piątek, 8 maja 2015

Rozdział IV

- Odbierz, błagam.
Ściskałam telefon w dłoni. Przez łzy nie widziałam świata. Poddałam się. Opadłam na łóżko i z trudem próbowałam powstrzymać fale napadów bólu. Do tego wszystkiego miałam okropne wyrzuty sumienia. Dlaczego nie powiedziałam mu wczoraj, że mu wybaczam? Czy kiedy pisał mi ostatniego sms'a już miał przed oczami śmierć?

" Dobranoc Molly. Kupiłem Ci czekoladki, do jutra :* "
Znałam tą treść na pamięć. Nie potrafię opisać słowami tego co czułam. Tak szczerze go kochałam. W sercu czułam nadzieję, że za chwile zadzwoni dzwonek do drzwi a w progu stanie on we własnej osobie. Pragnęłam tylko znów go zobaczyć. Czy to tak wiele? Nie poszłam do szkoły. Olałam wszystko i wszystkich. Po południu kiedy zaczęłam szukać jakiegoś wytłumaczenia myśli skierowały mnie do Doriana. Tylko on wydawał się najrozsądniejszym planem na poprawę samopoczucia. Wciągnęłam wytarte jeansy. Koszulkę nocną tylko poprawiłam dłońmi. Zarzuciłam za dużą na mnie bluzę Olivera i wybiegłam z domu.
W takich momentach świat się wali. Mózg odłącza się od reszty a całym ciałem kieruje zranione serce. Biegłam na oślep. Przepychałam się przez tłum. Zakryłam oczy przed rażącym światłem. Nagle poczułam rękę na ramieniu.
- Ostrożnie! -warknął.
Stałam na krawężniku a chłopak, który mnie uratował był blady z przerażenia. O krok za daleko i mogłabym znajdować się w dużo poważniejszym stanie. Odburknęłam coś krótko. Miałam w zamiarze ruszyć dalej, ale on wciąż trzymał moją rękę.
- O co ci chodzi?
- Wydajesz się być niezrównoważona psychicznie, albo to twój najgorszy dzień. Mimo wszystko to co robisz nie jest rozsądne.
Popatrzył jakby chciał na mnie wymusić jakieś zdanie.
- Aaa! Było trzeba od razu powiedzieć, że mam ci podziękować, b o h a t e r z e.
Chłopak zmieszał się i uwolnił mnie od uścisku jego dłoni. Zauważyłam lekki rumieniec na jego twarzy. Szybko się odwrócił.
- Właściwie dlaczego chciało ci się mnie ratować?
- Bo tak - rzucił przez ramię.
Poprawił swoją torbę sportową i równie szybko jak się pojawił, tak zniknął wśród tłumu przechodniów. Jego słowa nic dla mnie nie znaczyły a jednak zabolały. Nie miałam czasu na tanie podrywy. Jeszcze chwila i zwariuję. Jeśli Oliver nadal żyje i mnie potrzebuje to może warto jeszcze chwile pożyć. Resztę drogi przeszłam ostrożnie na ile się dało.
Obdrapane schody kamienicy przytłaczały mnie ponurym wyglądem. Ściany były zimne i popisane. Pod czternastką mieszkał Dorian. Każdy zawsze mógł tam wejść ponieważ stare, skrzypiące drzwi nie domykały się. Wchodząc tam czuło się jeszcze większy smutek niż na klatce. Pod nogami skrzypiało szkło po piwie. Stolik leżał przewrócony w kącie. Sterta gazet, butelki, butelki i jeszcze raz butelki.  Gdybym była tu pierwszy raz żyłabym w pełnym przekonaniu, że jest to opuszczone mieszkanie, w którym zadomowili się bezdomni. Skręciłam i weszłam do jego pokoju. Było pusto. Zazwyczaj siedział skulony na łóżku i remiksował kawałki utworów na imprezę. Czułam jego obecność. Otworzyłam kolejne drzwi. Poczułam zapach stęchlizny. Nic. Natychmiast je zamknęłam. Kolejne. Cisza. Wszystko było na swoim miejscu. Stary wazon z wiecznie pustym miejscem.
Przed śmiercią jego mamy dom znajdował się w lepszej kondycji. Zawsze witała wszystkich promiennym uśmiechem. Starała się by firany były śnieżnobiałe, blat wytarty a kawa w dzbanku zawsze gorąca. Wkładała w to bardzo dużo serca. Bez niej mieszkanie umierało wraz z domownikami.
 Zaczęłam się bać. Gdzie on do cholery jest? Ostatnie pomieszczenie to toaleta. O nie, nie. Że niby mam tam wejść? Zapukałam. Chwila ciszy. Nagle coś się rozbiło. Na dźwięk szkła odskoczyłam jak poparzona. Nie miałam pewności czy jest tam on czy może jakiś zbir, złodziej, morderca albo jego pijany ojciec. Wypuściłam powietrze z nozdrzy i nacisnęłam na klamkę. Raz kozie śmierć. Widok jaki zobaczyłam był jeszcze gorszy niż przypuszczane teorie. Chłopak upadł tak nisko, że zamierzał popełnić samobójstwo. Tak, SAMOBÓJSTWO! Nie mogłam na to pozwolić.
- Błagam cię Dorian to niczego nie zmieni, uwierz. Wiem że cierpisz ja też ...
Przerwałam ale cały czas obserwowałam jego ruchy. Ręce trzęsły mi się z przerażenia. W takich momentach przydaje się zachowanie zimnej krwi.
- Gdy...gdybym , gdybym...
Mamrotał. Wyczułam, że był nieźle zalany. Zazwyczaj starał się unikać tego świństwa by nie popaść w uzależnienie jak ojciec.
- On jedyny mi pomagał! ZAWSZE! - wrzasnął.
Skuliłam się i na kolanach podchodziłam coraz bliżej. Szkło porozcinało mi w paru miejscach nogi. Starałam przesuwać się tak aby nie robić nic gwałtownie. Tylko spokojnie.
- Teraz ja cie potrzebuje. Odłóż to błagam. 
- Do cholery, Dorian! Nie słyszysz?!
Dalej mamrotał i wierzgał się na wszystkie strony. Serce biło mi jak oszalałe. Byłam na tyle blisko by podjąć decyzję. Teraz albo nigdy! Wiem, że prawdziwy Dorian przy zdrowych zmysłach nigdy nie targnąłby się na swoje życie.
W tej sekundzie rzuciłam się na niego a pistolet wystrzelił gdzieś w bok. Dorian nie stawiał oporu więc dość sprawie wyjęłam mu ją z dłoni i rzuciłam gdzieś daleko w przedpokój. Przytuliłam go bardzo mocno. Czułam jego serce, które biło jeszcze szybciej niż moje. Starałam się go zrozumieć. Oliver był mu bardzo bliskim kumplem. Nawet ja nie chciałabym przebywać teraz sama w dodatku w takim mieszkaniu. Głaskałam dłońmi jego plecy. Uspokoił się trochę więc wyjęłam z kieszeni telefon. Miałam dziesięć nieodebranych połączeń od mamy. Musiałam wracać. Ta decyzja dużo mnie kosztowała, ale postanowiłam zrobić to mimo wszystko dla Olivera. Nie zniosłabym myśli, że zostawiłam człowieka, który kilka minut po moim wyjściu zabierze się za kolejną próbę samobójczą. Dwie martwe osoby jednego tygodnia to za dużo jak na moje małe, obolałe serce.
- Dorian idziesz ze mną. Wstawaj!




2 komentarze:

  1. Bardzo fajny rozdział :* Czekam na kolejny :3 wy-stardoll.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo wciągające,przeczytałam cały i czekam na kolejny ;-).
    magdasara.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Rozdział IV

| |

- Odbierz, błagam.
Ściskałam telefon w dłoni. Przez łzy nie widziałam świata. Poddałam się. Opadłam na łóżko i z trudem próbowałam powstrzymać fale napadów bólu. Do tego wszystkiego miałam okropne wyrzuty sumienia. Dlaczego nie powiedziałam mu wczoraj, że mu wybaczam? Czy kiedy pisał mi ostatniego sms'a już miał przed oczami śmierć?

" Dobranoc Molly. Kupiłem Ci czekoladki, do jutra :* "
Znałam tą treść na pamięć. Nie potrafię opisać słowami tego co czułam. Tak szczerze go kochałam. W sercu czułam nadzieję, że za chwile zadzwoni dzwonek do drzwi a w progu stanie on we własnej osobie. Pragnęłam tylko znów go zobaczyć. Czy to tak wiele? Nie poszłam do szkoły. Olałam wszystko i wszystkich. Po południu kiedy zaczęłam szukać jakiegoś wytłumaczenia myśli skierowały mnie do Doriana. Tylko on wydawał się najrozsądniejszym planem na poprawę samopoczucia. Wciągnęłam wytarte jeansy. Koszulkę nocną tylko poprawiłam dłońmi. Zarzuciłam za dużą na mnie bluzę Olivera i wybiegłam z domu.
W takich momentach świat się wali. Mózg odłącza się od reszty a całym ciałem kieruje zranione serce. Biegłam na oślep. Przepychałam się przez tłum. Zakryłam oczy przed rażącym światłem. Nagle poczułam rękę na ramieniu.
- Ostrożnie! -warknął.
Stałam na krawężniku a chłopak, który mnie uratował był blady z przerażenia. O krok za daleko i mogłabym znajdować się w dużo poważniejszym stanie. Odburknęłam coś krótko. Miałam w zamiarze ruszyć dalej, ale on wciąż trzymał moją rękę.
- O co ci chodzi?
- Wydajesz się być niezrównoważona psychicznie, albo to twój najgorszy dzień. Mimo wszystko to co robisz nie jest rozsądne.
Popatrzył jakby chciał na mnie wymusić jakieś zdanie.
- Aaa! Było trzeba od razu powiedzieć, że mam ci podziękować, b o h a t e r z e.
Chłopak zmieszał się i uwolnił mnie od uścisku jego dłoni. Zauważyłam lekki rumieniec na jego twarzy. Szybko się odwrócił.
- Właściwie dlaczego chciało ci się mnie ratować?
- Bo tak - rzucił przez ramię.
Poprawił swoją torbę sportową i równie szybko jak się pojawił, tak zniknął wśród tłumu przechodniów. Jego słowa nic dla mnie nie znaczyły a jednak zabolały. Nie miałam czasu na tanie podrywy. Jeszcze chwila i zwariuję. Jeśli Oliver nadal żyje i mnie potrzebuje to może warto jeszcze chwile pożyć. Resztę drogi przeszłam ostrożnie na ile się dało.
Obdrapane schody kamienicy przytłaczały mnie ponurym wyglądem. Ściany były zimne i popisane. Pod czternastką mieszkał Dorian. Każdy zawsze mógł tam wejść ponieważ stare, skrzypiące drzwi nie domykały się. Wchodząc tam czuło się jeszcze większy smutek niż na klatce. Pod nogami skrzypiało szkło po piwie. Stolik leżał przewrócony w kącie. Sterta gazet, butelki, butelki i jeszcze raz butelki.  Gdybym była tu pierwszy raz żyłabym w pełnym przekonaniu, że jest to opuszczone mieszkanie, w którym zadomowili się bezdomni. Skręciłam i weszłam do jego pokoju. Było pusto. Zazwyczaj siedział skulony na łóżku i remiksował kawałki utworów na imprezę. Czułam jego obecność. Otworzyłam kolejne drzwi. Poczułam zapach stęchlizny. Nic. Natychmiast je zamknęłam. Kolejne. Cisza. Wszystko było na swoim miejscu. Stary wazon z wiecznie pustym miejscem.
Przed śmiercią jego mamy dom znajdował się w lepszej kondycji. Zawsze witała wszystkich promiennym uśmiechem. Starała się by firany były śnieżnobiałe, blat wytarty a kawa w dzbanku zawsze gorąca. Wkładała w to bardzo dużo serca. Bez niej mieszkanie umierało wraz z domownikami.
 Zaczęłam się bać. Gdzie on do cholery jest? Ostatnie pomieszczenie to toaleta. O nie, nie. Że niby mam tam wejść? Zapukałam. Chwila ciszy. Nagle coś się rozbiło. Na dźwięk szkła odskoczyłam jak poparzona. Nie miałam pewności czy jest tam on czy może jakiś zbir, złodziej, morderca albo jego pijany ojciec. Wypuściłam powietrze z nozdrzy i nacisnęłam na klamkę. Raz kozie śmierć. Widok jaki zobaczyłam był jeszcze gorszy niż przypuszczane teorie. Chłopak upadł tak nisko, że zamierzał popełnić samobójstwo. Tak, SAMOBÓJSTWO! Nie mogłam na to pozwolić.
- Błagam cię Dorian to niczego nie zmieni, uwierz. Wiem że cierpisz ja też ...
Przerwałam ale cały czas obserwowałam jego ruchy. Ręce trzęsły mi się z przerażenia. W takich momentach przydaje się zachowanie zimnej krwi.
- Gdy...gdybym , gdybym...
Mamrotał. Wyczułam, że był nieźle zalany. Zazwyczaj starał się unikać tego świństwa by nie popaść w uzależnienie jak ojciec.
- On jedyny mi pomagał! ZAWSZE! - wrzasnął.
Skuliłam się i na kolanach podchodziłam coraz bliżej. Szkło porozcinało mi w paru miejscach nogi. Starałam przesuwać się tak aby nie robić nic gwałtownie. Tylko spokojnie.
- Teraz ja cie potrzebuje. Odłóż to błagam. 
- Do cholery, Dorian! Nie słyszysz?!
Dalej mamrotał i wierzgał się na wszystkie strony. Serce biło mi jak oszalałe. Byłam na tyle blisko by podjąć decyzję. Teraz albo nigdy! Wiem, że prawdziwy Dorian przy zdrowych zmysłach nigdy nie targnąłby się na swoje życie.
W tej sekundzie rzuciłam się na niego a pistolet wystrzelił gdzieś w bok. Dorian nie stawiał oporu więc dość sprawie wyjęłam mu ją z dłoni i rzuciłam gdzieś daleko w przedpokój. Przytuliłam go bardzo mocno. Czułam jego serce, które biło jeszcze szybciej niż moje. Starałam się go zrozumieć. Oliver był mu bardzo bliskim kumplem. Nawet ja nie chciałabym przebywać teraz sama w dodatku w takim mieszkaniu. Głaskałam dłońmi jego plecy. Uspokoił się trochę więc wyjęłam z kieszeni telefon. Miałam dziesięć nieodebranych połączeń od mamy. Musiałam wracać. Ta decyzja dużo mnie kosztowała, ale postanowiłam zrobić to mimo wszystko dla Olivera. Nie zniosłabym myśli, że zostawiłam człowieka, który kilka minut po moim wyjściu zabierze się za kolejną próbę samobójczą. Dwie martwe osoby jednego tygodnia to za dużo jak na moje małe, obolałe serce.
- Dorian idziesz ze mną. Wstawaj!




2 komentarze :

Anonimowy pisze...

Bardzo fajny rozdział :* Czekam na kolejny :3 wy-stardoll.blogspot.com

Magda.Sara pisze...

Bardzo wciągające,przeczytałam cały i czekam na kolejny ;-).
magdasara.blogspot.com

Prześlij komentarz

.

Elegant Rose - Move