi. Wydusiłam w końcu z siebie kilka wyrazów:
- A pan to kto?
- Feliks.
Prawie parsknęłam śmiechem. Feliks? Naprawdę? Imię troszeczkę jak faraon. Mężczyzna natomiast miał brodę i przypominał hipisa, ale że była sobota podejrzewałam, że na co dzień chodzi w garniturze. Tu tak jest. Wszystko na odwrót.
- Czy wy? - gestykulowałam rekami.
- Molly, Molly - podeszła do mnie i objęła ramieniem - Feliks to mój narzeczony. Zawiezie nas na urodziny.
- Aha. - odparłam jakby to wszystko było normalne i wcale mnie nie dziwiło.
O 15 zbiegłam po schodach i wpakowałam pośpiesznie w auto. Byłam zmęczona i roztargniona. Ledwo co zdążyłam przejrzeć poranne wiadomości i poszukać czegoś w sprawie wypadku. Nie miałam ochoty na żadne przyjęcia. Jednak czego nie robi się dla siostry. Myślami byłam gdzieś w moim poprzednim, ułożonym życiu.
Brodacz ruszył energicznie niczym mistrz kierownicy. Z przyzwyczajenia włożyłam rękę do tylnej kieszeni po telefon. Cholera! Zostawiałam go na półce.
Przejeżdżając obok parku dostrzegłam pochylonego na ławce Nicka. Wtedy mnie olśniło. Czy ja naprawdę mam taką sklerozę? Jak mogłam go tak wystawić? Nawet nie miałam jak go poinformować, że jednak nie przyjdę. Ubrany był w  białą koszulkę z napisem " Hate Monday". Wyglądał uroczo. Zerkał na zegarek. Zrobiło mi się tak strasznie głupio, że o nim zapomniałam. Położyłam rękę na szybę. Tak bardzo chciałabym siedzieć z nim na ławce a nie jechać na idiotyczne przyjęcie. Naglę moje myśli odbiły się z powrotem w mojej głowie. " Chciałabym siedzieć z nim na ławce.." Zaczęłam sama siebie nienawidzić. Jak mogę być taka pusta? Kocham Olivera, koniec kropka. Brzydzę się sobą. Jeśli mój chłopak nie żyje to zna moje myśli, a ja ewidentnie go zdradzam. To żałosne. Tak bardzo Cię przepraszam mój skarbie. Usiadłam prosto w samochodzie i zmusiłam się do uśmiechu. Dobrze się stało, że jadę a nie patrzę w oczy Nickowi. Sama nie wierzyłam w to co myślałam, ale chciałam, aby tak było.
   Było przeraźliwie głośno. Cały dom Candy to istne ogromne muzeum. Inaczej wyobrażałam sobie to wszystko. Mieszkała jak księżniczka. Zupełnie nie mogłam się odnaleźć. Raz z jednej raz z drugiej strony ktoś na mnie wchodził, popychał, nie zauważał. Naraz ruda idiotka wylała na mnie różowy poncz. Wycofałam się z tej chorej gry i wyruszyłam na poszukiwanie łazienki. Prawie w każdym rogu całowali się ludzie. Jacyś chłopacy urządzili zjazd ze schodów w koszu. Gdyby ojciec wiedział jakie towarzystwo ma Kimeny w życiu nie zostawił by jej w tym mieście sam. Co gorsza nie wiedział nawet o narzeczonym. Ten cały Feliks wydawał mi się jakimś narkomanem. Będę na niego mieć oko. Weszłam do pustego pokoju na poddaszu. Lepsze to niż nic. Zamykając drzwi za sobą moje uszy odetchnęły z ulgą. Hałas jaki nosił się po całym mieszkaniu był tu tłumiony. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Przytulne miejsce. Jedno kremowe łóżko z baldachimem, trzy zdobione krzesła przy szklanym stoliku, półki, szafa i toaletka z ogromnym lustrem i milionami lampek dookoła. Cudownie. Wypatrzyłam sobie chusteczki, aby wyczyścić sukienkę. Były tak wysoko na półce, ze zaczęłam skakać by je dosięgnąć. Na raz strąciłam je ręką i spadły wraz z papierami.
- Ups.
Podniosłam wycinek gazety i zamierzałam odłożyć na miejsce gdy w ostatniej chwili, rzucił mi się charakterystyczny nagłówek. " OSIEMNASTOLATEK ZGINĄŁ "  dalej " Czy to syn Georga?" Kto to jest Georg ? a potem " Jesteśmy pewni, że Mr. Timber chce uchronić córkę, ale przecież przed takim błędem nie da się chronić. Policja z Koweltown interweniuje w tej sprawie." przemieszałam kolejne notatki i zobaczyłam wczorajszą datę. " Narkoman w ciężkim stanie przewieziony z przedmieścia do lokalnego szpitala. Mężczyzna został pobity . Trzy rany cięte. Sprawcy uciekli z miejsca wypadku. Śledztwo w toku". Zakryłam usta ręką i odparłam:
- Dorian.
Drzwi otworzyły się z hukiem.
- Mała wychodź stąd!
Chłopak trzymał rozbawioną dziewczynę na rękach.
- No już! Szybciutko. I nie patrz się tak!
Najserdeczniej w świecie miałam dosyć. Nic już nie rozumiałam. W takim razie wcale nie byłam tu dlatego, żeby zmienić mi środowisko tylko dlatego, aby mnie ukryć. Tylko dlaczego? Czy ktoś zabił Olivera? Nie daruje draniowi! Rana na sercu ponownie się rozdarła. Poczułam ten sam ból kiedy go straciłam. Przenikliwy. Przywykłam do tego, że był to wypadek a nie zbrodnia! Dlaczego nikt mi nic nie mówi? Starałam się opanować emocje. Ludzie bawili się w najlepsze kiedy świat przygniótł mnie nowymi faktami. Złapałam się na tym, ze patrzę na chłopaka opartego o ścianę a on na mnie. Szybko spuściłam wzrok. Nie miałam chęci tu być. Do cholery co ja tu robię? Zaraz zwariuję.
- Kim chcę jechać do domu! - wrzasnęłam kiedy znalazłam ją wśród tłumu.
- Teraz? - zapytała najwyraźniej rozbawiona.
- Tak teraz! - wrzasnęłam przekrzykując muzykę.
- Idę poszukać Feliksa.
Spoważniała i zniknęła wśród kolorowych ubrań pozostawiając przyjaciół. A ten koleś dalej się na mnie gapił. Odwróciłam się plecami. Nie minęła chwila a on ominął mnie i stanął wprost przede mną.
- Ślicznie wyglądasz.
- Dzięki.
- Będziesz długo? - nadal tu stał.
Już chciałam powiedzieć, że zaraz jadę ale przyszedł mi lepszy pomysł na pozbycie się tego chłopaka.
- Przyniósł byś mi piwo ?
- Piwo?
- Tak piwo. Coś w tym dziwnego?
Uśmiechnął się tak samo uroczo jak każdy chłopak, który ma w zamiarze poderwać dziewczynę.
- Tylko się stąd nie ruszaj. Zaraz wrócę.
W odpowiedzi za 3 minuty siedziałam już w aucie słuchając niezadowolenia Kim, a dwie godziny później spałam już w swoim łóżku.



1 komentarze :

Anonimowy pisze...

<3- #1

Prześlij komentarz

.

Elegant Rose - Move