wtorek, 5 maja 2015

Rozdział II

Pogoda była fatalna. Błotniste kałuże rozciągnęły się po całej szerokości chodnika. Trawa straciła swoją zieloną barwę. Zniecierpliwieni kierowcy trąbili na siebie z niespotykanym gniewem, a szare gołębie pochowały swoje ciekawskie główki pod dachem dużego centrum handlowego. Moje brązowe loki wirowały przy każdym podmuchu wiatru. Na szczęście nie padało, ale pojawiające się chmury na horyzoncie symbolizowały zmianę pogody.
- To nie jest dobra pora na lody, ale wyszłam żeby...
Tu przerwał mi głośnym westchnięciem. Popatrzyłam na niego a on na mnie. Było w nim coś co dało mi siłę na wysłuchanie jego wersji wydarzeń. Przystanął i położył swoją ciepłą dłoń na moim policzku. Delikatnie muskał moją twarz palcem. Spuściłam wzrok i zaczęłam przyglądać się starym trampkom. Nastąpiło długie milczenie.
- Byłem pijany.
To mnie nawet rozbawiło. Zauważyliście, że faceci kiedy robią głupstwa zwalają na alkohol. Czasem to nawet prawda, ale zawsze przyczyna jest jedna. Gdyby tak ok. 10 tysięcy lat temu ludzie nie zaczęliby eksperymentów z fermentacją winogron, daktyli, fig i tym podobnych, to mój chłopak wczoraj byłby trzeźwym człowiekiem i nie popełniłby życiowego błędu tym samym nie raniąc moich uczuć. Byliśmy ze sobą już rok i nie chciałam z niego rezygnować, tylko dlatego, że nie był sobą. Owszem, nie potrafiłam również tak szybko o wszystkim zapomnieć.
- Tak, zwalmy na piwo. Mogę wiedzieć chociaż jakie?
- Nie było mowy o piwie. To była wódka.
- No to zaszalałeś!  Pewnie Amber cię poczęstowała - nie mogłam powstrzymać się od tej ciętej riposty. Oliver był nieugięty. Zacisnął zęby i kontynuował.
- Pamiętasz środę ? Jak powiedziałaś, że już mnie nie kochasz jak kiedyś. Kiedy nie chciałaś mi powiedzieć dlaczego jesteś smutna? Czułem się zraniony. Nie mówisz mi wielu rzeczy. Nie zamierzałem jednak odpuścić. Poszedłem do kumpla. Dorian akurat pił. Znasz jego sytuację. W domu się nie przelewa. Dziewczyna go zostawiła, matka umarła na raka ...
Powiedzmy że już gdzieś w tej części jego wypowiedzi przestałam słuchać. No, bo co? Znałam Doriana na wylot. Zresztą kto nie znał. Kiedyś za nim nie przepadałam, ale odkąd byłam z Oliverem wszystko się zmieniło. Całe moje życie stało się bardziej kolorowe, radosne, przez co poznałam paru nowych ludzi oraz byłam bardziej tolerancyjna. Mój chłopak bardzo mnie zmienił. Był ideałem. Natomiast Dorian to przystojniak z problemami.
- Słuchasz?
Głupie pytanie. Oczywiście, że nie.
- Znam Doriana.
- Przecież tłumaczę Ci tą sytuację. Ygh, Molly. Dotrzymywałem przyjacielowi towarzystwa, a  że ty wyprowadziłaś mnie z równowagi, również sięgnąłem po alkohol. Zaczęliśmy o tobie rozmawiać i Dorian powiedział, że pewnie pokłóciłaś się z Amber. Więc pijany wystartowałem do niej. Myślałem, że będę bohaterem czy coś w tym rodzaju. Chciałem ci pomóc. Najpierw dowiedzieć się czy to na pewno ona jest przyczyną twojego smutku. Chociaż byłem pewien, że to Amber, bo ciągle robi ci jakieś wyrzuty. Ona oczywiście to wykorzystała.
Chłopak bohater. No naprawdę popisał się.
- Co za żmija!
- Naprawę, bardzo Cię kocham.
Spojrzał mi głęboko w oczy. Tak bardzo starał się odzyskać moje zaufanie a ja opanować nad sobą.
- Jak było?
- Ale z czym?
- No jak ona całuje? Lepiej ode mnie?
- Oh, daj spokój!
- No opowiedz.
Przygryzłam wargi.
- Wszedłem, zacząłem ją oskarżać i się awanturować. - zaczął oschle. - Amber dobrze wiedziała, że przyjdziesz. Celowo zostawiła uchylone drzwi  żebyś nie dzwoniła. Zaczęła dobierać się do mnie a ja nagle zrozumiałem co się dzieje. Pochyliła się nade mną, rozpięła koszulę jak tania dziwka i pocałowała w momencie kiedy ty stałaś już w drzwiach. Za późno zareagowałem i tak bardzo cię zraniłem.
- Podobało ci się prawda? Lubisz takie ostre! - te słowa zabolały. Odwróciłam twarz aby nie widział moich łez. Wspomnienie z tego piekielnego dnia wróciło. Miałam tą scenę przed oczami. Ich obydwu. Amber dotykającą mój największy skarb. Podszedł do mnie bliżej i objął umięśnionymi ramionami. Pochylił głowę i wyszeptał:
- Tak bardzo Cię kocham. Przepraszam. Cholernie przepraszam. Musisz mi uwierzyć.
Ten dzień zdawał się nie mieć końca. Słowa "kocham cię" traciły swój urok. Byłam wściekła, że wypowiada je tak często. Nasz codzienny limit dziś osiągnął rekord. Staliśmy tak z kilka minut. Napajaliśmy się błogą ciszą i rytmicznym biciem naszych serc. Zrobiło się chłodniej. Ktoś tu mówił o lodach? W tej chwili marzyłam o kocyku i kakao.
- Kocham Cię.
Zaraz go zamorduję. Które to już z kolei?
Odwróciłam się i spojrzałam w jego błękitne oczy. Był tak przystojny. Był MÓJ. Boże, co się ze mną dzieje. Co on ze mną robi.
- Może ci wybaczę.
Przytulił mnie i pocałował w czubek głowy. Nie miałam nic przeciwko. Mimo, że nadal byłam dla Olivera chłodna on traktował mnie jakbym kochała go jak dawniej. Nie chciał mnie stracić i wiedział, że potrzebuje czasu.
- Dziś wieczorem jadę do mamy. Rozchorowała się. Pojedziesz ze mną ?
- Nie przesadzaj. Jeszcze ci nie wybaczyłam.
Odprowadził mnie pod same drzwi. Widziałam jak ciężko było mu puszczać moją rękę. Chciałam aby został przy mnie. Nie potrafię, być na niego długo zła. Jedno jego spojrzenie i chwieję się pode mną ziemia.
- Może... - usłyszałam własne słowa. - Zostałbyś ze mną?
- Molciu wiesz, że muszę jechać.
- Okey, jedź! - wbiegłam po schodach i zamknęłam drzwi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział II

| |

Pogoda była fatalna. Błotniste kałuże rozciągnęły się po całej szerokości chodnika. Trawa straciła swoją zieloną barwę. Zniecierpliwieni kierowcy trąbili na siebie z niespotykanym gniewem, a szare gołębie pochowały swoje ciekawskie główki pod dachem dużego centrum handlowego. Moje brązowe loki wirowały przy każdym podmuchu wiatru. Na szczęście nie padało, ale pojawiające się chmury na horyzoncie symbolizowały zmianę pogody.
- To nie jest dobra pora na lody, ale wyszłam żeby...
Tu przerwał mi głośnym westchnięciem. Popatrzyłam na niego a on na mnie. Było w nim coś co dało mi siłę na wysłuchanie jego wersji wydarzeń. Przystanął i położył swoją ciepłą dłoń na moim policzku. Delikatnie muskał moją twarz palcem. Spuściłam wzrok i zaczęłam przyglądać się starym trampkom. Nastąpiło długie milczenie.
- Byłem pijany.
To mnie nawet rozbawiło. Zauważyliście, że faceci kiedy robią głupstwa zwalają na alkohol. Czasem to nawet prawda, ale zawsze przyczyna jest jedna. Gdyby tak ok. 10 tysięcy lat temu ludzie nie zaczęliby eksperymentów z fermentacją winogron, daktyli, fig i tym podobnych, to mój chłopak wczoraj byłby trzeźwym człowiekiem i nie popełniłby życiowego błędu tym samym nie raniąc moich uczuć. Byliśmy ze sobą już rok i nie chciałam z niego rezygnować, tylko dlatego, że nie był sobą. Owszem, nie potrafiłam również tak szybko o wszystkim zapomnieć.
- Tak, zwalmy na piwo. Mogę wiedzieć chociaż jakie?
- Nie było mowy o piwie. To była wódka.
- No to zaszalałeś!  Pewnie Amber cię poczęstowała - nie mogłam powstrzymać się od tej ciętej riposty. Oliver był nieugięty. Zacisnął zęby i kontynuował.
- Pamiętasz środę ? Jak powiedziałaś, że już mnie nie kochasz jak kiedyś. Kiedy nie chciałaś mi powiedzieć dlaczego jesteś smutna? Czułem się zraniony. Nie mówisz mi wielu rzeczy. Nie zamierzałem jednak odpuścić. Poszedłem do kumpla. Dorian akurat pił. Znasz jego sytuację. W domu się nie przelewa. Dziewczyna go zostawiła, matka umarła na raka ...
Powiedzmy że już gdzieś w tej części jego wypowiedzi przestałam słuchać. No, bo co? Znałam Doriana na wylot. Zresztą kto nie znał. Kiedyś za nim nie przepadałam, ale odkąd byłam z Oliverem wszystko się zmieniło. Całe moje życie stało się bardziej kolorowe, radosne, przez co poznałam paru nowych ludzi oraz byłam bardziej tolerancyjna. Mój chłopak bardzo mnie zmienił. Był ideałem. Natomiast Dorian to przystojniak z problemami.
- Słuchasz?
Głupie pytanie. Oczywiście, że nie.
- Znam Doriana.
- Przecież tłumaczę Ci tą sytuację. Ygh, Molly. Dotrzymywałem przyjacielowi towarzystwa, a  że ty wyprowadziłaś mnie z równowagi, również sięgnąłem po alkohol. Zaczęliśmy o tobie rozmawiać i Dorian powiedział, że pewnie pokłóciłaś się z Amber. Więc pijany wystartowałem do niej. Myślałem, że będę bohaterem czy coś w tym rodzaju. Chciałem ci pomóc. Najpierw dowiedzieć się czy to na pewno ona jest przyczyną twojego smutku. Chociaż byłem pewien, że to Amber, bo ciągle robi ci jakieś wyrzuty. Ona oczywiście to wykorzystała.
Chłopak bohater. No naprawdę popisał się.
- Co za żmija!
- Naprawę, bardzo Cię kocham.
Spojrzał mi głęboko w oczy. Tak bardzo starał się odzyskać moje zaufanie a ja opanować nad sobą.
- Jak było?
- Ale z czym?
- No jak ona całuje? Lepiej ode mnie?
- Oh, daj spokój!
- No opowiedz.
Przygryzłam wargi.
- Wszedłem, zacząłem ją oskarżać i się awanturować. - zaczął oschle. - Amber dobrze wiedziała, że przyjdziesz. Celowo zostawiła uchylone drzwi  żebyś nie dzwoniła. Zaczęła dobierać się do mnie a ja nagle zrozumiałem co się dzieje. Pochyliła się nade mną, rozpięła koszulę jak tania dziwka i pocałowała w momencie kiedy ty stałaś już w drzwiach. Za późno zareagowałem i tak bardzo cię zraniłem.
- Podobało ci się prawda? Lubisz takie ostre! - te słowa zabolały. Odwróciłam twarz aby nie widział moich łez. Wspomnienie z tego piekielnego dnia wróciło. Miałam tą scenę przed oczami. Ich obydwu. Amber dotykającą mój największy skarb. Podszedł do mnie bliżej i objął umięśnionymi ramionami. Pochylił głowę i wyszeptał:
- Tak bardzo Cię kocham. Przepraszam. Cholernie przepraszam. Musisz mi uwierzyć.
Ten dzień zdawał się nie mieć końca. Słowa "kocham cię" traciły swój urok. Byłam wściekła, że wypowiada je tak często. Nasz codzienny limit dziś osiągnął rekord. Staliśmy tak z kilka minut. Napajaliśmy się błogą ciszą i rytmicznym biciem naszych serc. Zrobiło się chłodniej. Ktoś tu mówił o lodach? W tej chwili marzyłam o kocyku i kakao.
- Kocham Cię.
Zaraz go zamorduję. Które to już z kolei?
Odwróciłam się i spojrzałam w jego błękitne oczy. Był tak przystojny. Był MÓJ. Boże, co się ze mną dzieje. Co on ze mną robi.
- Może ci wybaczę.
Przytulił mnie i pocałował w czubek głowy. Nie miałam nic przeciwko. Mimo, że nadal byłam dla Olivera chłodna on traktował mnie jakbym kochała go jak dawniej. Nie chciał mnie stracić i wiedział, że potrzebuje czasu.
- Dziś wieczorem jadę do mamy. Rozchorowała się. Pojedziesz ze mną ?
- Nie przesadzaj. Jeszcze ci nie wybaczyłam.
Odprowadził mnie pod same drzwi. Widziałam jak ciężko było mu puszczać moją rękę. Chciałam aby został przy mnie. Nie potrafię, być na niego długo zła. Jedno jego spojrzenie i chwieję się pode mną ziemia.
- Może... - usłyszałam własne słowa. - Zostałbyś ze mną?
- Molciu wiesz, że muszę jechać.
- Okey, jedź! - wbiegłam po schodach i zamknęłam drzwi.


0 komentarze :

Prześlij komentarz

.

Elegant Rose - Move